Prolog

864 58 15
                                    


Czwartek, 14 października 2021

Lake Lafayette, Missouri


Silny wiatr wprawiał gałęzie drzew w ruch. Wszechobecny szum utrudniał komunikację. Oscar Holden słyszał tylko pojedyncze słowa ze zdań wykrzykiwanych przez tych funkcjonariuszy, którzy znajdowali się maksymalnie dziesięć metrów od niego. Pozostałe głosy do niego nie docierały, jednak nie przeszkadzało mu to w zlokalizowaniu kolegów z pracy – rozglądając się, widział skaczące między pniami drzew światła latarek.

Oscar mocniej chwycił smycz, gdy owczarek niemiecki zaczął ciągnąć go w prawo. Zanim się oddalił, zerknął na psa prowadzonego przez funkcjonariusza, z którym moment wcześniej szedł niemal ramię w ramię. Tamten nie zmienił kursu, jednak te dwa zwierzaki szkolone były do rozpoznawania różnych substancji. Jeden z nich miał szukać śladów krwi, drugi z kolei kadaweryny. Oscara prowadził ten drugi, a świadomość tego sprawiała, że szedł na drżących nogach. Kadawerynę wydzielały rozkładające się tkanki, gnijące zwłoki.

Holden zaczął nawoływać, dopiero gdy pies niemal wyrwał mu smycz z zesztywniałej od zimna dłoni, rzucając się w jedynie sobie znanym kierunku. Oscar potknął się o wystający z ziemi korzeń, a przed upadkiem uratowała go tylko ręka, która nagle zacisnęła się na jego ramieniu. W normalnych warunkach by ją strzepnął, ale w tych, mamrocząc, podziękował Frankowi Bergerowi, który niespodziewanie pojawił się u jego boku. Dosłownie dwa kroki dalej pies zaczął skomleć i poszczekiwać, a w falującym przez drżące ręce Oscara świetle latarki widać było, że owczarek zaczął łapami rozgrzebywać glebę. Holden z trudem odciągnął zwierzaka od tego miejsca, nagradzając go wyjętym z kieszeni granatowej kurtki smakołykiem. Miał jednak nadzieję, że ten wcale nie zasłużył na pochwałę.

Kilka minut później pierwsze łopaty dotknęły ziemi we wskazanym przez Oscara miejscu. Pies nadal co jakiś czas poskomliwał, wywołując coraz to posępniejsze wyrazy na twarzach zgromadzonych ludzi. Policjanci, którzy nie kopali, starali się utrzymać tłum cywilów w odpowiedniej odległości od punktu, na który padało światło niemal wszystkich latarek. Najciężej było dopilnować Simmonsów – rodziców zaginionego przed trzema dniami siedemnastolatka. W momencie, w którym Oscar zdecydował się na nich spojrzeć, matką chłopca wstrząsnął brutalnie przebijający się przez szum szloch, a ona sama mimo oplatających ją ramion męża kolanami upadła na ziemię.

Z rozgrzebanej gleby wystawała dłoń Paula Simmonsa. 

PamiątkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz