Rozdział 31

346 47 183
                                    


Zaaferowana niewielką skrzynią znajdującą się w mniejszym z pomieszczeń leśniczówki Anastasia w pierwszej chwili nie zwróciła uwagi na głosy dochodzące zza przymkniętych drzwi. Nie miała problemu z oświetleniem, ponieważ na podłodze stała lampka podobna do tej znajdującej się na krzywej komodzie w pierwszym pokoju. O zabezpieczenie skrzyni Shannon nie zadbała. Wystarczyło unieść wieko, żeby znaleźć wszystkie odpowiedzi. Teraz Anastasia jeszcze bardziej żałowała, że nie udało jej się dotrzeć tutaj przed zniknięciem Garetha.

W skrzyni znalazła kilka barwnych pudełek i leżący na nich zeszyt w grubej okładce. Rzuciła okiem na pierwszą stronę i już wiedziała, że to pamiętnik. Odłożyła go na bok, by przez rękaw sięgnąć po jasnożółte pudełko. Nie chwyciła go jednak, bo dźwięki dochodzące z sąsiedniego pomieszczenia stały się głośniejsze. Podniosła się z kucek i podeszła bliżej drzwi, uważnie słuchając. Wyjątkowo nie obchodziły jej słowa, lecz głosy. Dokładnie rzecz biorąc to jeden konkretny, który brzmiał znajomo i jednocześnie niezwykle odlegle. Mimo że nie miała pewności, a jej ogólne samopoczucie wciąż było w słabym stanie, uśmiech cisnął jej się na usta. Ten ciepły ton przywoływał wspomnienia, których nigdy nawet nie próbowała zepchnąć w kąt i które co jakiś czas do nie wracały.

Powoli otworzyła drzwi, na moment zapominając o bólu i wciąż targających jej ciałem zimnych dreszczach. Nie ruszyła się z progu. Po prostu wbiła spojrzenie w śniadą twarz o najczystszych błękitnych oczach, jakie kiedykolwiek widziała. Mimo że był pogrążony w służbowej rozmowie, stojąc do niej bokiem, obejrzenie się w jej stronę zajęło mu dosłownie kilka sekund. Zaskoczenie trwało tylko moment, a zastąpiły je dołeczki w policzkach, które przez kilkudniowy zarost i odległość były prawie niezauważalne. Anastasia jednak wiedziała, że tam są.

– An? – zapytał automatycznie i od razu przestał zwracać uwagę na wciąż mówiącego do niego policjanta.

Roześmiała się, łapiąc zaskoczone spojrzenie Holdena. Szybko wróciła do znacznie bardziej znajomej twarzy. Spróbowała powściągnąć uśmiech, ale nie mogła. Nie, gdy zbliżał się do niej nieco nieśmiało z dłońmi schowanymi w kieszeniach ciemnych, eleganckich spodni. Od razu zauważyła, że nie miał na sobie munduru w charakterystycznym kolorze khaki.

– Szeryfie, nie poznaje mnie pan?

Tym razem to on się roześmiał, na moment odrzucając do tyłu głowę. Śmielej pokonał dzielącą ich odległość i bez wahania oplótł swoje ramiona wokół jej tali. Gdy kurtka zaczęła zsuwać się z barku Anastasii, przeniósł jedną dłoń na jej plecy, by przytrzymać kasztanową parkę. Anastasia za to stanęła na palcach. Dzięki temu mogła wygodniej zarzucić zdrową rękę za jego szyję. Musiała nieco wysilić się, by oprzeć brodę na jego barku, co jeszcze bardziej popchnęło ją w jego ramiona. Działały na nią zupełnie tak, jak ponad dwa miesiące wcześniej. Koiły jej nerwy i nieco przyśpieszały puls.

To Chayse był tym, który jako pierwszy się odsunął. Poprawił ułożenie kurtki Anastasii i ujął jej blade dłonie w swoje.

– Ale jesteś... zimna.

– No wiesz co, Woodard – rzuciła zachrypniętym głosem.

Uśmiechnął się jeszcze szerzej niż chwilę wcześniej, jednocześnie próbując nieco rozgrzać jej dłonie w swoich. Godzinę wcześniej zdawało mu się, że już pozbył się jej obrazu ze swojej głowy, ale jednak nie. Próbował, jednak najwidoczniej bez skutku. Wciąż bez problemu rozbrajała go nie tylko zaczepnymi odzywkami, ale nawet samym spojrzeniem niemal czarnych oczu. W tym świetle właśnie na takie wyglądały, szczególnie w kontraście z chwilowo pozbawioną kolorów twarzą. Jedyny barwny akcent stanowiło czerwone maźnięcie na policzku. Już od pierwszej sekundy zauważył, że w ostatnim czasie musiała sporo przejść, ale nie zamierzał zaczynać rozmowy właśnie od tego. Chciał chociaż przez chwilę po prostu nacieszyć się jej obecnością.

PamiątkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz