Kylo Ren.
Stałem na mostku, gdy usłyszałem kroki.
- Podpisali kontrakt. Możemy zaczynać wydobycie kryształów.
- Doskonale generale. Przygotuj wszystko, wyruszamy jak najszybciej. Mój statek też ma być gotowy. Osobiście dopilnuje interesów.
- A Twoja uczennica? - zapytał z wahaniem. - Chyba nie zostanie tutaj bez opieki. - tak na prawdę nie martwił się o jej los, ale o swój.
- Naturalnie, że poleci z nami generale. Pana również chcę tam widzieć.
- Oczywiście. - zasalutował i opuścił pomieszczenie. Nie musiałem tam lecieć, ale po cichu liczyłem spotkać Basist i skończyć to, co zacząłem za pierwszym razem. Żałowałem, że muszę zabrać Rey. Czułem, że jej obecność będzie jedynie stwarzała problemy, jednak nie miałem wyboru.*
Wszystko było gotowe. Pierwsze jednostki już wyruszyły, aby rozpocząć wydobycie kryształu. Stwierdziłem, że czas na nas. Droid miał przyprowadzić Rey. Ostatnio nie miałem czasu na szkolenie jej, oddawałem się budowie nowej broni. Powierzyłem opiekę nad nią kilku innym osobom. Zapracowany już nawet nie tęskniłem za naszymi spotkaniami. Czekaliśmy już tylko na nią.
Gdy w końcu dotarła od razu poprowadziłem ją na statek. Nie było czasu na zbędne formalności. Usiadłem za sterami i rozpocząłem procedurę startową. Przez całą drogę panowała niezręczna cisza. Czekałem aż w końcu wylądujemy. Rey siedziała patrząc w kosmos, przed siebie, gdziekolwiek byle nie na mnie. Już chciałem coś powiedzieć, gdy ktoś zrobił to za mnie.
- Zbliżamy się do miejsca docelowego. - rozległo się z głośników.
- Nareszcie. - rzuciłem a ona tylko spojrzała na mnie zimnymi oczami.Gdy wylądowaliśmy pospieszyłem do wyjścia. Zarzuciliśmy kaptury na głowę. Mistrz i uczeń.
Spojrzałem przed siebie. Widok był niesamowity. Prace szły pełną parą. Byłem zadowolony. Podszedłem do Hux'a, który już na nas czekał.
- Spisałeś się generale.
Nie ukrywał, że jest z siebie dumny. Na nasze transportowce ładowano właśnie olbrzymie pokłady kryształu. Szliśmy w kierunku świątyni, z której pozyskiwaliśmy ten cenny materiał. Nagle zobaczyłem jak jacyś ludzie podbiegli do szturmowców próbując ich powstrzymać.
- Co się dzieje? - byłem skonsternowany.
- Ludność cywilna, ciągle zaprzątają nam głowę nie chcąc oddać kryształów.
- Pozbyć się ich. - rzuciłem bez wahania i machnąłem ręką.
Byli to zarówno mężczyźni jak i kobiety. Dla mnie bez różnicy. Nic nie znaczący problem na drodze do władzy. Do likwidacji.
- Ale... - Rey odezwała się pierwszy raz.
Uciszyłem ją gestem, gdy ujrzałem Basist. Nie miałem czasu na kłótnie. Kobieta szła w nasza stronę. Gdy się spotkaliśmy uśmiechnęła się porozumiewawczo.
- Chodźcie. Oprowadzę was. - rzekła.Podążyliśmy za nią. Opowiadała coś o świątyni i planecie. Zbędne formalności. Pogrążeni w rozmowie nie zwracaliśmy uwagi na otoczenie. Wystarczy. Chciałem z nią zostać sam na sam.
- Hux zabierz Rey do bazy. - odwróciłem się w jego stronę, jednak nigdzie nie dostrzegłem dziewczyny. - Gdzie ona jest?
- Nie mam pojęcia, gdzieś musiała odejść. - rzucił lekceważąco rozglądając się wokół.
- Co takiego!?
- Chyba obraziła się przez Twoją decyzje Najwyższy Wodzu.
- Obraziła? - wycedziłem przez zaciśnięte żeby.
Ta głupia złomiarka znowu krzyżuje mi plany. Byłem wściekły.
- Wybacz Basist, obowiązki. - rzuciłem do kobiety. - Jeszcze się zobaczymy.
- Nieposłuszna uczennica? Rozumiem. - odeszła w swoją stronę ze sztucznym uśmiechem.
- Weź kilku ludzi i rozpocznijcie poszukiwania. Chcę ją mieć tutaj spowrotem! - zacisnąłem pięści.
Hux natychmiast ruszył w stronę szturmowców. Postanowiłem poszukać jej też na własna rękę. Poszedłem w stronę lasu pamiętając jej zachwyt z wcześniejszej podróży. Nie znała tej planety, nie miałem pojęcia gdzie mogła się właściwie udać. Jednak moc wskazała mi właśnie tamtą stronę.- Rey!! Rey! - cisza.
Chodziłem zirytowany już dobre parę godzin. Zaczęło się ściemniać a do tego zerwał się wiatr. Burza idzie. Na tej planecie są gwałtowne i niebezpieczne. Poczułem jak pierwsze krople spadają mi na twarz. Zaraz rozpęta się piekło.
- Cholera Rey!!!
Gdy już miałem zawrócić spostrzegłem ją pod drzewem. Siedziała zawinięta w kłębek.
- Co Ty sobie wyobrażasz?! Masz zakaz opuszczania bazy bez pozwolenia!
Nie zareagowała. Szarpnąłem ją za ramię.
- Wstawaj! Idziemy.
- Nigdzie z tobą nie pójdę.
- Wolisz tutaj zostać i zamarznąć czy posłużyć jako pożywienie dla drapieżników, które się gdzieś czają?
Zauważyłem lekkie zawahanie. Pociągnąłem ją mocniej za rękę. Wstała.
- Nie zdążymy dotrzeć do bazy, pogoda jest paskudna. Po drodze widziałem jakąś chatę, tam się zatrzymamy.
Wzruszyła ramionami, ale poszła za mną. Buty miałem całe w błocie, woda pomiędzy nimi płynęła strumieniami. Temperatura gwałtownie spadła. Gdy byliśmy blisko zacząłem biec. Rey również przyspieszyła kroku.Wpadliśmy do środka zdyszani. Rozejrzałem się - nic nadzwyczajnego. Miejsce na palenisko, jakieś koce. Prymitywne warunki, ale nie mieliśmy wyboru.
- Rozbieraj się. - rzuciłem rozpalając ogień.
- Co?! - krzyknęła.
- Nie rozumiesz prostych słów? Rozbieraj się! Ściągnij te mokre szmaty.
Stała osłupiała. Nie przejmując się zacząłem ściągać górę od munduru.
- Zaraz, co ty robisz? - zapytała z niedowierzaniem.
- W przeciwieństw do ciebie nie mam zamiaru zachorować na zapalenie płuc. A musimy tutaj zostać do rana, w taką pogodę daleko nie zajdziemy.
- Twoja przyjaciółka będzie zaniepokojona. - rzuciła niby od niechcenia.
- Czyżbyś była zazdrosna? - zapytałem z kpiącym uśmiechem.
- O co? O twoje żałosne romanse na jedną noc? Czegoś więcej oczekuję od życia, Ren. - niemal wysyczała.
Przestałem zwracać na nią uwagę i zrzuciłem resztę ubrań. Zostałem w samej bieliźnie, wziąłem koc i usiadłem przy palenisku.
- Odwróć się. - usłyszałem jej cichy głos.
Posłusznie odwróciłem głowę w bok. Ona sama stanęła do mnie tyłem i zaczęła zdejmować mokre ubrania. Kątem oka widziałem jej szczupłe plecy, delikatną skórę. Mokre włosy opadające na ramiona. Sięgnęła po koc i okryła ciało. Podeszła i usiadła po drugiej stronie ogniska.- Jesteś mordercą. - popatrzyła z wyrzutem. - Zabiłeś swojego ojca!
- Gdy ostatnio błagałaś mnie abym się z Tobą kochał jakoś Ci to nie przeszkadzało.
- Zamilcz! - wstała i z wyrzutem odeszła kawałek dalej.
Usłyszałem cichy szloch. Podniosłem się z miejsca i podszedłem do niej. Położyłem dłoń na jej ramieniu.
- Rey... - szepnąłem cicho.
- Nie dotykaj mnie! - wyszeptała, ale nie odrzuciła mojej dłoni.
Podniosłem drugą rękę i delikatnie ją objąłem. Odwróciłem ją w swoją stronę. Nasze spojrzenia skrzyżowały się. Pogładziłem ją po policzku.
- Już dobrze Rey. Wszystko dobrze. - wyszeptałem tuż przy jej twarzy.
Uniosłem do góry jej podbródek i spojrzałem na usta. Zbliżyłem się do niej, nasze oddechy zmieszały się w jeden. Dotknąłem ustami jej gorących ust. Pocałowałem ją namiętnie i gwałtownie. Jedną ręką odrzuciłem koc, którym była okryta. Przejechałem dłonią wzdłuż linii kręgosłupa. Odchyliłem ją od siebie na kilka centymetrów. Słyszałem jej przyspieszony oddech. Spojrzała na mnie po czym stanęła na palcach i przyciągnęła moją twarz do swojej. Wbiła się w moje ust z cichym jękiem.
CZYTASZ
Pamiętniki mocy. | Reylo.
Roman d'amour„Czy wiesz, że spoglądając w niebo nocą patrzymy na te same gwiazdy?" 04.06.2021 #1 reylo