X

314 12 0
                                    

Cora siedziała razem z Ronem i Harrym w ich dormitorium. Siedzieli w ciszy. Dziś rano chłopacy oznajmili, że Hermionie zdarzył się mały wypadek i aktualnie jest w Skrzydle Szpitalnym. Bliźniakom taka odpowiedź wystarczyła, Ginny też o nic więcej nie pytała, a Percy po nieudolnych próbach dowiedzenia się czegoś więcej odpuścił. Cora miała dowiedzieć się prawdy, ale na razie milczeli, a ona posłusznie czekała, chociaż im dłużej trwała cisza, tym gorzej się czuła, a jej umysł wymyślał wręcz absurdalne scenariusze wczorajszych wydarzeń.

Harry westchnął. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Mieli przyjść i tryumfalnie pokazać Puchonce dowody na to, że Malfoy jest dziedzicem. Później mieli całą czwórką wymyślić sposób na wywalenie go ze szkoły... a teraz? Jedyne co im zostało, to powiedzenie jej, że od ponad miesiąca mieli pilnie skrywaną tajemnicę, tylko dlatego, że jej nie wierzyli w niewinność Malfoya.

W końcu Ron zaczął mówić. Cora bawiła się bransoletką, by zająć czymś ręce. Może wyglądała jakby nie słuchała zbyt uważnie, ale było wręcz na odwrót. Gdy chłopaki skończyli swoją opowieść o eliksirze wielosokowym, rozmowie ze Ślizgonem i pechowym wypadku Hermiony w końcu odważyła się na nich popatrzeć. Przełknęła ślinę.

-Na dobrą sprawę, spodziewałam się tego po Malfoyu. No bo przecież on wszystkich obraża, tak? Nawet tych co nigdy mu nic nie zrobili. "Schuyler i te jej powalone zasady"- zacytowała Harrego lekko łamiącym się głosem.- "Nie mam pojęcia czemu się z nią zadaję". Naprawdę tak powiedział? W sumie to też było do przewidzenia.- Gryfoni patrzyli na nią ze zdziwieniem. Nie wiedzieli co powiedzieć, zresztą brzmiało to jak monolog nie wymagający odpowiedzi.

-To nie jesteś na nas zła?- spytał w końcu Ron. Cora znów wlepiła wzrok w podłogę.

-Nie- odparła bez żadnej emocji w głosie i na tym chciała skończyć, ale następne słowa same wydarły się na zewnątrz.- Tylko się zastanawiam... Czy ja wyglądam na jakąś naiwną, czy coś? No bo wiecie... Ernie, Susan i reszta uważali, że to Harry mną manipuluje, nie wierzyli, gdy im tłumaczyłam, że tak nie jest, no a teraz wy...- Czuła, że się zaraz popłacze. Nie chciała by to widzieli. Nie chciała, żeby bliźniacy siedzący w Pokoju Wspólnym widzieli. Więc od razu pobiegła do drzwi. Zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć. Zanim po policzkach spłynęły pierwsze krople.

Weszła do dormitorium Ginny, do którego przeniosła się, gdy Hermiona trafiła do Skrzydła Szpitalnego. Pierwszoklasistki, na szczęście, nie było w środku. Usiadła w kącie obok swojego tymczasowego łóżka. Oparła głowę o ścianę próbując się uspokoić, co udało jej się tylko częściowo. Łzy przestały płynąć, ale nie mogła wyrównać oddechu, przez wszystkie myśli, które kołatały się w jej głowie. I większość wcale nie dotyczyła trójki Gryfonów. Było jej smutno, ale rozumiała czemu jej nie uwierzyli i nie powiedzieli o swoim pomyśle. Sama nie wiedziała jak by zareagowała, gdyby wcześniej wyjawili jej swój plan. Zdziwiło ją to, że Hermiona była tak pewna winy Malfoya, że zaryzykowała wywalenie ze szkoły. Właśnie, Malfoy. To na nim Cora zawiodła się najbardziej. Przez te pół roku nie tylko go polubiła, ale też zaczęła ufać. Niby wiedziała, jaki jest, ale myślała... myślała, że on naprawdę ją lubił. Może nawet, że chciał zmienić swoje zachowanie, ale nie wiedział jak i zaczął od relacji z nią...

Merlinie, oni wszyscy mieli rację! Jest tak cholernie naiwna.

Zdjęła czarną bransoletkę z wężem z ręki. Ona mu ufała, a on się z niej śmiał za plecami. I jeszcze ta bransoletka. Po co jej ją w ogóle dał?

W przypływie złości rzuciła nią na drugi koniec pokoju.

Nie chciała jej. Nie chciała go widzieć. Siedziała tak jeszcze chwilę. Złość i smutek odeszły. Zostało tylko poczucie zawodu...

Golden Kwartet | HogwartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz