20.

505 22 3
                                    

Kylo Ren.

Leżała w białej, szpitalnej pościeli. Wyglądała jak cień człowieka, żeby nie powiedzieć jak trup. A przecież sam wydałem na nią wyrok. Opuchnięte usta, oczy, liczne siniaki... Ująłem jej bladą, delikatną dłoń i przyłożyłem sobie do ust. Nie obchodziło mnie, czy ktoś nas tutaj razem zobaczy. Że konsekwencje tego mogą być ogromne. Liczyła się tylko ona.
- Rey wróć do mnie. Błagam Cię wróć! - szeptałem przez łzy.
Niestety nie poruszyła się ani nie otworzyła oczu. Jej dłoń bezwładnie opadła na pościel.

Wyczułem zbliżającego się w naszą stronę lekarza.
- Najwyższy Wodzu, miałem się tutaj stawić.
- Doktorze proszę mi przedstawić sytuację zdrowotną pacjentki.
Spojrzał na mnie niepewny, czy może ujawnić mi tak szczegółowe informacje. Zupełnie jakby miał jakiś wybór. Po chwili wahania w końcu zaczął mówić.
- Jak widać liczne siniaki i zadrapania, straciła dużo krwi, złamana kość ramienna... - jego głos gdzieś ginął między moimi myślami. Patrzyłem na jej drobne ciało, na to wszystko co jej zrobiłem. - Niestety dziecka nie udało się uratować.
Co? Zaraz? Jakiego dziecka? To było dla mnie jak kubeł zimnej wody.
- Dziecka?! - niemal wykrzyczałem zdezorientowany.
- Była w ok. 12 tygodniu, niestety obrażenia wewnętrzne były zbyt poważne, przykro mi.
Dziecko... A więc o to jej chodziło, gdy mówiła że nie nadawałbym się na ojca. Rey, dlaczego mi to zrobiłaś? Pogrążony w swoich myślach nie zauważyłem, gdy lekarz opuścił pomieszczenie.

Kiedy w końcu udało mi się chociaż trochę skupić na obecnej sytuacji, usiadłem przy niej i ponownie ścisnąłem jej dłoń.
- Rey, dlaczego?
Łzy napłynęły mi do oczu, moje dziecko... Sam wydałem na nich wyrok. Nienawidziłem siebie. Jeśli Rey z tego nie wyjdzie nie wiem, co zrobię. Nie będę umiał z tym żyć.

*

Dni mijały i zlewały się w jedno. Codziennie czuwałem przy jej łóżku. Całkiem zaniedbałem swoje obowiązki. Hux zajmował się tym, co mógł, reszta stała w miejscu. Przecież tego właśnie chciałem - władzy. Zniszczyć Ruch Oporu - a więc ostatnia ich nadzieja umiera w moich rękach. Czyż nie spełniam właśnie swoich marzeń? Dzień mieszał się z nocą, nie pamiętam kiedy ostatni raz spałem czy brałem prysznic. O jedzeniu nawet nie było mowy. Znowu byłem tutaj, a ona nadal leżała bez życia. Milion kabelków i aparatury podpiętej do jej ciała. Nawet nie oddychała sama. Usiadłem ponownie przy jej łóżku i patrzyłem jak śpi.

Nie wiem ile już tak siedziałem, gdy nagle zaczęła się krztusić.
-Rey?! Doktorze!!! Szybko, tutaj! - natychmiast złapałem ją za dłoń.
Lekarz wbiegł do sali z dwoma droidami. Od razu podbiegli do Rey.
- Proszę się odsunąć i dać nam pracować. - rzucił ostrzegawczo w moją stronę.
Nie chciałem jej zostawiać, ale wiedziałem, że nic tu po mnie. Stałem więc w kącie sali ubrany w tą śmieszną, szpitalną pelerynę, która ostatnio stanowiła nieodłączną część mojej garderoby. Stałem i patrzyłem, jak jedyny sens mojego życia do mnie wraca. Po chwili droidy opuściły pomieszczenie.
- Odłączyłem respirator, pacjentka oddycha samodzielnie, ale nadal jest bardzo słaba. Proszę jej długo nie męczyć. - rzucił lekarz i pospiesznie wyszedł.
No tak, zapomniałem już, że przecież dla nich jestem postrachem. Natychmiast byłem przy jej łóżku.
- Rey, w końcu! Wróciłaś do mnie. - wyszeptałem trzymając jej dłoń.
- Ben... co ja tutaj robię? Co się stało? - wyszeptała  z trudem.
Widać niczego nie pamiętała. Uświadomiłem sobie, że muszę jej powiedzieć prawdę o dziecku. Nigdy nie prowadziłem takich rozmów, nie byłem gotowy. Zupełnie jakby na takie coś można się było przygotować.
- Była walka Rey, byłaś ranna i zabrałem cię ze sobą. - mówiłem z trudem omijając drażliwy temat. Wstałem i stanąłem nad nią krzyżując ramiona.
Spojrzała na mnie przenikliwym wzorkiem i już wiedziałem, o czym myśli. Gdy padło to pytanie nie byłem zaskoczony.
A co z dzieckiem? - wyszeptała z nadzieją i strachem.
Spojrzałem na nią nie ukrywając swoich uczuć. Zraniła mnie uciekając i odtrącając a potem przez tyle czasu ukrywając prawdę.
- Jak mogłaś to przede mną ukrywać, Rey? Jak? Myślałaś, że się nie wyda? Dlaczego mi to zrobiłaś? - rzuciłem z wyrzutem.
Ale ona zupełnie mnie nie słuchała, już znała prawdę.
- Jesteś potworem Ben, zabiłeś je... mnie też mogłeś zabić, nadal możesz. Bo ja już nie mam po co żyć. - wyszeptała płacząc.
Chciałem złapać ją za rękę i jakoś pocieszyć, jednak odtrąciła mnie.
- Wyjdź, chcę zostać sama.
Odwróciła twarz w drugą stronę a ja stałem tam osłupiały. Ruszyłem więc w stronę drzwi i zamknąłem je z trzaskiem. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Z drugiej strony taki potwór jak ja i rodzina? Przecież nigdy o tym nawet nie myślałem, nawet nie wyobrażałem sobie, że mógłbym zostać ojcem.

Rey.

A więc tak to się skończyło. Myślałam, że umrę. I umarłam. Bo tak się właśnie teraz czuję - jakby umarła jakaś cząstka mnie a ja wraz z nią.  Jedyna osoba, która mogła mnie kochać bezwarunkową miłością odeszła. A to wszystko jego wina. Nie bez przyczyny jest nazywany największym potworem Galaktyki. Jak kiedykolwiek mogłam mu zaufać? Jak mogłam go... kochać. Jak nadal mogę? A ja się bałam, że odbierze mi dziecko. Wtedy chociaż miałabym nadzieję, miałabym o co walczyć. A teraz? Teraz nie mam już nic. Leżałam patrząc w białą ścianę. Umrę czy przeżyję - było mi wszystko jedno. Chociaż dla mnie nawet lepiej jakbym umarła - nie musiałabym więcej czuć tego bólu.

Drzwi się cicho rozsunęły, już miałam kazać mu się wynosić, ale to wcale nie był on.
- Jak się pani dzisiaj czuje? - odwróciłam się i ujrzałam łagodny uśmiech lekarza.
- A jak mogę się czuć w mojej sytuacji? - rzuciłam niechętnie.
- Jest pani młoda, jeszcze będzie pani miała wiele dzieci. - próbował mnie pocieszyć, ale odwróciłam twarz w drugą stronę.
Nie chciałam mieć wiele dzieci, nie chciałam już żadnego, tylko to, które umarło. Na początku, gdy się dowiedziałam o ciąży byłam zła. Nie byłam gotowa i zostałam sama. Ben kompletnie nie pasował mi do roli dobrego ojca a Najwyższy Porządek nie był miejscem dla dziecka. Ja za to sama byłam trochę jak dziecko, nie wiedziałam, czy sobie poradzę. Ale dni mijały i coraz bardziej przyzwyczajałam się do tej małej istoty. Już sobie wyobrażałam, że polecimy gdzieś daleko, uciekniemy. Będziemy żyć z dała od wojny. A teraz? Pozbawiono mnie jedynego sensu mojego życia, mojego światełka w tunelu i nadziei na lepszy czas. Znowu jestem w Najwyższym Porządku, tylko że teraz wszystko jest inaczej.

Pamiętniki mocy. | Reylo.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz