Rozdział 25

285 39 69
                                    


Sobota, 24 grudnia 2022,

Lake Lafayette, Missouri


Shane'a obudziły dochodzące z parteru wrzaski. Zasłanianie głowy poduszką nic nie dało, nie był w stanie znów zasnąć. Kpiąc pod nosem ze świątecznej atmosfery, przerzucił nogi przez boczną krawędź łóżka. Pod gołymi stopami panele zdawały się naprawdę zimne, dlatego szybko pognał do szafy i wyjął z niej wszystkie potrzebne rzeczy. Drzwi od łazienki zamknął dokładnie w tym momencie, w którym jego siostra pojawiła się na korytarzu. Lekko się uśmiechnął, słysząc jej poirytowane westchnienie.

Pamiętając o ostatnim postępowaniu Shannon, Shane postarał się szybko wrócić do pokoju. Cichym krokiem podszedł do drzwi, po czym gwałtownie wparował do pomieszczenia. Siostry tam jednak nie było. Najwyraźniej tym razem albo wcale nie przeglądała jego telefonu, albo zdążyła skończyć, zanim wrócił. Sięgnął po leżący na łóżku smartfon i sprawdził ostatnio otwierane aplikacje. Nic nie wyglądało podejrzanie.

Schował urządzenie do kieszeni czarnych dżinsów i zszedł na parter, by zobaczyć, o co dokładnie rodzice się sprzeczają. Szybko zorientował się, że o wujka, który miał przywieźć dzisiaj ostatnie potrzebne produkty. Popijając zimną wodę w kuchni, doskonale słyszał wszystko, co działo się w salonie. Ojciec wściekał się, bo mama wpadła na pomysł, by wujek został u nich na Wigilii. Gdyby ktoś pytał Shane'a o zdanie, ten odpowiedziałby, że mu to obojętne. Lubił brata ojca bardziej niż jego samego, ale jednocześnie wiedział, że taki krok nikomu nie przyniesie spokoju.

Zanim zdążył zrobić sobie śniadanie, na środku zimowiska zaparkowało srebrne auto, a chwilę później po okolicy rozległ się odgłos klaksonu. Shane zerknął przez szybę, lecz zaraz się schował. Przy okazji zauważył, że ścieżka już została odśnieżona.

– Świetnie, niech teraz jeszcze gości obudzi! – wrzasnął Frank, gdy jego żona wyszła z salonu.

Shane dla siebie zostawił uwagę, że kilkadziesiąt minut wcześniej ojciec to samo zafundował domownikom. Nawet bez takich odzywek już miał z nim wystarczająco na pieńku. Na dodatek bez konkretnego powodu. Po prostu nie był takim synem, którego Frank chciałby mieć. To wystarczało, by ich relacje wpisywały się w określenie „beznadziejne".

Phoebe przemknęła obok syna, rzucając mu jedynie krótkie powitanie. Chwilę później Shane mógł obserwować ją przez okno, ale wcale nie chciał. Bardziej interesowały go wyskakujące właśnie z tostera kromki chleba. Powinien był iść i pomóc z przenoszeniem zakupów, jednak nawet nie miał ochoty o tym myśleć, a co dopiero to robić. Zresztą jego wtrącająca się we wszystko siostra już po krótkiej chwili pojawiła się przy srebrnym samochodzie. Musiała wyjść z domu od razu po zejściu z piętra, bo wcale jej tutaj nie słyszał ani nie zauważył.

Drzwi do domu otworzyły się akurat, gdy siadał przy stoliku. Ciężko dysząca Shannon omal nie położyła reklamówek wypełnionych zakupami prosto na jego talerz. Jeden wygięty w górę kącik ust upewnił go w przekonaniu, że zrobiła to specjalnie. Chwilę później w kuchni pojawił się również wujek z kolejnymi siatkami. Wyciągnął w stronę Shane'a dłoń zwiniętą w pięść , więc nastolatek na chwilę oderwał się od jedzenia, by przybić z nim żółwika.

– Greg, może zostaniesz na Wigilię? – zapytała Phoebe, doskonale wiedząc, co jej znajdujący się w salonie mąż uważa na ten temat.

– Nie sądzę, że to dobry pomysł – odpowiedział po dłuższej chwili, podczas której naprawdę się zastanawiał. Nie założył własnej rodziny, a odkąd zmarli jego rodzice, Święta spędzał raczej samotnie.

PamiątkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz