2.

613 32 4
                                    

Rey.

Odzyskałam świadomość trzęsąc się z zimna. Jednak to nie uczucie chłodu przywróciło mnie do życia a kolejny koszmar. Znowu to samo. Czerwone ostrze wbite prosto w Hana Solo. Krzyk. Mój krzyk. To samo ostrze przejeżdżające po plecach Finn'a. Ujrzałam je prosto przed moją twarzą. Niestabilny, czerwony miecz w jego dłoni. Wstrząsnął mną gniew i smutek. Han Solo nie żyje. Gdy opuszczałam bazę stan Finn'a był ciężki. Potwór. Nawet rodziny nie oszczędził! Jak mogłam wierzyć, że ma serce? Naiwna. Załkałam w myślach.

Dalej leżałam na zimnej podłodze. W ustach mi zaschło, nie pamiętam kiedy ostatnio coś piłam czy jadłam. Zatęskniłam nawet za marnymi porcjami z Jakku. Nie miałam pojęcia jak długo już tutaj byłam. Na zmianę budziłam się i traciłam przytomność. Chciałam wstać, jednak nie byłam w stanie podnieść żadnej kończyny. Ledwo mogłam otworzyć oczy. Zostawili mnie tutaj, abym umarła z wycieńczenia? Przypominając sobie tortury Rena uznałam to za całkiem przyjemną śmierć. Zaniechałam myśli o ucieczce. Nie mogłam poruszyć palcem, a co dopiero wydostać się z tego statku. Zresztą miałam świadomość, że za drzwiami spotkam oddziały szturmowców. Ranna i bez broni nie miałam z nimi żadnych szans. Mimo posiadanej mocy byłam słaba. Za słaba... Ostatnia walka kosztowała mnie dużo energii. Zapadłam w kolejny niespokojny sen. Śniłam, że dotykają mnie czyjeś dłonie, a po ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. Ktoś odgarnia moje włosy z twarzy a jego dotyk działa na mnie kojąco.

Kylo Ren.

Odkąd tutaj była nie przespałem spokojnie żadnej nocy. Koszmary nawiedzały mnie ze zdwojoną siłą. Moje i jej. Mimo, że Snok'e nie żył, nasze połączenie w mocy nie słabło. Czułem jej ból i strach. Czasami bałem się zamknąć oczy, aby nie ujrzeć kolejnej wizji. Nie sądziłem, że nawet sny będziemy dzielić. Nie schodziłem do poziomu więziennego. Była moim największym wrogiem, ale też największą pokusą. Ostatnia nadzieja Ruchu Oporu w moich rękach... Tej nocy znowu obudził mnie przeraźliwy krzyk.

*

Po trzech dniach postanowiłem ją odwiedzić. Po wejściu do celi ujrzałem puste łóżko. Nie byłem tym zbytnio zaskoczony, nie liczyłem, że będzie na mnie czekać. Jedzenie stało nietknięte na krześle. Omiotłem wzorkiem pomieszczenie, jednak nie musiałem długo jej szukać. Rey leżała bez ruchu w miejscu, w którym ją ostatnio zostawiłem. Nie żyje? Przeraziłem się i podszedłem do niej szybkim krokiem.

Kucnąłem przy jej ciele. Oddychała, słabo, ale oddychała.
- Rey? - szepnąłem - Rey?
Żadnej reakcji. Zdjąłem rękawiczkę i dotknąłem jej ramienia. Ponownie poczułem tylko chłód. Jeśli ją tutaj zostawię to umrze. Nie mogę na to pozwolić, jej moc jest zbyt cenna. Cenna dla mnie czy dla Najwyższego Porządku? I czy aby na pewno chodzi tylko o moc? Przemknęło mi przez głowę, jednak szybko odpędziłem niewygodne myśli. Maskę i rękawiczki położyłem na jej łóżku a następnie ponownie do niej podszedłem. Decyzja zapadła. Klęknąłem i delikatnie wziąłem ją na ręce. Była lekka jak piórko a jej ciało opadło bezwładnie w moich ramionach. Przycisnąłem ją mocno do piersi i odgarnąłem włosy z twarzy. Nawet w tak marnym świetle widziałem liczne zadrapania i siniaki. Wstałem z nią na rękach i zarzuciłem moją pelerynę na jej ciało. Przynajmniej na razie nikt nie może się dowiedzieć o jej obecności tutaj. Szybko przemknąłem korytarzami do swojej kwatery. Na szczęście o tej porze mało osób kręciło się po statku.

Gdy byliśmy na miejscu położyłem ją delikatnie na łóżku a następnie wezwałem droidy medyczne. Stanąłem z dala, nie mogłem patrzeć na jej twarz wykrzywioną z bólu. Delikatnie poruszyła głową jakby chciała się wybudzić. Podniosłem dłoń i uśpiłem ją mocą.
- Zajmijcie się nią. Umyjcie i opatrzcie. - rozkazałem wyjmując z szafy moją koszulkę. Nic lepszego na razie nie miałem, więc podałem ją droidowi. Nie było sensu, aby ponownie ubierać ją w te szmaty. Później ogarnę jej jakieś lepsze ubranie. Sam postanowiłem wrócić po moje rzeczy do jej celi. Nie miałem ochoty tłumaczyć innym, co one tam robiły. Chociaż jako Naczelny Wódz nie musiałem tłumaczyć się nikomu. Gdy usłyszałem szum wody wyszedłem z pokoju.

*

Odesłałem droidy machnięciem ręki. Rey leżała na moim łóżku, wyglądała dużo lepiej. Chociaż nie wiem, czy to stwierdzenie było na miejscu. Jej twarz miała kolor mojej pościeli. Była przeraźliwie blada. Zniknęła zaschnięta krew, ale pozostały siniaki i zadrapania. Opatrunek zajmował całe ramię. Musiała mocno oberwać. Widziałem jak delikatnie poruszyła ręką i próbowała otworzyć oczy. Zastanawiałem się, czy ponownie nie uśpić jej mocą, aby się nie męczyła, jednak na razie zaniechałem tego pomysłu.

W końcu spojrzała na mnie zamglonym wzrokiem.
- Gdzie... Gdzie jestem? - zapytała drżącym głosem próbując rozejrzeć się po pomieszczeniu.
- Jesteś moim gościem. - odparłem ze stoickim spokojem. - Ponownie.
Grymas bólu przeszedł po jej twarz, gdy podniosła rękę. Maska... Gdy do mnie mówisz chcę widzieć twoją twarz. Usłyszałem w myślach jej głos. Cała Rey. Nigdy się nie poddaje. Chciało mi się śmiać z jej upartość. Ledwo żyje a myśli o głupiej masce! Zawahałem się, jednak zdjąłem ją z twarzy. Przez chwile pomyślałem, że nie powinienem jej słuchać. Nie powinienem jej dawać satysfakcji, że ma nade mną jakąkolwiek władzę. Że jej zdanie w jakikolwiek sposób mnie obchodzi. Szybko jednak odgoniłem te myśli i rzekłem:
- Leż spokojnie. Byłaś nieprzytomna kilka dni.

Rey.

Chciałam coś powiedzieć, ale brakowało mi sił. Jednak uświadomiłam sobie jedno. To on mnie tutaj przyniósł. Leżałam w zimnej celi a on mnie z niej zabrał. To przyjemne ciepło to były jego ramiona.  Na samą myśl o tym oblała mnie fala wstydu. Nigdy nie byłam tak blisko z żadnym mężczyzną. A to nie jest jakikolwiek mężczyzna. To mój największy wróg. Największy potwór Galaktyki. Sam Mistrz Zakonu Ren. A teraz gdzie jestem? Czy... czy to jego pokój? Jego łóżko? Z pewnością. Gdy skupiłam myśli poczułam jego zapach na poduszce. A więc śpię w jego pościeli. Jednak wszystkie te pytania uwięzły mi w gardle. Miałam tylko nadzieje, że to nie on mnie opatrzył i przebrał. Na samą myśl o tym rumieniec ozdobił moje policzki.

Kylo Ren siedział nieruchomo na krześle i patrzył na mnie, jakby analizując każdy centymetr mojej twarzy. Nie mogąc znieść jego spojrzenia odwróciłam wzrok. W pomieszczeniu panowała gęsta atmosfera. Ja w łóżku samego Mistrza Zakonu Ren. Niewiarygodne. Niejednokrotnie miał okazję mnie zabić, a jednak ocalił mi życie. Nic z tego nie rozumiałam.

Pamiętniki mocy. | Reylo.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz