Rozdział 11

318 41 60
                                    


Przez całą drogę z Odessy do Lake Lafayette Anastasia odnosiła wrażenie, że ktoś za nią jedzie. Z tego też powodu nieustannie krążyła wzrokiem od bocznych lusterek do wstecznego, jednocześnie odrobinę mniej skupiając się na tym, co jest przed nią. Momentami zdawało jej się, że stale ma za sobą czarnego sedana, który czasami zasłaniany był przez inne auta. Nie miała jednak pewności, bo nigdy nie zbliżył się do niej na taką odległość, żeby w lusterku mogła dojrzeć twarz kierowcy, a rejestracji też nie była w stanie odczytać. Dopiero przed samym wjazdem na teren zimowiska wszystkie auta zniknęły z jej pola widzenia, ale to nie zdołało na długo skupić jej wzroku na drodze.

Gdy po prawej stronie przedniej szyby nagle coś mignęło, instynktownie wcisnęła hamulec w podłogę i przytrzymała. Niewiele brakowało, żeby przez ten gwałtowny manewr wpadła w poślizg. Nie doszło do tego z uwagi na niewielką prędkość.

Pas bezpieczeństwa szarpnął, wyduszając z jej płuc powietrze. W pierwszym momencie nawet nie poczuła pieczenia na odsłoniętym obojczyku. Gdyby nie zdjęła kurtki albo ubrała golf, uniknęłaby bolesnego przetarcia skóry. Siedziała kilka okropnie długich sekund zupełnie bez ruchu, zanim zdecydowała się wyłączyć silnik i zobaczyć, co właściwie się stało.

Lekko drżącą dłonią odpięła pas bezpieczeństwa i otworzyła drzwi. Spędziła wiele godzin na terapii, zanim po wypadku samochodowym, w którym zginął jej ojciec, a ona nabawiła się nie tylko blizny na policzku, wsiadła do auta jako pasażer. Mimo że to nie ona wtedy prowadziła, przez ten incydent bardzo zwlekała ze zrobieniem prawa jazdy. Z reguły jeździła nadzwyczaj ostrożnie, dlatego teraz była aż tak zaskoczona i poruszona.

Nawet nie poczuła zimnego powietrza, które zaatakowało ją z każdej strony, gdy tylko postawiła stopy na śniegu. Słyszała czyjeś krzyki, ale nie znała głosu ani wywoływanego imienia. Obeszła maskę i dostrzegła leżące na brzuchu, szlochające dziecko w błękitnej kurtce. Przykucnęła przy nim, jeszcze zanim Phoebe z dwójką nieznanych Anastasii ludzi zdążyła dobiec na miejsce.

– Nic ci nie jest? – zapytała, bardzo ostrożnie dotykając jego ramienia. Drżenie jego ciała przeszło na nią samą. Momentalnie zaschło jej w ustach, gdy nic nie powiedział. – Coś cię boli?

Chłopiec w końcu obrócił się na plecy i wydusił z siebie, że nie. Dopiero wtedy Anastasia zdołała odetchnąć. Nie czuła i nie słyszała, żeby uderzyła w coś samochodem, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Jego zapewnienie było wszystkim, co chciała w tej chwili usłyszeć.

– Teddy! Jezu Chryste, Teddy!

Teddy zdążył usiąść, zanim jego mama chwyciła jego zapłakaną twarz w dłonie i upewniła się, że nie ma na niej nawet najmniejszego zadrapania. Uważnie obejrzała też jego nieosłonięte niczym dłonie, pytając przy tym o jego samopoczucie. Gdy zwróciła się w stronę wciąż kucającej obok Anastasii, nie była już przerażona i zrozpaczona, lecz poważnie zdenerwowana.

– Jak jeździsz, do cholery?! – wrzasnęła Hailie, trącając nieznajomą w ramię, przez co ta straciła równowagę i wylądowała na śniegu. – Mogłaś go zabić!

Gdyby chodziło o coś innego niż potencjalny wypadek samochodowy, Anastasia odgryzłaby się w błyskawicznym tempie. Teraz milczała, wciąż czując, jak szybko wali jej serce. To było dla niej gorsze od spotkania oko w oko z mordercą. Mimo że nic się nie stało, naprawdę nie była w stanie się otrząsnąć. Przez chwilę nawet nie czuła, jak od śniegu przemakają jej spodnie i jak marzną oparte o podłoże dłonie, nie wspominając już o wietrze wkradającym się pod cienki, czerwony sweter. Nie odwróciła spojrzenia od wciąż przestraszonej buzi Teddy'ego, dopóki nie poczuła czyjejś dłoni na swoim ramieniu. Z lekkim opóźnieniem podniosła wzrok na patrzącego na nią z góry szczupłego mężczyznę o pociągłej twarzy.

PamiątkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz