- Drzwi! - pisnęła Iris.
- Zostały zmechanizowane, nie da się bez laptopa - szepnęła Rachel.
- Włazić do statku! - wrzasnął jeden z nieznanych przybyszy, a oni wszyscy podbiegli do nich.
Jedna dwójka chwyciła szarpiącą się siostrę Jacksona, a druga jego samego.
Ten nawet nie próbował się uwolnić, gdyż uniemożliwiało mu to trzymanie Iris na rękach.- Kim jesteście?! - krzyknęła Rachel.
Ci zignorowali ją i poprowadzili ich do swojego pojazdu.
Jak tylko weszli do środka, drzwi się za nimi zamknęły, znajdowało się tam dziewięć foteli w trzech rzędach, ściśniętych ze sobą i przytwierdzonych do podłoża.
Pierwsze trzy stały przed szybą, w którą wmontowany był wyłożony przyciskami blat, z jednym sterem na środku.
W pierwszym rzędzie usiadła dwójka obcych, w tym jeden za sterem, zaś w drugim jeden z nich na jednym końcu a na drugim Iris, natomiast w trzecim Jackson i Rachel między jednym z nich.
Nieznajomi kazali im zapiąć pasy, a kiedy oni wszyscy to zrobili, ten siedzący z przodu na środku oznajmił, że startują.
Po chwili, chwycił za ster, a ten obok niego nacisnął jakąś kombinację przycisków, przy czym cały blat podświetlił się na biało.
Statek wzniósł się w powietrze i tyłem wyleciał nad opustoszałą ulicę, następnie przechylił się do pionu z szybą zwróconą w stronę nieba.
Dokładnie to widzieli, ale nic nie poczuli, ani jednego drgnienia, jakby pojazd wciąż stał w poziomie.Lada moment wzbił się w górę, leciał naprawdę szybko, a oni nawet nie poczuli żadnego wzrostu prędkości.
Niebawem wleciał w stratosferę, tam ułożył się znów poziomo i pognał przed siebie.
Ten, co siedział obok Iris, wyjął spod swojego fotela jakieś plastikowe, grube, podłużne pudełko i je otworzył, w środku znajdowały się jakieś tabletki, opatrunki i inne podobne przedmioty.
Wyciągnął z niego pęsetę i bandaż, następnie rozpiął pasy i przysunął się bliżej niej, ta się skrzywiła.- Nie wyleczysz się, jeśli nie wyjmę kuli - powiedział.
Iris spojrzała na swoje udo, wciąż mokra, z powodu panującej na zewnątrz niskiej temperatury i słabego ogrzewania w aucie Archera, suknia przykleiła się do jej rany, była cała czerwona i widać było wbity w jej skórę pocisk.
Dziewczyna podwinęła ją, odwróciła wzrok w stronę szyby i pozwoliła, by wyjął kulę.
Kiedy tylko to zrobił, poczuła ogromną ulgę, noga ją już mniej bolała.
Potem założył jej bandaż, przesunął się z powrotem na swoje miejsce i zapiął pasy.- Dziękuję - mruknęła Iris.
- Kim jesteście? - spytał Jackson.
Nikt mu nie odpowiedział.
- Pracujecie dla Teresy? - spytała Iris.
- Nie - rzekł ten obok niej.
- Więc dla kogo?
- Jeszcze jedno słowo a was stąd wyrzucę bez lądowania! - wrzasnął ten siedzący między Rachel a Jacksonem.
Przez resztę podróży nikt się nie odzywał. W zawrotnym tempie pokonali obszar nad miastem, lasy, a potem ogromny, opustoszały, usypany szarym piachem i odłamkami skał teren.
Na jego końcu znajdował się wysoki, jakby do samego nieba, rozciągający się na szerokość po cały horyzont, szklany mur, przez który widać było nieprzeniknioną, gęstą warstwę kłębiastego, miejscami szarego a miejscami błękitnego, mglistego pyłu.
CZYTASZ
Esencja łez
FantasyŻyjąca w częściowej izolacji Iris, usiłuje rozwikłać tajemnice własnego pochodzenia. Wszystko staje się bardziej zawikłane, kiedy na sklepowych półkach w mieście, w którym mieszka, za sprawą nieznanych sprawców pojawiają się butelki z wyglądającą zu...