14.

569 29 0
                                    

Rey.

Potwór! Morderca! Tylko takie słowa cisnęły mi się na usta. Kazał zabić bezbronne osoby! Byłam na niego wściekła, zupełnie jakby to był pierwszy raz. A przecież Kylo Ren słynie w Galaktyce ze swojej bezwzględności. Teraz jakby nic sobie z tego nie robiąc mizdrzył się do tamtej kobiety. Niewiarygodne. Nie mogłam dłużej na to patrzeć. Moje serce rozpadało się na milion kawałeczków. Niespostrzeżenie oddaliłam się od nich, zresztą i tak nie zwracali na mnie uwagi. Nie wiedziałam po co właściwie mnie ze sobą zabrali. Byłam tutaj zbędna. Może Ren postanowił mnie męczyć teraz w inny sposób? Jawnie romansując z tamtą kobietą.

Skierowałam się w stronę zielonej polany za którą rozciągał się las. Czułam się wolna. Wbiegłam między wysokie drzewa wsłuchując się w śpiew ptaków. Gdzieś za mną została wojna i cała Galaktyka. A przede wszystkim Kylo Ren.
Szłam przed siebie nie myśląc o tym, że zaczęło się ściemniać. Zakochałam się w niezwykłości tutejszego miejsca. Najpiękniejsze miejsce w całej Galaktyce. Dotykałam liści drzew wspominając swoje życie na Jakku. Drzewa na Jakku... Uświadomiłam sobie, że jestem głodna i zmęczona. Po drodze napiłam się wody z rzeki, jednak nie zaspokoiła ona moich potrzeb. Nie miałam siły dłużej biec przed siebie. Nie wiem ile czasu minęło odkąd opuściłam bazę. Przez korony drzew przebijały się ostatnie promienie słońca. Szum wiatru szarpnął moją peleryną. Skulona usiadłam na ziemi porośniętej mchem. Zatęskniłam za Ruchem Oporu, za przyjaciółmi. Tutaj byłam całkiem sama. Łzy cisnęły mi się do oczu. Już dawno nie czułam się taka opuszczona.

Niemal zasnęłam, gdy z tego stanu wyrwał mnie zimny deszcz. Całe moje ubranie przemokło. Zadrżałam nieprzyzwyczajona do takich warunków pogodowych. Nie wiem ile czasu siedziałam pod drzewem, gdy usłyszałam jak ktoś woła moje imię. Nie chciałam aby mnie znaleźli, jednak nie miałam siły się ruszyć. Dłonie mi skostniały, a mokre kosmyki opadły na twarz. Poczułam znajome wibracje mocy. Sam Kylo Ren stanął przede mną i rozkazał abym z nim poszła. Był wściekły. Nie musiałam na niego patrzeć, aby to czuć. A może to tylko kolejna wizja? Nie miałam zamiaru się stąd ruszać. Nie chciałam go więcej widzieć. Coś mówił, jednak wiatr porywał jego słowa. Przekonała mnie dopiero informacja o niebezpiecznych zwierzętach w okolicy. Nie wiedziałam, czy mówi prawdę jednak nie miałam zamiaru tego sprawdzać. Zabrał mi miecz świetlny i blaster, więc byłam niemal całkiem bezbronna. Boleśnie złapał moje ramię i pomógł wstać. W kroplach deszczu dobiegliśmy do chaty.

*

Miał racje. Zazdrość niemal łamała mi serce, jednak nie chciałam dać tego po sobie poznać. Ciągle miałam przed oczami ich razem. Przyćmiło mi to nawet jego brutalny rozkaz. Było mi wstyd. Czemu jestem taką egoistką? Odeszłam nie mogąc dłużej przebywać w tak bliskiej odległości od jego osoby. Najchętniej uciekłabym stąd jak najdalej. Był moim wrogiem. Mordercą. Nienawidziłam go, ale bardziej nienawidziłam siebie za to jak bardzo go pragnęłam.

Usłyszałam jak delikatnie wymawia moje imię. Gdzieś przy samym uchu. Drgnęłam. Po chwili poczułam jego ciepłe dłonie na moich ramionach. Chciałam żeby odszedł i zostawił mnie samą, jednak nie potrafiłam go odtrącić. Byłam słaba. Coś paliło mnie od środka, każda komórka pragnęła jego dotyku. Niech już da mi spokój! Gdy mnie odwrócił i pocałował zapomniałam o wszystkich wątpliwościach. Byłam zaskoczona jednak oddałam pocałunek. Nie pragnęłam niczego innego. Na chwilę przywrócił dystans między nami, jednak szybko przyciągnęła go spowrotem. Tym razem nie pozwolę, aby wszystko się rozpadło w w jednej chwili. Stałam przed nim naga a jego dłonie błądziły po moim ciele. Przycisnęłam go do siebie, aby poczuć czy pragnie mnie równie mocno. Po chwili nie miałam co do tego żadnych wątpliwości. Podniósł mnie i ułożył na kocu, który wcześniej osunął się z mojego ciała. Całował moje piersi i brzuch schodząc jeszcze niżej. W końcu wsunął we mnie palec i zaczął poruszać. Cicho jęknęłam. Pomieszczenie wypełniał mój przyspieszony oddech. Zaczął całować wewnętrzną stronę moich ud zmierzając w jednym kierunku.

Czułam, że już dłużej nie wytrzymam i złapałam go za rękę.
- Ben, nie... - wyszeptałem odsuwając go od siebie. Widziałam zaskoczenie i niezrozumienie na jego twarzy. Nieporadnie sięgnęłam do jego bielizny, aby ją zdjąć. Spojrzałam mu w oczy, nie musiałam nic mówić, zrozumiał.
- Jesteś pewna Rey?
Przyciągnęłam go mocniej do siebie i pocałowałam. Bardziej pewna nie będę. Przekazałam mu w myślach. Delikatnie się uśmiechnął. Rozsunął moje uda i ułożył się między nimi. Zagryzłam wargi bojąc się bólu. I wtedy to poczułam. Naparł na mnie delikatnie, po czym wycofał się aby mocniej powtórzyć ruch. Krzyknęłam. Zatrzymał się jednak przyciągnęłam go biodrami. Nie chciałam aby przestawał. Nigdy nie chciałam się kochać z żadnym mężczyzna, więc gdy się na to zdecydowałam nie miałam zamiaru się wycofywać. Poruszał się powoli nie chcąc sprawiać mi więcej bólu i nagle przestał. Spojrzałam na niego pytająco.
- Rey, przepraszam. Nie dam rady. Myślałem, że będę umiał być delikatny, ale nie mogę. To jest silniejsze ode mnie, ledwo się powstrzymuje. Nie chcę zrobić ci krzywdy. - wyszeptał przybity.
Oplotłam go nogami i przyciągnęłam do siebie.
- Kochaj się ze mną Ben. Nie myśl o tym, po prostu to rób. - wyszeptałam prosto do jego ucha.
Jego ruchy przybrały na sile, gdy złapał mnie boleśnie za biodra. Z całej siły zacisnęłam dłonie na kocu, gdy usłyszałam jak jego krzyk przeszył ciszę. Zesztywniał po czym opadł na mnie zdyszany.
- Przepraszam. - wyszeptał i położył się z boku przyciągając mnie do siebie.

Czułam moc przepływająca między nami. Chciało mi się płakać. Tym razem były to łzy szczęścia. Cudowna energia wypełniała każdą komórkę mojego ciała. Pocałowałam go delikatnie i wtuliłam się w jego ramiona.
- Nie opuszczaj mnie więcej Rey, bo nie wiem co bez Ciebie zrobię.
Spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem. Chyba już gdzieś słyszałam podobne słowa.
- To Ty mnie nie opuszczaj Ben.
Schował mnie w swoich ramionach i ukołysał do snu. Miałam wrażenie, że wreszcie jest wszystko tak, jak powinno być. Czułam, że znalazłam swoje miejsce na świecie. Tutaj. Gdziekolwiek. Byle z nim.
Po chwili usłyszałam jego miarowy oddech. Spojrzałam na spokojną twarz, wyglądał tutaj jak chłopiec a nie mężczyzna wydający rozkazy śmierci. Blizna rozciągała się zdobiąc policzek i klatkę piersiową. Delikatnie przesunęłam po niej ręką. I nagle sobie coś uświadomiłam. W końcu umiałam nazwać to dziwne uczucie, które mnie wypełniało w ostatnim czasie. To miłość. Jeśli istnieje musi tak wyglądać.

Jeszcze długo wpatrywałam się w ogień wspominając jego gorące dłonie na moim ciele. Muszę wrócić do domu. Razem musimy wrócić do domu. Zrobię wszystko, aby mieć go obok. Uśmiechnęłam się czując bijącą od niego moc. Nie miała nic wspólnego z Ciemną Stroną. Czyste światło.

Pamiętniki mocy. | Reylo.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz