Prolog

4.6K 198 14
                                    

Postać otulona szczelnie czarną peleryną stała oparta o drzewo, wpatrując się w intensywnie czerwone niebo, którego poświata odbijała się w wodzie. Wysoko przelatywały testrale, ale mnogo pojawiały się też skrzydlate konie, takie jak abraksany, aetonany czy popularne niegdyś w Skandynawii graniany. Kilka tych ostatnich radośnie pędziło tuż obok po trawie, ledwo zauważając obecność człowieka. Można było zobaczyć także hipogryfy. Ich parskanie i tętent łączył się z dźwiękiem wiatru i... muzyki? Tak, Harry słyszał ją już wiele razy w tym miejscu. Nigdy jednak nie odważył obrócić się i podążyć w jej kierunku. Była na swój sposób kojąca, a czuł, że idąc tam może zniszczyć tą piękną melodię. Miała w sobie wiele magicznego, ale tu wszystko takie było.

Chciałby powiedzieć, że nigdy nie był sentymentalny, ale skłamałby. Jako dziecko nie miał niczego - własnych przedmiotów, normalnego pokoju ani szczególnych uczuć. Czuł wtedy emocje, których nie umiał nazwać. Przeważała często zazdrość wobec innych kilkulatków lub decydujących o własnym życiu dorosłych czy lęk kiedy znów został ukarany. Ukarany za coś na co nie miał wpływu, za to, że był inny. Ile to razy nazywali go dziwadłem? Wszystko zmieniło się kiedy udał się do Hogwartu. Zyskał Hermionę i Rona, innych przyjaciół, nauczycieli, którzy byli gotowi go wspierać czy ojca chrzestnego. Obdarzyli go zaufaniem, troską, przyjaźnią, a on to odwzajemnił. Wspólnie walczyli z niebezpieczeństwem, pakowali się w kłopoty, bawili się. Tęsknił za tym wszystkim. O Merlinie, nawet Malfoy budził tęsknotę ze swoim wiecznym prowokowaniem sprzeczek. Dzięki każdemu kogo spotkał nauczył się uczuć, zdobył doświadczenia, o których wcześniej nawet nie próbował śnić.

Teraz jedyne co mu się śniło, co nękało samotnymi nocami to długi, mroczny korytarz, z drzwiami i pojedynczym portretem. Czasem odważył się je przekroczyć. Wtedy znajdował się w pomieszczeniu o wielu wejściach i za każdym razem wybierał odmiennie. Sala Przepowiedni zawsze budziła powolny strach, jednak to Sala Śmierci ze swoją czarną, falującą kurtyną powodowała rozszalenie grozy. Dlatego jeśli mógł trzymał się od niej jak najdalej. Często przybywał do Sali Rozpraw, gdzie był sądzony za wszelkie przewinienia. Były tam cienie, które decydowały o jego losie. Gdy decyzja zapadała, a zawsze był to wyrok śmierci, budził się. Były też inne drzwi. Nigdy ich nie odwiedził w swoich snach. Jedne z nich, gdy siadał tuż przed nimi powodowały, że słyszał słowa, które pomagały mu musnąć tajemnicę.

- Kryją w sobie siłę, która jest zarazem wspanialsza i straszniejsza od śmierci, od ludzkiej inteligencji, od sił przyrody - mruczał wtedy sam do siebie. Tak jakby chciał spowodować, że się otworzą. To jednak nie było zaklęcie typu Alohomory, która zresztą też nie skutkowała.

Gdy stał przed innymi drzwiami stale słyszał tykanie zegarów. One też nie ustępowały, ale nawet nie próbował długo się z nimi siłować. Wiedział, że to nie miejsce dla niego. To miejsce było kruche, a zarazem niewyobrażalnie groźne.

Przyglądając się magicznym istotom, poczuł się samotny. Opuszczony. Jednak musi się tak czuć, skoro nie ma tu nikogo z kim mógłby teraz porozmawiać. Nie było tu ludzi, a on nie miał teraz energii na dalsze poszukiwania.

Byli zaledwie w piątej klasie, byli nastolatkami. Kto pomyślałby, że zmienią całkowicie świat i zrujnują to co znali?

Manewry uczuć | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz