Rozdział 17

373 41 65
                                    


Płaski telewizor od kilkudziesięciu minut wydawał z siebie dźwięki, które i tak nikogo nie obchodziły. Sztuczne światło rozjaśniało pogrążony w półmroku salon, słońce za oknem coraz mocniej chyliło się ku zachodowi. Frank leżał na kanapie, tępo wpatrując się w ekran. Pokłócił się już dzisiaj z każdym, z kim tylko mógł. Do stolarni nie było sensu iść, bo zanim zdążyłby zacząć coś robić, już musiałby wracać na późny obiad. Jego powieki co jakiś czas opadały, gdy zbyt długo patrzył na nieustannie poruszające się wargi prezentera wiadomości.

Podniósł się do siadu, dopiero gdy jego żona zaczęła niemal biegać między kuchnią a jadalnią, jednocześnie przemykając przez znajdujący się między tymi pomieszczeniami salon. Najpierw widział w jej dłoniach kolorowy obrus, później sztućce, następnie dzbanek z kawą, którą rozpoznał przez błyskawicznie rozchodzący się wokół aromat, a potem przestał już zwracać na to uwagę. Głośno tykający zegar zawieszony nad drzwiami do jadalni śpieszył się o kilka minut, dlatego wskazywał, że goście powinni już zacząć się schodzić. Dla Franka oznaczało to tyle, że należało przebrać szare dresy na coś bardziej eleganckiego. Przetarte dżinsy powinny idealnie się nadać.

Niemal zderzył się z żoną w progu dzielącym salon i kuchnię. Był przekonany, że Phoebe wciąż znajduje się w jadalni, tymczasem ona prawie upuściła ceramiczny dzbanek na panele. Jeszcze bliżej była wylania gorącej herbaty na jego spraną koszulkę.

– Cholera, Frank – warknęła, uchylając się w ostatniej chwili. Musiała złapać za dzióbek dzbanka, żeby został w jej dłoniach, przez co boleśnie się poparzyła. – Ubierz się jak człowiek.

Phoebe przyspieszyła kroku, chciała już włożyć piekące palce pod strumień zimnej wody. Najpierw musiała jednak znaleźć miejsce na długim, lecz nie całkiem przystosowanym do takiej liczby gości stole. Po chwili namysłu wcisnęła białe naczynie pomiędzy stanowiącą dodatek do obiadu sałatkę a talerz znajdujący się u szczytu mebla. Przeszła wówczas wokół stołu, żeby upewnić się, że przy każdym miejscu znajduje się zestaw sztućców. Talerze z już nałożonymi daniami miała przynieść z pomocą rodziny, dopiero gdy pojawią się goście.

Pognała do kuchni, ale nawet nie zdążyła odkręcić kranu, a co dopiero schłodzić pulsujące palce. Wszystko za sprawą dzwonka do drzwi. Phoebe musiała wziąć kilka głębokich wdechów przed ich otwarciem, żeby nie nawrzeszczeć na czekającą na zewnątrz osobę.

– Jak cudem jest pani zawsze pierwsza?

Szatynka nieznacznie się uśmiechnęła, co Phoebe dostrzegła bardziej za sprawą lekko wyginającej się wklęsłej blizny na policzku niż na podstawie ruchu kącików przeciągniętych bezbarwną pomadką ust. Gdyby pani Berger nie odliczyła do dziesięciu przed podejściem do drzwi, akurat na Anastasię na pewno by naskoczyła.

– To dopiero drugi raz.

– Może i tak – odparła Phoebe, przyglądając się, jak Ashbee zostawia kasztanową parkę na prawie pustym wieszaku stojącym w rogu korytarza, już poza malutkim przedsionkiem. – Trafi pani sama do jadalni?

– Pewnie.

Phoebe wróciła do kuchni i w końcu włożyła bolące palce pod zimny strumień. Od oparzenia minęło jednak zbyt wiele czasu, żeby woda była w stanie znacząco pomóc. Westchnęła i wytarła dłonie w kuchenny ręcznik zawieszony na uchwycie kuchenki gazowej, którą od zlewu dzieliła jedna skrzypiąca szafka. Phoebe od dawna próbowała przekonać Franka, żeby kupili nowy piekarnik do zabudowy i oddzielnie płytę elektryczną, ale bez skutku. Jej mąż nie gotował, więc skąd miał wiedzieć, że ten sprzęt ledwo żyje.

PamiątkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz