Rozdział XXII

18 2 0
                                    

Rzuciła się do biegu w stronę lasu.
Ledwo co wbiegła w zarośla, upadła na wilgotny mech, okrywający całą ziemię, potykając się o korzeń.
Podniosła się, ale znów upadła.
Spostrzegła, że sznurówka jej prawego buta, zaplątała się w owy korzeń.
Próbując ją odplątać, popatrzyła się w górę, ku swojemu przerażeniu ujrzała unoszący się wysoko na niebie spód statku. Lada moment ruszył w dół i nim się spostrzegła zniknął jej z oczu.
Udało jej się uwolnić buta i jak tylko obejrzała się za siebie, zobaczyła go stojącego tuż przed autem. Był znacznie większy od tego należącego do jej matki, ledwo mieścił się na drodze, po za tym był inaczej zbudowany.
Po chwili, jego drzwi otworzyły się i wyszło zza nich dwóch mężczyzn.

Poczołgała się do najbliższego drzewa i się za nim schowała, starając się poruszać bezszelestnie.
Kiedy usiadła oparta o niego, wyjrzała delikatnie w stronę pojazdu, wszyscy oni zaglądali do wnętrza samochodu.
Zadrżała ze strachu i zdecydowała się podkulić nogi, wtedy też coś zaszeleściło pod jej stopą.

- Słyszeliście? - usłyszała głos jednego z nich, a zaraz potem ich sunące w jej stronę kroki.

Po chwili, minęli ją powoli rozglądając się na boki. Wiedziała, że w każdej chwili mogli się obrócić, a skoro jeden z nich został na drodze, nie miała dokąd uciec.

Mimo wszystko zdecydowała się wstać i chociaż udało jej się zrobić to zupełnie bezgłośnie, jeden z nich odwrócił się. Mruknął coś a jego towarzysz również zwrócił się w jej kierunku.

Rzuciła się do biegu w prawą stronę, jednak znowu się wywróciła potykając o wciąż nie zawiązaną sznurówkę.

Obaj zaśmiali się i zrobili krok ku niej, w tym samym momencie z jej oczu wydostały się łzy, wsiąknęły w mech od razu jak na niego spadły i momentalnie cała ziemia się zatrzęsła. Gruba warstwa mchu rozerwała się na kawałki odsłaniając mokrą, czarną ziemię. Kiedy się odwróciła, obaj leżeli, ale zaczynali się podnosić.

Pospiesznie wstała, a niespodziewanie do lasu wbiegło jeszcze dwóch mierzących w nią z pistoletów i stanęli po jej bokach. Czyli w statku, musiało być ich jeszcze więcej, zwłaszcza że był tak ogromny.

Do oczu napłynęły jej kolejne łzy, jednak zatrzymały się i nie były w stanie wypłynąć, czuła się tak jakby drżały. Spostrzegła, że wszyscy oni dziwnie poruszali palcami, ci co mieli broń tylko jedną dłonią, w której jej nie trzymali. Momentalnie zacisnęli jej w pięści, a ona upadła na kolana, jak gdyby z tego powodu, a także jakby dziwna siła ją do tego zmusiła.

- Porozmawiamy? - zaproponował ten, który pierwszy ją zauważył, po czym poszedł do niej bliżej i pochylił się nad nią.

- Co mi zrobiliście? - syknęła.

- Tacy słabi ludzie mieszkają na tej planecie, że nie wiesz?

Nic nie odpowiedziała, była zbyt zszokowana. Dziwiło ją to co jej zrobili. Może manipulowali wodą w jej ciele tak jak król, tylko dlaczego więc nie czuła przy tym bólu?

- Ty jednak jesteś nad wyraz silna, tak bardzo, że aż emanujesz tą potęgą - znów się odezwał.

- Ja? - jęknęła Iris.

- Niesamowite co zrobiłaś z tą ziemią.

- Też tak potraficie?

- Oczywiście, że nie. Dlaczego więc nie wstajesz?

- Nie mogę. Co mi zrobiliście?

- Powinnaś wiedzieć. Szpiegowaliśmy tamtego chłopaka, by upewnić się, czy pewna dziewczyna na prawdę zginęła.

Esencja łezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz