Rozdział XXV

21 2 0
                                    

Archer ocknął się z krzykiem, poczuwszy wlewającą się do jego oczu ciecz. Po chwili, ujrzał jakiegoś chłopka siedzącego na fotelu obok, odsuwającego od jego czoła butelkę wody. Za nim stała oświetlająca wnętrze, trzymaną przez siebie latarką Iris.

Po chwili, chłopak wyjął z kieszeni telefon i mu go podał.

- Mam na imię Liam, znajdziesz mnie w kontaktach i wezwiesz, gdyby się coś działo, ale nie dzwoń bez ważnego powodu - nakazał.

Archer pokiwał potwierdzająco głową, ten zaś wyszedł na zewnątrz i oboje zniknęli w ciemnościach, jakby dziewczyna zgasiła latarkę. Po co jednak miałaby to robić?

Włączył telefon i wyszedł. Nikogo nigdzie nie było. Otaczały go szpary w podłożu. Chwilę potem, dostrzegł niknący za widnokręgiem czarny kształt.

***

Iris była pod wrażeniem leczniczej wody, prawdopodobnie Liam ocalił Archera od śmierci. Oboje postanowili, mimo wszystko udać się na pole bitwy, przekonać się jak wyglądała sytuacja.
Podczas lotu dowiedzieli się przez telefon od szpiega, że statek ich ojca opuścił tą planetę, mimo iż wcześniej jego załoga miała zamiar podziwiać widowisko. Czyli, że jednak chciał by spowodowała zagładę.

Lecieli wysoko przez barierę, przy czym zupełnie nic nie widzieli.
Po pewnym czasie, wydostali się z niej i wlecieli w warstwę normalnych chmur.
Kiedy zlecieli w dół, ujrzeli rzekę przecinającą dwa puste, pokryte szarym piachem obszary.
Na końcu jednego z nich znajdowała się bariera a na drugim stała potężna armia i pojazdy wojskowe, daleko za nimi wznosiło się pasmo gór, pełne widocznych przełęczy między nimi.

Nagle, ich statek przechylił się gwałtownie do przodu, jakby coś go uderzyło z tyłu. Zaraz potem panel kontrolny zgasł a szyba zaczęła parować gazem. Zatoczył się, a po chwili usłyszeli uderzenie, brzmiące troję jak plusk. Po chwili, flota przestała się chwiać, poczęła jedynie lekko opadać w dół.

- Co się stało? - spytała.

- Nie wiem - odpowiedział jej brat - z pewnością, gdyby nie amortyzacja, moglibyśmy się poturbować.

Rozpiął pasy, wstał i podszedł do drzwi.
Wbił paznokcie między metalową płytkę wchodzącą w skład ściany i pociągnął, powodując jej upadek na podłogę. Za nią znajdował się otwór z jakimś pokrętłem.
Przekręcił je a drzwi zaczęły się otwierać, przy czym nastąpił wylew wody zza nich.

- Zakręć! - wrzasnęła dziewczyna.

Ten od razu spełnił jej żądanie.

- Skoro lecieliśmy nad rzeką, coś musiało nas do niej zrzucić - stwierdził.

- Co to było? - zaniepokoiła się Iris.

- Nie wiem. Musimy stąd wyjść.

- A jak to coś na nas czeka?

- Musimy się przekonać.

- Nie powinno mnie tu być, żeby nie doszło do masakry, prawda?

- O co ci chodzi?

- Nie umiem pływać.

- Dobrze, otworzysz drzwi, tylko tak bym się zmieścił, a zaraz potem je zamkniesz.

- Na pewno?

- Statek jest szczelny, więc się nie bój.

Wstała z miejsca i podeszła do pokrętła, on zaś przybliżył się do drzwi.
Jak tylko je uchyliła, przecisnął się bokiem i zniknął jej z oczu. Zaczęła przekręcać je w drugą stronę, ale to nic nie dało. Spróbowała w poprzednią, lecz znowu się nie ruszyło.
Nie rozumiała co się stało, przecież działało płynnie dopóki Liam nie opuścił statku. Ponownie zaczęła kręcić w tą stronę, co powinna, by zamknąć drzwi, ale nic to nie dało. Męczyła się przez pewien czas a z każdą chwilą woda zaczęła się coraz bardziej wlewać do środka.

Esencja łezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz