XV

237 11 0
                                    

-Czego, jak czego, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałem.

Ron i Cora szli właśnie do Skrzydła Szpitalnego odprowadzić Lockharta i rozprawiali o tym, co właśnie powiedział im dyrektor.

-Weź nic mi nie mów. Nie wiesz jakie ja teorie spiskowe na temat tego listu wymyślałam, a teraz dowiaduje się, że Dumbledore pomylił mnie z właścicielką kawiarni- westchnęła dziewczyna. Jedna jej część, była zawiedziona, bo spodziewała się czegoś spektakularnego, a druga cieszyła się, że cała afera, była tylko wynikiem głupiej pomyłki.- Nawet dyrektor myli moje imię z Caroline. Przecież one nie są ani trochę podobne!

-Trochę są. Oba zaczynają się na "C", trzecia litera to "r", a brzydko napisane "a" wygląda jak "o" i na odwrót...

-Dzięki, to mnie pocieszyło Ron- Cora parsknęła przewracając oczami.- Jak ja nie cierpię mojego imienia- jęknęła.- Gdyby chociaż wszyscy mówili do mnie Cora. Pełne Cornelia też bym przeżyła, ale nieee. Muszą wyskakiwać z jakimiś głupimi zdrobnieniami typu Corrie albo z tą Caroline.

-Spokojnie, mogło być o wiele gorzej.

-Na przykład?

-Na przykład mogłaś się nazywać Hermenegilda albo Guantanamera.

Próba rozbawienia Puchonki powiodła się. Dziewczyna szczerze się zaśmiała.

-Masz rację mogło być o wiele, wiele gorzej.

Doszli do drzwi Skrzydła Szpitalnego. Zapukali w nie i czekali. Po chwili otworzyła im madam Pomfrey.

-Profesor Lockhart...- zaczął Ron.

-Tak, wiem. Twoja siostra już mi wyjaśniła, ale nie wejdziecie tu w takim stanie- odparła lustrując ich wzrokiem.

Na początku nie zrozumieli o co jej chodzi. Popatrzyli na siebie nawzajem i dopiero wtedy zauważyli, że cali są upaprani w błocie, szlamie i Merlin wie, czym jeszcze.
Kobieta wyjęła różdżkę i paroma machnięciami usunęła z nich cały brud.

-Wchodźcie, Gilderoy ty idź za mną, a wy poczekajcie tu chwile. Albo nie. Parę minut temu podałam sok z mandragory i za chwilę wszyscy zaczną się wybudzać. Wyjaśnijcie im, co się z nimi działo. W ten sposób bardzo mi pomożecie- powiedziała jednym ciągiem kobieta kierując się na zaplecze.

Cora rozejrzała się po sali. Część nastolatków na łóżkach nadal wyglądało na martwych, ale już nie jak rzeźby. Inni wyglądali na po prostu śpiących, jednak nie wszyscy spali.

-Cora? Ron?- to była leżąca na najbliższym łóżku Hermiona. Od razu do niej podbiegli.

-Co wy tu robicie? Gdzie Harry? Czy ja zostałam spetryfikowana?- zaczęła pytać rozglądając się po skrzydle szpitalnym.

-Ahh, nie wiesz jak nam ciebie brakowało- odparła Cora wtulając się w przyjaciółkę.

Gdy skończyły się wzajemne powitania, razem z Ronem w jak największym skrócie opisali Gryfonce co działo się przez ostatnie miesiące. Obiecali również, że później razem z Harrym wszystko dokładnie jej wyjaśnią. Potem Ron poszedł do rodziców i śpiącej na końcu sali Ginny, a Cora poszła tłumaczyć wszystko pozostałym już obudzonym uczniom. Jedni przyjęli informacje o ich paru miesięcznej nieobecności lepiej, jak Justin, inni gorzej, jak Penelopa. Jednak jedno łączyło te reakcje - były głośne. Wszyscy zaczęli rozmawiać i wstawać z łóżek niezależnie od nakazów madam Pomfrey. W końcu do środka weszła McGonagall i oznajmiła, że w Wielkiej Sali właśnie zaczyna się specjalna uczta.

To była najciekawsza uczta na jakiej Cora była w całym swoim życiu. Prawie wszyscy uczniowie byli w piżamach. Nikt, oprócz wracających ze szpitala osób, nie miał na sobie mundurków. Jedzenie było przepyszne. Na stołach znajdowały się głównie słodycze i ciasta. Wszyscy dookoła wypytywali Justina, jakie to uczucie być spetryfikowanym, a chłopak wyraźnie był z tego zadowolony i opowiadał szczegółowo wszystkie swoje doznania. Cora cieszyła się, że to na niego spadło całe zainteresowanie, a nie na nią. Nie lubiła być w centrum uwagi i nawet nie wiedziała, co odpowiedziałaby na zwykłe pytanie, gdzie była cały wieczór. Wielka wyprawa do Komnaty Tajemnic nie brzmiała zbyt wiarygodnie, choć właśnie taka była prawda.

Ogólną radość tłumu dopełniła przemowa Dumbledora. Dyrektor ogłosił w niej odwołanie egzaminów, odbycie się balu dla kończących szkołę siódmoklasistów, który został odwołany parę miesięcy temu, i dodatkową wycieczkę do Hogsmeade, mającą się odbyć w najbliższą sobotę. Ostatnie dwa punkty nie miały zbytnio znaczenia dla drugoklasistów, lecz u całej reszty szkoły wywołały niemałe zadowolenie. Oczywiście, była również smutna wiadomość o tym, że profesor Lockhart niestety nie będzie mógł uczyć w Hogwarcie w przyszłym roku, bo musi pojechać na leczenie, by odzyskać pamięć. No cóż, nie zmartwiło to nikogo oprócz paru podkochujących się w nim dziewcząt. Nawet przy stole nauczycielskim było widać wredne uśmieszki. Koło północy do Wielkiej Sali wszedł Hagrid. Cora trochę zdziwiła się, że tak krótko trwało wypuszczenie go z Azkabanu, ale bardzo się z tego cieszyła.

Uczta skończyła się właściwie nad ranem. Tego dnia zajęcia były odwołane, więc spokojnie wszyscy poszli spać. O czwartej rano. Prawdziwa zgroza, biorąc pod uwagę fakt, że Hannah w roztargnieniu kładąc się do łóżka zapomniała wyłączyć ustawionego równo na siódmą budzika.

/764 słowa/
R

ozdział detykowany Marcie, która pomogła mi ruszyć dalej w pewnym punkcie rozdziału, w którym się zawiesiła. Bez niej jeszcze dłużej bym to pisała, a i tak wyszedł krótki.

Bayo,
~Ja


Ps. Ja wiem, że RODO, ale Marta nie morduj, ja tylko jestem aż tak miła, że dziękuję ci nie tylko prywatnie, lecz również publicznie :>

Golden Kwartet | HogwartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz