Rozdział 21

98 10 0
                                    

Od godziny stoję w sypialni i zastanawiam się co założyć. Klasyczny problem. Ubrań cała szafa, ale jak potrzeba czegoś wyjątkowego to nagle robi się pusta.

Przerzuciłam dziesiątki wieszaków, w moim pokoju zrobił się wielki harmider i ostatecznie udało mi się coś wybrać, więc skierowałam się do łazienki. Napuściłam wody do wanny, rozebrałam się i wygodnie w niej położyłam.

Zastanawiam się czy Josh do mnie zadzwoni i mnie przeprosi. Wyjechał dziś rano, ale zrobił to gdy jeszcze spałam, więc nawet się nie pożegnał. Jakoś nie było mi zbyt smutno, bo nadal byłam na niego zła po wczorajszym dniu, a i tak moje myśli zajmowała teraz dzisiejsza randka z Lukiem.

No ale mógłby chociaż zadzwonić i poinformować, że żyje.

Po pół godzinie, gdy woda była już zimna, wyszłam z wanny i zaczęłam się ubierać. Założyłam czarną sukienkę odcinaną w pasie i sięgającą mi przed kolana, a do tego czerwone szpilki zapinane na kostce. Oczywiście na mojej szyi nie mogło zabraknąć naszyjnika od Luke'a. Zdecydowałam się też na mocniejszy makijaż. Pomalowałam oczy, podkreśliłam rzęsy i nałożyłam czerwoną matową pomadkę. Włosy zostawiłam proste i rozpuszczone. Wzięłam czerwoną kopertówkę, torebkę z prezentem dla bruneta i wyszłam z domu.

Stałam chwilę w swoim ogrodzie, przypatrując się niebu, aż nagle podjechał dobrze mi znany czarny samochód. Luke wysiadł z pojazdu i podszedł do mnie. Wyglądał obłędnie. Miał na sobie czarny garnitur i czerwoną muchę, dzięki czemu bardzo dopasowaliśmy się kolorami. A o tym, że ubraliśmy się trochę jak na pogrzeb to nie mówmy. Przecież są też czerwone dodatki!

- Witaj, piękna. Wyglądasz zjawiskowo.

- Bardzo dziękuję. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! - cmoknęłam go w policzek i podałam prezent - Totalnie nie wiedziałam co możesz chcieć, ale mam nadzieję, że Ci się spodoba.

- Maddie, nie musiałaś mi nic kupować, ale mimo wszystko bardzo dziękuję. To jak? Jedziemy? - otworzył drzwi od strony pasażera i ręką zaprosił mnie do środka.

Uśmiechnęłam się i skierowałam w jego stronę - Jaki z Ciebie dziś gentleman, aż Cię nie poznaje - uderzyłam go w ramię i usiadłam na siedzeniu. Chłopak okrążył pojazd i usiadł za kierownicą.

- Jeszcze nie znasz moich wszystkich twarzy mała.

- A ile ich masz? Pięćdziesiąt?

- To było suche, serio - roześmialiśmy się - Mów lepiej jak udało Ci się uciec od Twojego zakichanego chłopaka.

On się przejęzyczył, czy tak miało być? Nieważne.

 - Wyjechał znowu dziś rano, także nawet nie musiałam mu nic mówić. Spotkam się z nim dopiero w poniedziałek.

- No i wspaniale, jesteś moja na całe pięć dni - puścił mi oczko, a ja przewróciłam oczami i zmieniłam temat.

- Wszystko z wyjazdem na ślub zorganizowane?

- Tak, dostaliśmy parę dni temu zaproszenie. Okazało się, że jest on tutaj w San Francisco, tylko, że najpierw muszę jechać do San Jose po moją mamę i siostry. Rozumiem, że towarzyszysz mi przez te kilka dni, tak jak planowaliśmy?

- Pewnie - uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił.

- To przyjadę do Ciebie jutro koło dziesiątej, także bądź gotowa - nawet nie zauważyłam, kiedy podjechaliśmy na parking jakiegoś wieżowca - A teraz zapraszam.

Weszliśmy przez duże szklane drzwi i skierowaliśmy się do windy. Dziwiło mnie to, że minęliśmy ochroniarza, a ten w ogóle się nami nie zainteresował. Czyżby Luke miał tu znajomości? Wjechaliśmy na najwyższe piętro i drzwi rozsunęły się na ogromnym balkonie.

Nic O Mnie Nie Wiesz ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz