II

651 30 1
                                    

-No nie powiem, jestem zawiedziona. Gdzie się podziały fanfary dla wracającej z daleka podróżniczki?

Callie oderwała się od kartki, na której właśnie pisała i jednym odepchnięciem nogi od biurka odwróciła się na krześle obrotowym w stronę siostry. Pod względem wyglądu była bardzo do niej podobna. Te same kasztanowe włosy, te same brązowe oczy i podobna, drobna postura. Jednak w jej twarzy była ta anielskość, "niewinność", przez którą często to starsza z rodzeństwa była obarczana winą przez rodziców. Bo przecież taka słodka istotka jak Callie nie mogła zbić szyby. (Plot twist: mogła. Zrobiła to latając na miotle w środku salonu)

-Wracająca z daleka podróżniczka? Nie było cię trzy dni.

-No dobra, ale nie powiesz mi, że Polska jest blisko- stwierdziła Cora.- Czemu nie chciało ci się nawet zejść na dół mnie przywitać. Smutno mi teraz- dodała robiąc żałosną minkę.

-Nie usłyszałam was. Byłam zajęta pisaniem do Chloé- odpowiedziała wskazując na papier na stole.

-Po angielsku, czy francusku?- spytała dziewczyna z zainteresowaniem podchodząc bliżej. W sumie bardzo niewiele wiedziała o listownej przyjaciółce siostry.

-Po francusku, więc nawet nie próbuj przeczytać i tak nie zrozumiesz. Chciałaś coś jeszcze mi powiedzieć, oprócz tego, że jestem złym człowiekiem, któremu nie chce się nawet zejść piętro niżej?

-Tak, jutro rano idziemy na Pokątną kupić rzeczy dla mnie do Hogwartu.

-Jutro? Tak w środku tygodnia?

-Tata ma na późniejszą zmianę, a mama  zamieniła się z jakąś koleżanką godzinami w sklepie, więc będziemy mieli piękny rodzinny poranek zakupów.

-Brzmi fascynująco.

-Zawsze możesz zostać w domu.

-Poświęcę się dla ciebie, Corrie- na te słowa starsza z sióstr popchnęła krzesło drugiej, tak że pojechało dwa metry w bok prawie waląc o ścianę.

-No co ty robisz kobieto- Callie nie była zła, raczej rozbawiona.

-Nie moja wina, że przez 10 lat życia nie nauczyłaś się mnie tak nie nazywać.

-Nie moja wina, że przez 12 lat życia nie nauczyłaś się nie reagować na zaczepki.

Starsza z dziewczyn prychnęła i ruszyła do wyjścia. Obie udawały obrażone, ale tak naprawdę cieszyły się na myśl o spędzeniu razem reszty wakacji.

***

-Co w sumie musi kupić Cora?- spytała Callie następnego ranka przy śniadaniu.

-Tylko podręczniki i szaty robocze, ale przy okazji kupimy parę rzeczy do domu- odpowiedziała mama.

-Kto uczy obrony przed czarną magią w Hogwarcie? Bo strasznie dużo na tej liście książek Lockharta.

-Pewnie jedna z tych starych wiedźm, maniaczek. Będziesz cierpieć w tym roku- zaśmiała się Callie. Ani jej, ani Corze nie udało się nigdy przeczytać żadnej książki Gilderoya Lockharta. Obie po paru stronach uznały go za wyjątkowego narcyza.

-Dobrze, powinniśmy się już zbierać- stwierdził tata wstając od stołu.

-A moglibyśmy mi kupić używane szaty?-spytała Cora- No bo brakuje mi tylko roboczych, a znając moje szczęście to i tak je spalę na eliksirach- dodała szybko widząc zdziwione miny rodziców.

-Skoro tak chcesz, to nie mamy nic przeciwko. W sumie to całkiem dobry pomysł.

***

Na ulicy Pokątnej Callie razem z ojcem poszli kupić parę potrzebnych rzeczy do domu, a Cora z matką ruszyły do sklepu z używanymi szatami. Dziewczyna znalazła dwie pasujące na nią, w bardzo dobrym stanie. Właśnie szła pokazać je mamie, gdy zobaczyła, że rozmawia ona z jakąś kobietą. Nastolatka podeszła bliżej i dopiero wtedy zauważyła stojącą obok, trochę od niej młodszą rudą dziewczynkę.

-Och, jesteś Cora. Pamiętasz panią Weasley, prawda?- kiwnęła głową. Wszystko stało się jasne. Jej rodzice kiedyś przyjaźnili się z Weasleyami. Nawet czasami bywała w Norze, ale to było parę lat temu.

-Dzień dobry. Cześć Ginny.

-Cześć.

-To ja może nie będę wam przeszkadzać, kupię te szaty i poszukam taty, dobrze mamo?

-Jasne, ale poczekajcie na mnie przy Esach i Floresach.

Parę minut później dziewczyna wyszła ze sklepu. Znalezienie rodziny jednak nie było takie proste. Przeszła pół Pokątnej, aż w końcu zobaczyła ich stojących przed księgarnią.

-Witaj, mamy problem- zaczęła na wstępie Callie wskazując na transparent przyczepiony do budynku księgarni.

Gilderoy Lockhart
Będzie podpisywał egzemplarze swojej autobiografii "Moje Magiczne Ja"
d

zisiaj, od 11.00 do 15.00.


-Nie wiem jak my się tam przepchniemy, a tata musi być w wydawnictwie Proroka Codziennego o 14.- dokończyła.

-A gdzie jest mama?

-Spotkała panią Weasley i pewnie sobie teraz gdzieś idą gadając. Mogę z Callie pójść pooglądać miotły?

-No dobra- stwierdził mężczyzna po krótkiej chwili wahania.- Ale później czekacie na nas tu, przed sklepem.

Ucieszone dziewczyny ruszyły w stronę sklepu miotlarskiego. Cora podziwiała leżącego na wystawie Nimbusa 2001. Wzrok Callie przykuła Srebrna Igła. Miotła do latania akrobacyjnego. Właśnie to interesowało dziewczynę. Quidditch uważała za nudny, co bulwersowało jej siostrę. Później zahaczyły o cukiernię, gdzie Cora kupiła im po dwie gałki lodów. Sobie czekoladowe i jagodowe, jej waniliowe i miętowe.

-Trochę to wam zajęło- przywitała córki matka, po czym spojrzała na trzymane przez nie słodycze.- No, to trochę wyjaśnia.

-A gdybyście przyszły wcześniej, zobaczyłybyście Harrego Pottera- dodał tata.

-Co? Gdzie?

-Zaprzyjaźnił się z Ronem i spędza z nim wakacje.

-Aha. W sumie to będę go widywać codziennie przez jakieś 10 miesięcy w roku, więc niezbyt jest się czym przejmować.

Mężczyzna pokręcił głową z dezaprobatą.

-A obrony przed czarną magią wcale nie będzie uczyła, żadna zbzikowana na punkcie Lockharta czarownica, Callie.

-No to kto?- spytała dziewczyna.

-Sam Gilderoy Lockhart.

/844 słów/

Golden Kwartet | HogwartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz