Rozdział 1

255 16 5
                                    

- Dzień dobry kochanie - poczułam mokry pocałunek na swoim policzku i już wiedziałam, że dziś jest ten dzień gdy Josh nie musi zrywać się z rana do pracy.

- No dzień dobry - otworzyłam szerzej oczy i napotkałam wzrok blondyna - Nie masz się co przymilać. Obydwoje wiemy, że i tak to Ty dziś zrobisz śniadanie - uderzyłam go żartobliwie w bok na co teatralnie przewrócił oczami.

- Tak, pamiętam. Widzimy się za piętnaście minut w kuchni - Pocałował mnie na szybko w czoło i zniknął za drzwiami.

Leniwie podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Zdjęłam swoją ulubioną piżamę w kotki, a zamiast tego ubrałam się w swoją ulubioną długą koszulkę z odkrytym ramieniem i krótkie dresowe spodenki. Przecież kurde, kto się stroi w sobotę?  Ruszyłam do łazienki, gdzie przemyłam twarz wodą, nałożyłam na nią krem i związałam włosy w kucyk. Odpuściłam sobie makijaż - przecież Josh i tak nie lubi jak podkład brudzi mu koszulkę, a ponadto twierdzi, że on i tak jest mi niepotrzebny. Skończyłam i pobiegłam do kuchni, skąd ulatniał się już nieziemski zapach naleśników.

- To jakie mamy plany na dzisiaj? Może gdzieś wyskoczymy? Pójdziemy do kina? Teatru? Albo nie! Odwiedzimy Wesołe Miasteczko - wyrzucałam z siebie słowa jak małe dziecko, jednocześnie nakładając sobie porcję śniadania.

- Chwila... Maddie, tylko co Ty masz na sobie?

- Ubranie? - spojrzałam na niego zdziwiona - Chyba nie muszę się stroić do jedzenia.

- Wyglądasz wulgarnie. Przebierz się.

- Słucham? Chyba sobie żartujesz.

- No już - machnął na mnie głową i nie słuchał więcej moich narzekań.

Zdziwiona, rozchyliłam wargi i już miałam się odezwać, ale ostatecznie potulnie wróciłam do sypialni. Nie mam pojęcia o co mu niby chodziło, bo przecież jesteśmy w domu, ale nie chciałam psuć sobie dobrego humoru, więc przebrałam mój pierwszy strój na dresy i biały T-shirt i znowu skierowałam się do kuchni, zabierając ze stołu swoje śniadanie.

- Lepiej. Dziękuję - uśmiechnął się do mnie promiennie - A co do naszych planów, wybacz kochanie, ale wiesz dobrze, że jutro z rana znowu idę do pracy, także chciałbym dzisiaj po prostu odpocząć.

- No dobrze, to zadowolimy się spacerem w parku. Jest tak ładna pogoda, że nie możemy z niej nie skorzystać - przygryzłam wargę, zatrzepotałam rzęsami i czekałam na jego decyzję.

- A nie możemy po prostu obejrzeć filmu w domu? A później poopalamy się na tarasie i pogramy w gry planszowe, które tak uwielbiasz - przejechał dłonią po karku, wyraźnie zestresowany i posłał mi przepraszające spojrzenie.

- Dobrze, no niech już będzie - odpuściłam. Lubiłam te nasze wolne soboty, ale dzieliły się one na dwa rodzaje: siedzieliśmy cały dzień przed telewizorem i nie robiliśmy nic ciekawego albo w połowie dnia on dostawał wiadomość że jest pilnie potrzebny w firmie i znowu znikał.

- I za to Cię kocham - Josh odetchnął z ulgą, że go zrozumiałam, i przesłał mi w powietrzu buziaka.

Po zjedzonym posiłku powkładałam naczynia do zmywarki, wytarłam blat stołu i obróciłam się, dostrzegając chłopaka, który stał za mną i z rękami w kieszeniach bacznie mi się przyglądał  - Co tam? 

- Wszystko dobrze, cieszę się, że Cię mam, naprawdę. Rozumiesz mnie jak nikt inny - posłał mi jeden ze swoich rozbrajających chłopięcych uśmieszków, zbliżył się i mocno mnie objął - To co, na jaki film masz dziś ochotę?

***
Przez następne kilka godzin siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy amerykańskie produkcje. Pojawił się jakiś film akcji, komedia, a gdy już byłam bardzo blisko przekonania go do obejrzenia romansu, przeszkodził nam dźwięk jego telefonu. Zdziwiony wstał i wziął go z szafki, odsuwając się ode mnie na kilka metrów.  Wydawało mi się, że wiem kto to dzwoni, ale starałam się jak najbardziej odsuwać od siebie tą myśl. 

- Yhm... Tak... Ale teraz?... To nie może zaczekać?... Ale przecież...Dobra, dobra już. Okej, zaraz będę.

- Czyli to ta sobota?

- Wybacz skarbie, bardzo mnie potrzebują, mają pilny wypadek, bo serwery padły. Jak ja nie pomogę to...

- Co Ty jesteś jedynym informatykiem na całą trzystuosobową firmę?! No bez przesady! - wybuchłam. Może przesadzam, ale nie rozumiem, czemu to zawsze musi być on i czemu zawsze gdy ma wolne.

- Maddie... Wiesz przecież, że...

- Idź już - Odpowiedziałam ze wzrokiem wpatrzonym w wyciszony telewizor, na którym akurat leciała bardzo interesująca reklama tapczanów.

- Wynagrodzę Ci to jakoś, obiecuję - Cmoknął mnie w policzek i wybiegł z salonu.

No i szykuje się kolejny samotny weekend, wspaniale...

Gdy po dziesięciu minutach mój chłopak wyszedł z domu włączyłam film, wzięłam lody i zanurzyłam się pod kocem na kanapie.

Już dawno przyzwyczaiłam się do tego że moje wspólne mieszkanie z Joshem to tylko razem spędzone noce. Ja pracowałam w małej restauracji, więc nie było mnie w domu od południa do dwudziestej. Mój kochany chłopak za to, wychodził z domu o siódmej rano, po czym wracał o piętnastej. Jednak największą różnicą było to, że ja nie pracuje w weekendy, a on? Pracuje kiedy tylko jest potrzebny - czyli prawie zawsze. Mimo wszystko nauczyłam się to respektować. Josh uwielbia swoją pracę oraz przynosi z niej o wiele większe pieniądze, niż ja za swój zawód kelnerki.

Oglądanie After w pojedynkę już nie jest takie zachwycające, jak w ramionach swojego faceta, więc wyłączyłam telewizor i momentalnie zasnęłam.

***

Witajcie! To moje pierwsze opowiadanie tutaj. Taka historia wpadła mi do głowy i chciałam ją napisać. Pierwszy rozdział był może troszkę nudny, ale następne będą ciekawsze. Mam nadzieję, że komuś się spodoba :)

Nic O Mnie Nie Wiesz ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz