XVI

238 11 0
                                    

Dni mijały spokojnie. Wszystko odbywało się normalnie, nie licząc braku lekcji obrony. Nauczyciele zadawali mniej niż zwykle, by uczniowie mogli w pełni korzystać z czerwcowego słońca. Część z nich nawet eseje dla Snapa, który nikomu nie odpuszczał, pisali na błoniach. Wszyscy cieszyli się swobodą, która wydawała się ogromna w porównaniu do tej, którą mieli, lub lepiej powiedzieć nie mieli, jeszcze miesiąc temu. Wszyscy oprócz osób odpetryfikowanych. Oni musieli nadrabiać materiał ze wszystkich miesięcy ich nieobecności, co było bardzo trudne, mimo specjalnie organizowanych dla nich zajęć pomocniczych. Hanna i Ernie przez większość wolnego czasu pomagali w nauce Justinowi, tak jak Cora Hermionie. Na początku Harry i Ron też próbowali pomóc, jednak często bardziej przeszkadzali, bo po godzinie, góra dwóch nie mogli się już skupić, a Ron nawet raz zasnął, więc po zapewnieniach Hermiony, że świetnie sobie same poradzą, z czystym sumieniem spędzali czas snując się przy hogwarckim jeziorze.

Cora chyba za bardzo wczuła się w tą naukę i siedzenie na błoniach, bo kompletnie zapomniała, jaka data wypadała w najbliższy weekend. Przypomniała jej o tym w sobotę rano sowia poczta. Najpierw brązowa sówka rzuciła jej na stół list. Zanim dziewczyna zdążyła go otworzyć pojawiła się przed nią mała paczka. I jeszcze jedna. Wtedy przez okno w suficie Wielkiej Sali wleciał Stefan. Jastrząb z godnością położył paczkę naprzeciw Cory, ukradł tosta z talerza dziewczyny i odleciał nie czekając na podziękowania.

-Okej, co się tu właśnie stało?- spytał siedzący naprzeciwko niej Ernie.

-A który właściwie dzisiaj jest?- spytała dziewczyna, która mimo zaskoczenia już domyślała się odpowiedzi.

-Dwunasty czerwca.

-No to dzisiaj mam urodziny.

-Co?

-Czemu wcześniej nam nie powiedziałaś?!- zawołała Susan.

-Kompletnie o nich zapomniałam…

-Jak można zapomnieć o własnych urodzinach?

-Sama się dziwię Hanna, ale jak widać, ja mogę.

Szczerze, nie wiedziała jak to się stało. Co prawda nigdy nie wyczekiwała urodzin, nie był to jej ulubiony dzień w roku ani nic takiego, ale nigdy wcześniej o nich nie zapomniała. Skoro były jej urodziny, to powinna dostać swój główny prezent od rodziców... Chwilę później zobaczyła jak sowa taty razem z Jaśminką, sową którą zajmowała się razem z Callie wlatują do środka z dużym podłużnym pakunkiem.

-Tak!- prawie krzyknęła z entuzjazmu chwytając paczkę i po chwili zastanowienia odkładając ją na podłogę. Miała ochotę od razu rozerwać papier, ale Wielka Sala chyba nie była najlepszym na to miejscem.

-Czy to miotła?- spytała Emily.

-Tak, no ewentualnie rodzice wysłali mi wielki patyk zamiast Zamiatacza 7- zaśmiała się dziewczyna.- Chyba lepiej, żebym otworzyła to wszystko w dormitorium- dodała po chwili odkładając wszystkie prezenty na podłogę obok ławy.

Zjadła drugiego tosta, którego Stefan w pośpiechu nie zdążył ukraść i poczekała, aż jej współlokatorki też skończą swoje śniadanie. Później wspólnie ruszyły do wyjścia z Wielkiej Sali, którym do środka właśnie wchodzili Ron i Harry.

-Łoo, skąd tyle paczek Cora?- spytał pierwszy.

-Prezenty urodzinowe.

-Co? Czemu nam…?

-Spokojnie, nam też nic nie powiedziała- odparła Susanne zanim chłopak zdążył dokończyć i pobiegły w stronę piwnic Hufflepuffu.

W dormitorium położyły wszystkie prezenty na podłodzę. Dziewczyny złożyły Corze uroczyste życzenia, przy okazji narzekając na jej młodzieńczą sklerozę starczą, a potem Puchonka wzięła się za rozpakowywanie pierwszej koperty.

Golden Kwartet | HogwartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz