Rozdział XVIII

21 2 0
                                    

- To ty żyjesz? - przeraziła się kobieta.

- Tak, ale twój król ma myśleć inaczej - usłyszała dochodzący z tyłu głos Jane.

Pochyliła się do przodu i odwróciła w tamtą stronę, dostrzegła usytuowane za łóżkiem drzwi i stojącą w nich swoją matkę. Mierzyła ona z pistoletu w pielęgniarkę, która również zwróciła się w jej kierunku. Miała na sobie długi, zielony płaszcz zapięty pod szyją na klamrę z narzuconym kapturem, natomiast pod nim długą, fioletową suknię.

Wyjęła z jego kieszeni plik banknotów o wysokim nominale i rzuciła do kobiety.

- Prezydent Teresa, tego drugiego państwa, może dać ci jeszcze więcej, ale jeśli nas zdradzisz, znajdę cię i zabiję.

Kobieta pokiwała głową zgadzając się na ten układ, po czym wybiegła stamtąd wraz z pieniędzmi.

Jane wsadziła broń do kieszeni, podbiegła do niej i zaczęła ją rozkuwać.

- Podmieniłam płyn w strzykawce, inaczej byś zginęła - rzekła jej matka.

- Prezydent Teresa? - zdziwiła się Iris.

- Jak stąd wyjdziemy, to ci wszystko wyjaśnię.

Kiedy ją rozkuła, zdjęła swój płaszcz i dała jej, by go założyła.

- Dlaczego się tak ubrałaś?

- Byłam na twoim ślubie.

- Nie widziałam cię.

- Stałam za drzwiami, ale porozmawiamy o tym później - powiedziawszy to chwyciła ją za rękę i pociągnęła do drzwi.

Pokonały kilka korytarzy, co jakiś czas chowając się przed idącymi przez nich ludźmi za kolumnami, czy szybko wchodząc do innych pokoi.
Ku zumieniu Iris, jej mama doskonale znała twierdzę, wiedziała gdzie co jest, jakby kiedyś tam mieszkała.

Po pewnym czasie dotarły do, jak powiedziała jej matka tylnych wrót, za nimi znajdowała się zwykła leśna ścieżka, wiodąca w głąb buszu.
Po bokach stali strażnicy, lecz nawet na nie, nie zareagowali.
Pobiegły w kierunku puszczy, a nim zniknęły za drzewami, Iris obejrzała się za siebie i zobaczyła umieszczone nad podwojami kamery.

- Przecież tu są kamery - zwróciła matce uwagę.

- Obraz został zaokrąglony.

Niedługo potem, pokonały niewielki fragment buszu, za nim natknęły się na polanę i stojący na jej poboczu, tuż przed nimi statek. Identyczny jak ten, którym nieznajomi porwali ją, Rachel i Jacksona z wieżowca.

- Ale to... - jęknęła dziewczyna.

- Mój statek.

- Jak to?

Jej matka już jej nie odpowiedziała, chwyciła ją za rękę i podbiegła do niego, a skrzydło się osunęło, zaraz potem drzwi za nim się otworzyły.

Następnie, jak tylko weszły do środka, te się za nimi zatrzasnęły. Jego wnętrze byłoby identyczne jak tamtego, gdyby nie to, że ściany i obicia foteli miały inny odcień, a także przyciski na panelu kontrolnym były w nieco innym kształcie.

W środkowym rzędzie siedzieli Rachel i Jackson. Oboje się z nią przywitali, ale ona odpowiedziała tylko Rachel doprowadzając chłopaka do wściekłości. Uderzył pięścią w fotel na wprost zahaczając o niego paznokciami. Jej matka skarciła go, mówiąc że zniszczy jej tapicerkę i zmusiła do milczenia.

Usiadły w pierwszym rzędzie, jej matka za sterem. Uruchomiła pojazd i wzbił się w przestworza.

- Wiesz, że na świecie są dwa oddzielone barierą państwa? - spytała Jane podczas podróży.

Esencja łezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz