Rozdział 22

103 11 0
                                    

- "Sometimes I wonder how we ever came to be. But without you i'm incooomplete"

Tak, śpiewam sobie na cały głos słowa mojej ulubionej piosenki, która akurat leci w radiu., bo takiej okazji przepuścić nie mogłam. Niestety brunet kierujący samochodem nie podziela mojej fascynacji, bo tylko mruczy coś pod nosem i cały czas się śmieje.

- Co Cię tak bawi? - spytałam, ale dopiero wtedy gdy piosenka się skończyła, żeby nie ominąć żadnego fragmentu.

- Ty. I to w całej swojej okazałości. Mam nadzieję, że na tym weselu nie będzie karaoke, bo chyba moje uszy tego nie wytrzymają.

- Ha. Ha. Ha. Bardzo zabawne. Ja mam wspaniały głos, to ty masz za słabe bębenki żeby to docenić!

- A te ptaki, które padły w promieniu najbliższych dwóch kilometrów to co?

- Odczep się - fuknęłam, a on się zaśmiał - Muszę poprawić sobie humor, przez to, że kazałeś mi wstać tak rano.

- Uwierz, dla mnie to było jeszcze cięższe, bo spałem tylko cztery godziny.

- Jak się trzymasz przed tym ślubem?

Luke westchnął i wbił wzrok w drogę - Nie wiem. Muszę być silny przy mamie i dziewczynach, ale nie wiem czy wytrzymam jak zobaczę tego człowieka na ślubnym kobiercu.

- Pamiętaj, że będę tam z Tobą - dotknęłam jego ramienia i uśmiechnęłam się pokrzepiająco - Damy radę.

- Dzięki, młoda. Tak szczerze to nie myślę wcale o moim ojcu. Z nim już rozdzieliłem się dawno temu. Bardziej boję się o Caroline i o tą małą istotę. Maddie, takie osoby jak on nigdy się nie zmienią. Jak dziewczynka będzie większa i będzie chciała by był dla niej prawdziwym tatą, a on stwierdzi, że nie jest gotowy albo, że to jednak nie dla niego, to bez zastanowienia wróci do starych nawyków.

- A może serio chce się zmienić? - zapytałam cicho i niepewnie.

- Dziewczyno... kogo Ty próbujesz przekonać? - zaśmiał się ironicznie - Jeśli na tym weselu mój ojciec nie dotknie alkoholu, to zmienię o nim zdanie, ale jeśli tylko zanurzy usta w kieliszku, to uwierzysz mi, że ten człowiek zawsze był i będzie alkoholikiem. Dobra?

- Tak...

- Świetnie. Jesteśmy na miejscu. Przygotuj się na najbardziej zwariowany dom w jakim kiedykolwiek byłaś.

***
Obserwowałam budynek w czasie gdy Luke wyjmował z bagażnika nasze rzeczy. Dom jest cały niebieski i ma brązowy dach. Wszystkie okna zaopatrzone są w duże okiennice. Przed budynkiem jest spora weranda, na której rozłożone są leżaki i dużo kwiatów, co jest chyba tradycją w domach Collinsów.

Ruszyliśmy ścieżką wzdłuż ogródka, aż nagle drzwi otworzyły się na szerz i stanęła w nich około czterdziestopięcioletnia kobieta. Z daleka mogłam zobaczyć, że jest to mama Luke'a. Taki sam charakterystyczny uśmiech. Ma nawet kręcone włosy sięgające za uszy, w takim samym odcieniu jak syna. Nie wiem do którego z rodziców jest bardziej podobny, więc chyba genami podzielili mu po równo.

- Luke! Jak ja Cię dawno nie widziałam! Tak się stęskniłam! - gdy podeszliśmy do drzwi, kobieta mocno przytuliła bruneta, ale po chwili go odepchnęła, jakby sobie coś przypomniała - Jak mogłeś? Pół roku bez odwiedzania mnie?

- Wybacz mamo, już obiecuję poprawę. Byłem lekko zajęty - udał skruszonego chłopczyka, na co obydwoje roześmiali się - Chciałbym przedstawić Ci Maddie.

- Dzień dobry, tak się cieszę, że w końcu mogę Panią poznać. Luke tyle mi o Pani... - nie zdążyłam dokończyć, bo teraz to ja zostałam zamknięta w jej szczelnym uścisku.

Nic O Mnie Nie Wiesz ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz