Po około piętnastominutowej jeździe w końcu dotarliśmy na miejsce. Luke - jak na gentlemana przystało otworzył mi drzwi samochodu i poprowadził zatłoczonym parkingiem Komendy Miejskiej Policji. Gdy doszliśmy do wejścia zatrzymał się, odwrócił w moją stronę i zastygł bacznie mi się przyglądając. Obserwował moją twarz jakby próbował coś tam dostrzec. Co, jestem gdzieś brudna? Oczywiście na moje policzki z niewiadomych przyczyn wypłynęły rumieńce. Na pewno wyglądałam okropnie. Wiedziałam, że mam rozmazany makijaż, poplątane włosy i wielkie wory pod oczami.
Dlaczego on tak na mnie patrzy?!
- Teraz to Ty chcesz zdjęcie na pamiątkę? - roześmiałam się nerwowo, żeby rozrzedzić tą gęstą atmosferę pomiędzy nami.
- Nie trzeba. Zrobiłem sobie kilka jak byłaś nieprzytomna - puścił do mnie oko i nareszcie otworzył drzwi.
- C..co? Luke! - ale on podszedł już do dyżurującego policjanta i totalnie olał moje pytanie. Aha. Więc zamiast zastanawiając się czy to prawda, po prostu go dogoniłam.
***
Siedzę z Lukiem przy stoliku i podaję moje dane miłemu funkcjonariuszowi. Ma on może koło czterdzieści lat i naprawdę wygląda na zainteresowanego moim problemem. Wytłumaczyłam mu więc całą sytuację, (oczywiście zmieniając trochę prawdziwe fakty):
- No więc, szłam ulicą ze słuchawkami na uszach i przez swoją nieuwagę weszłam pod koła samochodu, mimo, że on cały czas trąbił. Nic mi się nie stało i dogadałam się z kierowcą, ponieważ ten bardzo się spieszył do dziecka w przedszkolu, no ale w między czasie ktoś ukradł mi torebkę...
Bajkopisarz. Gdybym była wredniejsza mogłabym go teraz na luzie wkopać, może by trafił do więzienia i bym mu starła ten cwaniaczki uśmieszek z twarzy. Hmm... ciekawy pomysł.
- Gdzie dokładnie to było? Są tam kamery? - spytał policjant przerywając mój monolog.
- Chyba nie, to było dokładnie na rogu parku miejskiego, przy wschodniej bramie osiedla domków... wie Pan to jest dokładnie ulica...
- Tak tak, wiem gdzie to jest, spokojnie. Jest tam bardzo ograniczona widoczność i często zdarzają się tam wypadki, no i.. nie ma tam kamer, ale złodziej musiał przejść przez park, a tam już są na pewno. No dobrze to proszę sprawdzić czy zeznania się zgadzają, podpisać tutaj i to wszystko. Można czekać na wiadomości od nas.
- Dobrze, dziękuję - przejrzałam wszystko na kartce i strzeliłam swój autograf - No to do widzenia!
Wyszliśmy z komisariatu i poszliśmy w stronę samochodu. Gdy już wsiedliśmy Luke czekał z odpaleniem samochodu, aż zapnę pasy i na niego spojrzę.
- Dziękuję, młoda.
Zaskoczona spojrzałam na niego i zastanawiałam się o co chodzi - Ale za co?
- Za to że mnie nie wydałaś - Uśmiechnął się do mnie - To teraz jedziemy na lody!
- Nie. Zawieź mnie do domu. Ja.. ja mam chłopaka, z którym no, mieszkam. I on pewnie, no.. będzie się martwił że mnie tak długo nie ma - nieporadnie dobierałam słowa tłumacząc się.
Dosłownie na parę sekund wyraz jego podniecenia zastąpiło poczucie krzywdy. Jednak szybko się zreflektował i na jego twarz znowu powrócił charakterystyczny uśmieszek.
- A ja mam pieska i co? To zaproszenie na deser, a nie oświadczyny. Nie daj się prosić. A ten Twój chłoptaś to w ogóle jest w domu?
- A która jest godzina?
- 17.20 - odpowiedział niepewnie, spoglądając na zegarek.
- No to już jest - Luke mocniej zacisnął dłonie na kierownicy i posmutniał. Wiedziałam, że pewnie będę tego żałować, ale z moich ust wypłynęły słowa - Ale... teoretycznie do dwudziestej powinnam być w pracy, więc...
- Świetnie! Koniec tematu. To teraz spróbujesz najsmaczniejszych lodów w całych Stanach Zjednoczonych - zadowolony rozluźnił dłonie, uderzył nimi w kierownicę i wyjechał z parkingu.
***
Weszliśmy do małej kawiarenki na obrzeżach miasta. Był poniedziałek, więc nie była ona zbytnio oblegana. Usiadłam przy odosobnionym stoliczku w rogu pomieszczenia, a Luke poszedł złożyć zamówienie. Cała kawiarnia była utrzymana w kolorze bladoróżowym i udekorowana w motywie leśnym. Na ścianach zawieszone zostały przeróżne malunki kwiatów i liści, a na parapetach stały doniczki z ziołami.Z zamyślenia wyrwał mnie chłopak z pucharkiem lodów w ręce. Brunet podał mi łyżeczkę i postawił deser na stole.
- Skąd wiedziałeś jaki chcę smak?
- Śledzę Cię mniej więcej od Twoich piątych urodzin, więc wiem o Tobie wszystko, mała - w jego głosie nie było żadnej nutki ironii, był śmiertelnie poważny.
- Poważnie? To gdzie jest mój misiek, którego zgubiłam jak miałam trzy lata? - zażartowałam.
- W moim łóżku - mrugnął i usiadł na krześle - Powiedziałem, że dostaniesz te najsmaczniejsze, więc wybrałem smak według mnie najlepszy. A teraz już jedz, bo zaraz wszystko się rozpuści.
Wzięłam łyżeczkę i rzuciłam okiem na deser. Były to trzy kulki lodów: malinowe, miętowe i jogurtowe. Do tego były żelki i długa waflowa rurka. Wszystko razem wyglądało bardzo smakowicie.
- A gdybym miała nietolerancję laktozy?
- Wystarczy, że masz nietolerancję mnie.
Wywróciłam oczami i zaczęłam jeść.
- Poważnie są przepyszne! - stwierdziłam po zjedzeniu połowy porcji, na co chłopak się zaśmiał - No dobra, to teraz opowiedz mi coś o sobie.
- Jak Ci powiem coś o mnie będę musiał Cię zabić - puścił do mnie oko.
- Mimo wszystko zaryzykuję - zaśmiałam się i czekałam aż zacznie mówić.
- No dobrze, niech Ci będzie. Luke Collins. Mam dwadzieścia trzy lata. Pracuję jako barman w jednym z nocnych klubów. Mam dwie młodsze siostry, które mieszkają z moją mamą w San Jose.
- A tata? - spytałam automatycznie już żałując, że w ogóle otworzyłam usta.
- Dziewczyno jakaś Ty ciekawska - westchnął - Mój tata szlaja się gdzieś po świecie, nie wiem gdzie jest i w ogóle mnie to nie interesuje - skończył temat i zacisnął usta w cienką kreskę, więc chyba nie chciał więcej mówić.
- Rozumiem - chciałam spytać o jeszcze jedną rzecz, ale nie wiedziałam czy to już nie za dużo, jak na pierwsze spotkanie.
- Co do spraw miłosnych, bo coś czuję, że to dla Ciebie istotne - powiedziałam na głos swoje pytanie, czy on umie czytać mi w myślach? - Rozstałem się z dziewczyną jakoś dwa miesiące temu, po tym, jak zobaczyłem ją razem z moim najlepszym przyjacielem obmacujących się nago w moim mieszkaniu. Jednego dnia straciłem dziewczynę i przyjaciela - posmutniał, ale po chwili się otrząsnął - Dziwię się również, że Ci to wszystko mówię. Chyba jesteś pierwszą osobą, której się zwierzyłem. Może teraz Ty powiesz coś o sobie?
- Nie, ja.. wiesz bo.. nie musisz nic o mnie wiedzieć - ucięłam temat. Obydwoje skończyliśmy swoje lody, więc bez słów wstałam i ruszyłam do wyjścia - To chodź. Czas wracać do domu.
***
- Dobrze, jesteśmy pod Twoim domem. To teraz muszę Cię zabić za to, że to wszystko wiesz - spojrzał na mnie rozbawiony.- Dziękuję, że się tym ze mną podzieliłeś, ale teraz już idę. Zabijesz mnie następnym razem - puściłam mu oczko.
- A ja dziękuję za ten dzień, wiem że to moja wina, że tak się potoczył, ale mimo wszystko chyba było miło - podrapał się zawstydzony po karku.
- Taak... To była spoko ucieczka od codzienności - zrobiło się niezręcznie i widziałam, że Luke czeka na mój następny ruch - To... To na razie!
- Cześć Maddie. Trzymaj się - posłał mi jeden ze swoich dobrze znanych mi już uśmiechów i wszedł do samochodu, a ja do domu.
CZYTASZ
Nic O Mnie Nie Wiesz ✔
Romance*PO KOREKCIE* ZAKOŃCZONE Jeśli kogoś nie zainteresują pierwsze rozdziały, proszę dać szansę i czytać, bo później historia się bardziej rozwija. Dziękuję ❤ Mam pracę, dom i przyjaciółkę. Za pięć lat wyjdę za mąż za chłopaka, którego znam prawie od za...