XXXII

169 6 2
                                    

Gdyby ktoś widział ich pochód powrotny przez podziemny korytarz, musiałby być zdziwiony. Z przodu dumnie kroczył  Krzywołap, za nim Ron, Pettigrew i Lupin, wyglądający trochę jak zawodnicy wyścigu, w którym związuje się razem sznurówki butów dwóch różnych osób. Następnie Black, wciąż na wszelki wypadek trzymający w pogotowiu różdżkę Corneli, a obok niego Harry. Cały korowód zamykały Hermiona z Corą.

Na zewnątrz było już ciemno. Szli w milczeniu w stronę świateł Hogwartu. Cora patrzyła w niebo, przez co parę razy ledwie nie przewróciła się, po potknięciu o jakiś kamień czy gałązkę. Szukała gwiazd. Nie wiele z nich umiała dostrzec. Większość zasłaniała wielka chmura. Chmura, jakby na jej życzenie, grzecznie się odsunęła, jednak zamiast gwiazd odsłoniła księżyc.

Puchonka trąciła Hermionę, wskazując ręką niebo.

-O nie! Pełnia- jęknęła dziewczyna. Wszyscy spojrzeli na Lupina. Nauczyciel zesztywniał, a potem zaczął cały dygotać

-Uciekajcie- szepnął Black.- Biegiem! Szybko!

Hermiona i Cora nadal stały osłupiałe obok siebie. Harry rzucił się do Rona, który był przywiązany z Peterem i Lupinem, ale Syriusz złapał go i odciągnął.

-Zostaw to mnie. UCIEKAJCIE!

Rozległo się ohydne warczenie. Głowa Lupina zaczęła się wydłużać, a włosy wyrastały mu na skórze. Przy dłoniach pojawiły się długie pazury. Black również się przemienił. Ogromny pies skoczył do przodu i zmierzył się z wilkołakiem. W gwałtownej szarpaninie udało się odciągnąć nauczyciela od Rona i Pettigrew. Ten ostatni zręcznie wykorzystał sytuacje. Chwycił leżącą na ziemi różdżkę Lupina i użył jej do rozwiązania swoich więzów. Hermiona krzyknęła. Mężczyzna przemienił się w szczura i zaczął uciekać. Gryfonka machała ręką, próbując określić obecne położenie animaga. Cora pobiegła za jej wskazówkami. Wytężyła wzrok i sama zauważyło zwierzątko w trawie. Było strasznie szybkie, ale może uda jej się go jakoś złapać? Jeszcze trochę… jeszcze ciut...  iii…

Na ziemi leżał sobie kamień. Niczym się nie różnił od innych kamieni. Nie jakiś specjalnie duży, ani mały. Leżał sobie na błoniach Hogwartu nikomu nie szkodząc. Aż do tej pory. Bo akurat tej nocy ów kamień doznał bliskiego spotkania trzeciego stopnia z butem pewnej trzynastolatki. Nie było to przyjemne doświadczenie dla żadnego ze stron. Kamień od mocy uderzenia potoczył się po łące i zatrzymał kilka metrów dalej. Cora upadła jak długa na ziemi. Od razu poderwała głowę szukając ruchu w trawie, ale nic nie zauważyła. Te parę sekund wystarczyło Pettigrew na ucieczkę. Dziewczyna z powrotem położyła głowę. Teraz już nie było potrzeby pośpiechu. I tak nie zdołałaby dogonić gryzonia. Leżała i czekała, aż wyrówna jej się oddech po biegu. Ogarnął ją zawód. Przysięgła sobie odnaleźć ten cholerny kamień i wrzucić na samo dno jeziora na pożarcie Wielkiej Kałamarnicy. Ale co to da? Peter już uciekł. To koniec, nie ma żadnego dowodu na niewinność Syriusza oprócz słów paru nastolatków i wilkołaka. To nie wystarczy ministerstwu.

Wtedy poczuła drapanie w brzuchu. Ale nie takie metaforyczne. Coś ją drapało w brzuch. Podniosła się powoli i popatrzyła pod siebie. To był szczur. Zaczął biegnąć ku wolności, ale zdążyła go złapać. Nie mogła uwierzyć. Jej złowieszcze plany wobec kamienia w jednej chwili zostały zapomniane. Dzięki niemu spadła prosto na Pettigrew i udało jej się go zatrzymać!

Wstała i rozejrzała się za przyjaciółmi. Harry klęczał obok leżącego na ziemi Rona.

-Syriusz odciągnął Lupina do lasu. A Pettigrew uciekł- powiedział ponuro, gdy tylko do nich podeszła.

-Wcale, że nie- odparła, pokazując swoją zdobycz.

Na twarzy Gryfona pokazała się nowa nadzieja.

-Jak ci się udało?

-Fart. Co teraz?

Chłopak chwilę się wahał.

-Powinnyście pójść z Hermioną od razu do zamku i wezwać pomoc. Ja tu zostanę z Ronem, gdyby wrócił Lupin lub co innego się przyplątało.

Droga do wrót Hogwartu wydawała się ciągnąć bez końca. Szły może pięć minut, ale wydawało się to wiecznością. Gryzoń rozpaczliwie miotał się w dłoni Cory, ale ona mocno go ściskała. W zwykłej sytuacji brzydziłaby się chociażby dotknąć szczura, ale świadomość, że zwierzę jest naprawdę czarodziejem pozwalała jej spokojnie iść. To było absurdalne, przecież wiedziała co ten człowiek zrobił i że był o wiele bardziej niebezpieczny od jakiegokolwiek szczura, ale tak to działało. Weszły do zamku. Kroki na posadzce wybrzmiewały jak wystrzały w nocy. W końcu stanęły przed wejściem do gabinetu Dumbledora. Spojrzały na siebie porozumiewawczo. Cora wzięła głęboki oddech i wolną ręką zapukała w masywne drzwi.

-Proszę- rozległ się głos ze środka.

/693 słowa/

Golden Kwartet | HogwartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz