Rozdział XXVI

19 3 0
                                    

Nagle zerwała się ulewa, nie pochodziła jednak z nieba, lecz z lewitującego nad nimi bloku.
Wszyscy stojący po tej stronie pola bitwy upadli drżąc z bólu.
Iris nigdy wcześniej nie poczuła czegoś tak przerażającego. Cierpiała bardziej niż jak król zadawał jej cios, wtedy już prawie umarła, a to było jeszcze gorsze, nie do zniesienia, jakby śmiertelne.

W uszach dudniły jej krzyki ludzi, docierające z obu stron, ale najbardziej z tej, na której leżała. Lęk tych żołnierzy, chociaż nawet ich nie znała i z pewnością każdy z nich pragnął jej śmierci, potęgował jej ból.

Po chwili, brat wyciągnął do niej rękę.
Nie miała siły jej uścisnąć, więc tylko położyła na niej swoją. Nie było im dane się poznać, ale w ten o to sposób mieli razem umrzeć.

***

Jackson upadł na kolana wbijając ręce w ziemię. Nigdy wcześniej nie czuł się tak okropnie. Czuł się jakby, jego serce spłonęło, a żar po pożarze w jego wnętrzu wypalał mu gardło. Stał się jakby pusty w środku, jakby miał w sobie tylko żal, trwogę i udrękę.
Jego ukochana zginęła przez niego.

Nie protestował, gdy jego ojciec zawierał współpracę z Teresą, by pojmać Archera i przy tym ukryć przed nią fakt, że przygarnął Iris, po to by ją potajemnie wykorzystać do swoich celów.

Wiedział jak bardzo męczyła ją nieświadomość kim na prawdę była.
Jego milczenie było jak najgorsze kłamstwo. Mógł przecież jej powiedzieć, ba mógł ją nawet zabrać do ojca.

Lada moment, jeden z oddziałów wyciągnął mosty, z dala od ciał Iris i tamtego chłopaka kimkolwiek był.
Zaczęli sprawdzać czy ludzie na prawdę nie żyli i tak też prawdopodobnie było.
Niedługo potem woda przestała opadać.

Otrząsnął się na tyle, że zdołał wstać, przebiegnąć przez moment i dotrzeć do dziewczyny.

Łzy napłynęły mu do oczu, gdy zobaczył jej wilgotne powieki i wypływającą z pod jednej z nich kroplę.
Przypomniał sobie co się stało, gdy zetknęły się ze dobą łzy jej i Archera na ich felernym ślubie.

Uklęknął więc przy niej i niespodziewanie poczuł jak kropla wody kapnęła mu na kark. Wyciekła z maszyny, miał nadzieję, że została w niej tylko resztka tej śmiercionośnej trucizny. Przeszył go ogromny ból, jego szyja, kończyny oraz palce zaczęły drżeć. Zrobiło mu się czarno przed oczami, ledwo co widział kontury, ale udało mu się położyć koło niej i oprzeć o jej czoło swoje.

***

Teresa już miała kazać jednemu ze swoich podwładnych szykować szampana i dwa kieliszki, z którymi miała iść do Jane, gdy dostrzegła otaczającą tamtą przeklętą dziewczynę i kogoś koło niej parę wodną, zlewającą się z fragmentem rzeki.
Zaraz potem cała rzeka zaczęła parować.

Para zaczęła się roznosić i coraz bardziej pogłębiać. Z niesamowitą prędkością rozpostarła się na całym polu bitwy niczym gęsta, nieprzenikliwa mgła.

Niestety w zbiorniku skończyła się toksyna. Miała jeszcze więcej maszyn i wyśle jedną z nich na ich stolicę, kiedy nie będzie tam tej paskudy.

Nieoczekiwanie, mgła zaczęła się piąć w górę, do spodu ich statku. Kazała swoim ludziom odlatywać, sama zaś rzuciła się do biegu w stronę swojego stanowiska przy panelu kontrolnym.
Wtem, podłoże zaczęło się zapadać.

***

Archer szedł już jakiś czas drogą, pewnie nie pokonał dużego dystansu, ale czas mu płynął powoli, drażniło go to, że nie widział końca.

Esencja łezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz