1.

1.5K 38 11
                                    

A wtedy ostrze miecza, który miał zabić mnie przeszyło jego ciało. Mój największy wróg wyciągnął do mnie rękę. Chciałam ją przyjąć. Jego rękę. Rękę Bena.

Rey.

Obudziłam się przeszyta silnym bólem. Z wysiłkiem otworzyłam oczy, jednak dookoła panowała tylko ciemność. Nie wiedziałam gdzie jestem ani jak się tutaj znalazłam. Ostatnie, co pamiętałam to walka u boku Kylo Rena i jego ręka wyciągnięta w moją stronę. Chciał, abym do niego dołączyła. A ja? Zawahałam się... Nie wiem jak mogłam rozważać przyłączenie się do tego potwora! Nienawidzę go! To morderca! Nie było ani jednego pozytywnego określenia, którym mogłabym go opisać.

Wyciszyłam niespokojne myśli i rozejrzałam się pobieżnie po pomieszczeniu. Wytężyłam wzrok. To musi być cela Najwyższego Porządku. W Ruchu Oporu na pewno nie zostawiliby mnie samej w tak obskurnym miejscu. Zresztą Ruch Oporu to miejsce, gdzie w ogóle ciężko o samotność. Po latach spędzonych na Jakku lgnęłam do ludzi, jednak czasami brakowało mi tamtego spokoju. Chwil, gdy mogłam pobyć ze sobą sam na sam. Nie, to nie jest najlepszy moment na narzekanie. Jak się tutaj znalazłam? Nie chciałam z nim pójść, więc wziął mnie siłą. Widać uznał, że już nie ma sensu przekonywać mnie w inny sposób do swoich racji.

Spróbowałam wstać, jednak ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Musiałam być nieźle poturbowana, bolał mnie każdy mięsień. Zdałam sobie sprawę, że nie byłam przygotowana do tej walki. Gdyby nie Kylo Ren nie miałabym szans. Wsparłam dłonie na niewygodnym łóżku, aby się podnieść. Właściwie nie wiem, czy to coś można było nazwać łóżkiem. Zwyczajny kawałek blachy. Za którymś razem, gdy się udało wstałam opierając się o ścianę. Przeszył mnie dreszcz, dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo jest mi zimno. Moje szaty nie były przystosowane to tego, aby zapewnić mi choć odrobinę ciepła. Zazwyczaj zmagałam się z uporczywym słońcem na Jakku. Jak się stąd wydostać? Powinnam się na tym skupić, jednak moje myśli błądziły tylko w jednym kierunku. Czemu mi pomógł? Mógł mnie zabić, a on mnie ocalił! W nim musi być jeszcze dobro... Tak, jak w mojej wizji, to on w chwili próby stanął po mojej stronie. Rozejrzałam się ze zwątpieniem po pomieszczeniu. Dostrzegłam jedynie krzesło przy moim łóżku. Mimo, że cela była mała to przeszłam ją z wielkim trudem. Oparłam się o ścianę, gdy przeszyła mnie kolejna fala bólu. Wiedziałam, że w tym stanie nie mam żadnych szans na ucieczkę. Chciałam wrócić do łóżka, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Dotknęłam ramienia i poczułam pod palcami ciecz. Krew... Bezwiednie osunęłam się na podłogę w zimnym kącie a świat wokół zawirował. Próbowałam się czegoś złapać, jednak moja dłoń trafiła w powietrze a głowa opadła na zimne podłoże tracąc resztki świadomości.

Kylo Ren.

Wszedłem z impetem do jej celi. Miałem w głowie tylko jeden cel. Przeciągnąć ją na swoją stronę. Po dobroci albo siłą - było mi wszystko jedno. Dołączy do mnie, czy wciąż będzie ze mną walczyć? Nie... Rey na pewno nie podda się bez walki. No nic, będzie się musiała gorzko rozczarować. Tutaj nikt po nią nie przyleci. Jeśli chce przetrwać jest na mnie skazana. Nie ma wyboru.

Uderzył mnie chłód i nieprzyjemny zapach. Nawet na tak luksusowym statku poziom więzienny nie należał do szczególnie przyjemnych. Podszedłem do łóżka, jednak nie dostrzegłem jej. Zmrużyłem oczy, aby przyzwyczaić je do braku światła. Jak to? Przecież nie mogła uciec. Była ranna a pomieszczenie dobrze zabezpieczone. Gdy skupiłem myśli wyczułem jej obecność. Zwróciłem spojrzenie do najdalszego i najciemniejszego kąta. Była tam. Podszedłem do niej, leżała zwinięta w kłębek na podłodze. Ubranie miała całe podarte i we krwi. Przez chwilę pomyślałem, że nie żyje. Zbliżyłem twarz do jej twarzy. Cicho oddychała. Pomyśleć, że taka bezbronna istota walczyła u mego boku w komnacie Najwyższego Wodza. W przypływie emocji zdjąłem rękawice i podniosłem dłoń. Zawahałem się na chwilę po czym dotknąłem jej ramienia. Było przeraźliwie zimne. Nie tak to sobie wyobrażałem, myślałem, że dorastając na gorącej planecie jej skóra będzie mnie parzyć. Jednak to nie skóra mnie parzyła, ale coś w moim wnętrzu. Szybko zabrałem rękę wstydząc się swoich myśli i uczuć. Wstałem i pospiesznie podszedłem do drzwi. Obejrzałem się ostatni raz i cicho zamknąłem je za sobą.

*

W nocy długo nie mogłem zasnąć. Przewracałem się w łóżku z boku na bok. W myślach miałem tylko jedno. Moja dłoń dotykająca jej ramienia. Przeraźliwy chłód. Jednak ten chłód był tylko w mojej głowie, tak na prawdę poczułem przepływającą przez moje ciało falę ciepła. Zacisnąłem mocniej pięści próbując pozbyć się natrętnych myśli. Stanie po mojej stronie albo umrze. Jednak w głębi duszy miałem nadzieję, że nie będę musiał jej zabijać. Tej nocy dręczyły mnie koszmary, nie wiem ile razy budziłem się tłumiąc krzyk. Śniłem, jak dziewczyna o brązowych włosach zostaje przebita czerwonym ostrzem. A mordercą jestem ja.

Przebudziłem się nad ranem cały mokry. Postanowiłem, że na razie nie będę jej odwiedzał. Musiałem poukładać swoje myśli. Czułem się rozdarty. Uczucia, które we mnie budziła gnębiły moją duszę rozrywając ją na miliony kawałków. Nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Skupienie się graniczyło z cudem. Miałem wrażenie, że zawładnęła moim życiem. Nie mogłem do tego dopuścić. Ona Cię zgubi. Te słowa odbijały się echem w mojej głowie.

Zerwałem się gwałtownie z łóżka. Podszedłem do maski osoby, która była dla mnie wzorem.
- Dziadku. - powiedziałem kładąc rękę na zdeformowanej masce. - Ukaż mi potęgę Ciemnej Strony Mocy! Pomóż mi dokończyć twoje dzieło!
Jednak przed oczami miałem tylko jej twarz. Nasze dłonie stykające się, gdy była na Ahch-To. Ciepło. Moja ręka na jej ramieniu. Chłód. Jej błagalne spojrzenie, abym do niej dołączył. Moja wyciągnięta dłoń. Sposób w jaki wypowiadała moje imię. To, o którym chciałem zapomnieć. Stop! Skarciłem sam siebie w myślach, jednak ciężko było przestać, gdy każda komórka mojego ciała odczuwała jej obecność tutaj.

Zarzuciłem na siebie ubranie i zawiązałem buty. Następnie założyłem maskę i zszedłem do poziomu więziennego. Stanąłem przed drzwiami do jej celi łapiąc za klamkę. Była tak blisko a jednak tak daleko. Opuściłem dłoń i zgiąłem w pięść. Jeszcze nie czas. Szybkim krokiem skierowałem się na mostek. Już wiedziałem, że najbliższe dni nie będą należały do łatwych. Idąc spotkałem jakiegoś szturmowca. Coś mówił w moim kierunku, jednak nie słuchając go podniosłem dłoń i oplotłem mocą węzeł na jego szyi. Po chwili leżał na środku przejścia bez życia.

Pamiętniki mocy. | Reylo.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz