Rozdział 17

107 12 0
                                    

Luke zacisnął dłonie w pięści i z mordem w oczach przypatrywał się mężczyźnie. Jego przeciwnik to na oko pięćdziesięcioletni, wysoki amerykanin o ciemnych włosach. Ma okrągłą twarz, małe usta i identyczne oczy jak Collins. Stał obok stolika w bezpiecznej odległości, jakby bał się, że chłopak zaraz się na niego rzuci. Przez chwilę nikt się nie odzywał, aż nagle niezręczną ciszę przerwał płacz małego dziecka dobiegający z wózka przy drzwiach. Dopiero wtedy wszyscy wrócili na ziemię i rozpoczęła się awantura.

- Co. Ty. Tu. Robisz? - wydukał przez zęby Luke.

- Tak witasz się z kochanym tatusiem? Tyle lat się nie widzieliśmy.... - niski głos mężczyzny był bardzo podobny do głosu bruneta, tylko tak dwadzieścia lat starszego.

- Tyle lat temu to Ty straciłeś miano tatusia! Czy Ty założyłeś rodzinę? Psujesz życie kolejnym ludziom?

- Ale Lukitku, ja się zmieniłem, chodzę na terapię, nie dotykam alkoholu! Brzydzę się nim! Teraz jest już... - mężczyzna dopiero teraz mnie zauważył - A gdzie moje maniery... kim jesteś młoda damo?

- Maddie, miło mi. Jestem koleżanką Luke'a - odpowiedziałam nieśmiało.

- Również miło mi Cię poznać, cieszę się, że mój syn w końcu znalazł sobie odpowiednią partnerkę. Ja nazywam się Kenneth Collins, a ta urocza kobieta z dzieckiem stojąca przy drzwiach - zaprosił ją ręką do nas - To moja narzeczona Caroline i nasz mały aniołek Susanne.

- Narzeczona? Chyba żartujesz! Pani się na to zgodziła? Wie Pani jak się skończyło jego poprzednie małżeństwo? I już macie dziecko? Współczuję wam obydwu - Luke wybuchł już ze złości i rzucał obelgami jak popadnie.

- Kenneth? O czym on mówi? - zdezorientowana Caroline próbowała jednocześnie uciszyć malutką i uczestniczyć w rozmowie.

- Wiesz skarbie, nie mówiłem Ci, ponieważ nie jestem zbyt dumny z tego okresu w moim życiu - Luke prychnął - Ale tak. Byłem już żonaty i mam troje dzieci, ale nie utrzymuję już z nimi kontaktu.

- Serio?! Powiedz, że to jeszcze nasza wina, że wolałeś chlać niż się zająć własnymi dziećmi! Witaj Caroline! Jestem Luke, syn Twojego idealnego narzeczonego, mam też dwie siostry o których istnieniu nie wiedziałaś - pierwszy raz widziałam żeby Luke tak się unosił. Nie wiem, dlaczego aż tak gniewnie zareagował na swojego ojca, ale nie pytałam o to - A Ty, Kenneth jesteś idiotą! Wolałbym nigdy nie poznać ojca niż żebyś był nim Ty!

Chłopak zacisnął dłonie w pięści, a usta w wąską kreskę i zrobił krok w stronę taty. Nie chciałam, żeby zrobił coś, czego będzie żałował, więc nie myśląc długo wstałam ze swojego miejsca, podeszłam do niego i kładąc ręce na jego torsie lekko go odepchnęłam. Gdy się zatrzymał przytuliłam się do jego klatki piersiowej. Chłopak nadal mocno spięty, a teraz lekko zdziwiony zatrzymał się i wtulił twarz w moje włosy, a ja gładziłam go po plecach żeby się uspokoił, jednocześnie szepcząc mu tak, żeby tylko on mnie słyszał - Spokojnie, proszę Cię... Nie warto, nie tutaj. Jestem z Tobą - gdy się rozluźnił, również mnie przytulił, a ja nie zaprzestając ruchów ręki słuchałam rozmowy prowadzonej przez narzeczonych.

- Naprawdę przepraszam, że Ci nie powiedziałem. Dobrze wiesz, że chodzę na terapię... że się zmieniam. Z Tobą takiej sytuacji nie będzie, przyrzekam.

- No dobrze, póki co Ci wierzę, ale pomyśl o tych dzieciakach, które przez Ciebie nie mają ojca. Może trzeba naprawić wasze relacje?

- Caroline, o czym Ty mówisz?

- O tym, że rano dowiedziałam się, że Marlene z rodziną nie dojedzie na wesele. Może zaprosimy zamiast nich Twoją poprzednią rodzinę?

- Nie sądzę, że to dobry pomysł, pewnie i tak nie przyjadą...

Nic O Mnie Nie Wiesz ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz