Rozdział 7

358 44 14
                                    


Schowała dłonie do kieszeni kurtki i dyskretnie się rozejrzała. Na ścieżce nikogo nie było, w oknach domu Bergerów również nikogo nie dostrzegła. Poprawiła nieco ułożenie ciemnoczerwonego szalika, żeby wiatr nie przyprawił ją później o ból gardła, i skręciła między domkami numer dwa i trzy. Warstwa śniegu sięgała jej ponad kostki, mało brakowało, a miałaby go w butach.

Żeby dojść do granicy lasu, musiała pokonać kilkadziesiąt metrów. W połowie drogi dostrzegła jednak rodzinę Lily-May spacerującą równolegle do niej. Byli zbyt zajęci rozmową, żeby ją spostrzec. Miała dwie możliwości – przyspieszyć i w lesie zniknąć im z oczu, jednocześnie licząc na to, że oni nie wejdą między drzewa, albo chwilowo zrezygnować ze swojej wycieczki i ostrzec ich o potencjalnym niebezpieczeństwie. Lekko zrezygnowana zdecydowała się na to drugie.

Zmieniła kierunek i przyspieszyła kroku. Na moment przed rzuceniem w ich stronę powitania wysiliła się na pogodny uśmiech. Cała czwórka odpowiedziała na jej zaczepkę, jednocześnie się zatrzymując.

– Wybierają się państwo do lasu?

– Tak, pani też? – odparł ojciec Lily-May, Victor.

– Nie. Słyszałam, że lepiej tam nie chodzić.

– Naprawdę? – zainteresowała się Gillian. Niezadowolona pokręciła głową, gdy jej rozmówczyni przytaknęła. – W takim razie bez sensu reklamują, że znajdują się przy lesie.

– Gillian, nie zaczynaj znowu narzekać.

– Właśnie, mamo, to ty chciałaś tu przyjechać – dorzuciła Lily-May, przewracając szarymi oczami. – Nie jest przecież tak źle.

Anastasia nie mogła nic poradzić na to, że pomyślała, iż opinia Lily-May podyktowana jest tylko i wyłącznie częstym towarzystwem Shane'a. Nie znała tej dziewczyny, nie wiedziała nawet, jak właściwie wygląda jej relacja z synem Bergerów. Po prostu utkwiło jej w głowie zdziwienie Shannon wywołane zobaczeniem tej dwójki razem.

Gillian przymusowo zaniechała żalenia się, zanim na dobre je zaczęła. Uciszyła ją młodsza z córek, która nagle zapragnęła zrobić anioła na śniegu. Już niemal leżała, gdy Gillian złapała ją pod pachy i podniosła. Szybko otrzepała jej ubrania

– Mary-Louise, zachowuj się.

Dziewczynka w jaskraworóżowej kurtce zaczęła marudzić płaczliwym tonem. Zwiesiła głowę i, trzymając mamę za rękę, wzięła się za rozkopywanie śniegu butem.

– Dlaczego lepiej tam nie chodzić? – przypomniała sobie Gillian.

– Podobno nie jest tam bezpiecznie. Słyszałam tak od córki państwa Bergerów.

Anastasia złapała zaskoczone spojrzenie Lily-May, które ta jej rzuciła, gdy tylko wspomniała o Shannon. Nie wiedziała, z czego wynikało, przecież nie powiedziała nic nadzwyczajnego. W gruncie rzeczy dała im wyjątkowo wymijającą odpowiedź. Nie chciała siać paniki ani zanadto narażać się Bergerom w razie, gdyby dowiedzieli się, że straszy im gości.

– Słyszałyście, dziewczyny? Macie trzymać się z daleka od tego miejsca – oznajmił Victor.

Anastasia wciąż nie była w stanie uświadomić siebie, kogo on jej przypomina. Już nawet nie tylko z twarzy, ale również z gestów. To odczucie najbardziej nasilało się, gdy poprawiał okulary. Z tego też powodu przyglądała mu się aż nazbyt intensywnie.

– Ale...

– Żadnego ale.

Lily-May nie podjęła kolejnej próby sprzeciwu. W ramach niemego protestu wyjęła z kieszeni telefon i to na niego skierowała swoją uwagę, wywołując tym samym kolejne komentarze na temat jej rzekomego uzależnienia od technologii.

PamiątkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz