Rozdział 4

382 47 31
                                    


Anastasia akurat sprawdzała wszystkie zakamarki w salonie, gdy kątem oka dostrzegła za oknem jakąś postać. To wystarczyło, żeby jej ręka automatycznie powędrowała do kabury. Z kolei, gdy na nic się nie natknęła, agentka Ashbee przypomniała sobie, gdzie właściwie jest. Oparła się o parapet i nieznacznie rozsunęła półprzezroczyste firanki. Ostatnio bardzo często wydawało jej się, że ktoś ją obserwuje. Powoli popadała w paranoję.

Spojrzała w stronę domu Bergerów. Na ścieżce ciągnącej się od tamtego budynku do ostatniego zajmowanego przez gości zauważyła dwóch chłopców kopiących odgarnięte z dróżki warstwy śniegu. Odeszła od okna, ale nie zakryła go szczelnie ani firankami, ani ręcznie zdobionymi zasłonami. Zamiast tego przesunęła granatową szafkę RTV na jej pierwotne miejsce, pilnując przy tym, żeby przypadkiem nie strącić z niej niewielkiego, ale płaskiego telewizora. Patrząc na przemalowane drewniane meble, zastanawiała się, czy wnętrza wszystkich domków dla gości są utrzymane w odcieniach niebieskiego, czy tylko jej się taki trafił.

Zanim Anastasia zabrała się do bezpodstawnego przeszukiwania sypialni, za oknem znów mignął jakiś cień. Tym razem za szybą zobaczyła nie tylko chłopców, ale też średniej postury dziewczynę w ciemnożółtej puchowej kurtce. Przykucnęła przy nich i wzięła coś od kilkulatka ubranego w zielony kombinezon. Nawet z tej odległości i mimo tego, że Anastasia widziała tylko profil nieznajomej, uśmiech na jej twarzy był wyraźnie dostrzegalny. Dziewczyna z uwagi na ciemne, kręcone włosy przypominała Phoebe Berger. Z kolei ze strony internetowej zimowiska Anastasia wiedziała, że Bergerowie mają nastoletnią córkę, Shannon. Łącząc te fakty, uznała, że to właśnie Shannon Berger zaczyna lepić z chłopcami bałwana. Chwilę przed odejściem Anastasii od okna do tej trójki dołączyły jeszcze dwie dziewczyny – jedna w wieku zbliżonym do chłopców, a druga na oko przypominająca rówieśnicę rzekomej Shannon.

Agentka Ashbee zerknęła na szalejący w kominku ogień, po czym przeszła do sypialni. Wyjęła z walizki umieszczoną na wierzchu grubą, czarną bluzę i rzuciła ją na łóżko. Zamierzała wyjść z domku i rozejrzeć się po okolicy, jednak niekoniecznie chciała zostać przy tym zauważona przez bandę grzebiących w śniegu dzieci. Z tego też powodu odłożyła te plany na nieco później i usiadła na przebranej już pościeli. Nieszczęśliwym trafem i przez pospieszne pakowanie się zabrała z domu dokładnie ten sam komplet, który towarzyszył jej podczas mającej miejsce dwa miesiące wcześniej wizyty w Lexington. Mimo że po wypraniu wepchnęła go do szafy tak głęboko, jak tylko mogła, i tak to on jako pierwszy wpadł jej w ręce. Jasnoszary materiał w niewielkie podobizny różnych zwierząt. Anastasia kupując tę pościel, myślała, że jest ona jednolita.

Wyjęła z kieszeni dżinsów telefon. Otworzyła maila od przełożonego, mając nadzieję, że między wierszami dostrzeże jakieś ukryte wskazówki. Problem w tym, że linijek było niewiele, a składały się na nie jedynie adres zimowiska, powtórzenie polecenia, żeby „rozejrzeć się" i zdanie, które wyjątkowo ją zdenerwowało: „Mam nadzieję, że jakoś da pani sobie z tym radę". Te słowa teoretycznie nie były nacechowane negatywnie, jednak Anastasia znała Patricka Shepherda na tyle, żeby wiedzieć, że to był jego sposób na powiedzenie, żeby niczego nie zepsuła. To też powodowało, że za każdym razem, gdy czytała tę wiadomość, zaciskała zęby.

W końcu przebrała cienki sweter na wcześniej wyjętą z walizki bluzę. Wróciła do salonu, zerknęła przez okno i, gdy nie dostrzegła nikogo na zewnątrz, zabrała klucze z okrągłego stolika stojącego przy niskiej kanapie. Ubierając brązową parkę, jeszcze raz podejrzliwie spojrzała na kominek. Frank Berger mówił, że nie musi martwić się, że ogień uwolni się pod jej nieobecność, ale za to wspomniał, żeby nie wygaszać go w gwałtowny sposób. Mimo tego Anastasia opuściła domek nieco niespokojna.

PamiątkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz