27.

105 11 0
                                    

— Sylwia, pospiesz się! — usłyszałam głos Olgi.

Wpakowałam potrzebne rzeczy do materiałowego, granatowego plecaka. Zabrałam telefon i słuchawki, a następnie wybiegłam z pokoju.

— Już idę! — krzyknęłam, schodząc po schodach.

Mieliśmy jechać do Warszawy w odwiedziny do cioci Krysi. Bardzo jej zależało na odwiedzinach, przez zbliżające się jej pięćdziesiąte urodziny.

— Wzięłaś prezent? — zapytałam, krzycząc. Założyłam japonka, ale nie dostałam odpowiedzi.

Odwróciłam się i wbiegłam schodami na górę, do pokoju Olgi.

— Masz? — spytałam, ale uśmiechnęłam się, gdy dostrzegłam w jej dłoniach ozdobną torbę. — chodźmy.

Zeszłam na dół z siostrą. Wszyscy byli już w aucie, zostawiając na naszych głowach dopilnowanie wszystkiego. Przynajmniej mogli odpocząć sobie.

Wbiegłam do kuchni, zabrałam dwie butelki wody mineralnej i przy okazji klucze od domu. Oblizałam wargi zastanawiając się, czy aby na pewno wszystko wzięłam.

— Chodź, mamy wszystko. — ponagliła mnie siostra. Skinęłam głową, ruszając za nią.

Wzięłam swoją torbę, leżącą na szafce z butami. W dłoni obracałam klucze od domu. Wyszłyśmy z niego, zakluczyłam go i ruszyłam z siostrą do auta.

Najpierw weszła ona, a później ja. Zamknęłam za sobą drzwi, oddałam klucze mamie, oddychając z ulgą.

— Możemy jechać? — spytał tata, spoglądając na nas w lusterku.

Olga przytaknęła, kiwają głową. Tata odpalił silnik i wyjechał samochodem na drogę.

Droga miała trwać mniej więcej godzinę. Nie miałam ochoty na przejeżdżki przez złe samopoczucie, ale nie chciałam sprawić przykrości ciotce.

Mijaliśmy różnorakie budynki, czasami też pola, łąki i piękne lasy. Oparłam głowę o szybę, przymykając oczy.

Dałam się ponieść snu, który przyszedł od razu.

***
Zaparkowaliśmy samochód pod domem cioci Krysi. Ania obudziła mnie parę minut wcześniej, aby nie było znaku, że spałam.

Westchnęłam, odpinając przy okazji pas bezpieczeństwa. Nacisnęłam klamkę i opuściłam samochód, a za mną ruszyła reszta rodziny.

— Olga, masz prezent? — spytała rodzicielka, bawiąc się rękoma z zdenerwowania.

— Tak, nie przejmuj się, mamo. — posłała jej lekki uśmiech, mający na celu ją rozluźnić.

Ruszyłam jako pierwsza. Zapukałam w drewniane, mosiężne drzwi. Ciocia lubiła staroświeckie meble, jednak przeznaczyła do tego specjalny pokój.

Był naprawdę przepiękny, zachwycał oko przez swoją niespotykalność.

— Oh, jak się cieszę, że jesteście! — z zamyślenia wyrwał mnie głos ciotki. Przytuliła mnie do siebie. — jak ty wyrosłaś, Sylwia!

— Cześć, ciociu. — uśmiechnęłam się lekko. — może trochę, ale nie dużo.

Ciocia posłała mi uśmiech i zaprosiła do środka, w międzyczasie witając resztę mojej rodziny. Zdjęłam japonki, odłożyłam je na bok i stanęłam, w oczekiwaniu na resztę.

Przemycali prezent, aby nie zauważyła go ciocia, co chyba się udało.

— Chodźcie do salonu! — złapała mnie za ramię, ciągnąć do dużego pomieszczenia.

Uśmiechnęłam się lekko, pomimo mocnego uścisku kobiety. Miała nad wyraz siły i nie wiedziała, kiedy robi komuś krzywdę.

Usiadłam obok ciotki na kanapie. Olga spoczęła obok mnie, a obok niej Ania. Oskar i rodzice zajęli wygodne fotele, uśmiechając się ukradkiem do Olgi.

— Kiedy będą goście, ciociu? — spytała Ania, zwracając uwagę cioci z pieca, w który się wpatrywała.

Zastanawiała się przez dłuższą chwilę, przy okazji zaciskając wargi w wąską linię.

— Za dwie godziny. — odpowiedziała, uśmiechając się serdecznie. — tak się cieszę, że wreszcie poznacie resztę rodziny! Cudownie, cudownie!

Nasza rodzina była bardzo entuzjastyczna, czego nie ukrywała.

— Wszystko jest naszykowane? Możemy pomóc przygotować dania i stół. — zaproponowała mama, ukradkiem chwytając dłoń taty.

Ciocia machnęła lekceważąco ręką.

— Wszystko naszykowane, później rozstawimy wszystko. — odpadła, poprawiając sukienke.

Ubrała dłuższą sukienkę w kwieciste wzory. Na stopach miała czarne klapki, z żółtymi wyszywkami kwiatów. Włosy związane w wysokiego kucyka.

Nie powiedziałabym, że miała obchodzić pięćdziesiątke, a raczej czterdziestkę.

Wyglądem też nie wyglądała na ten wiek.

— Ale gdzie moje maniery! — ożywiła się. — czego chcecie się napić?

— Wodę. — odparła moja rodzicielka. — ale...Sylwia przyniesie, nie fatyguj się.

Spojrzałam na mamę, a następnie ciocię, kiwając głową. Wstałam, jednak ciocia również się podniosła.

— Spokojnie, muszę jej pokazać gdzie wszystko leży. — odpadła, mrugając do mnie ukradkiem. — poza tym, nie jestem taka stara jeszcze! — dodała, chwytając mnie za ramię.

Zachichotałam cicho, idąc z kobietą.

***
M I S I A K

Zakochana *S.P & J.D*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz