Rozdział 2

206 16 0
                                    

Okej, szczerze powiedziawszy uwielbiam lato. Niby zwyczajna pora roku, ale można chodzić po mieście tylko w krótkich spodenkach i bluzce odsłaniającej ramiona (obrywając niezbyt skromnymi spojrzeniami od budowlańców) bez konieczności zakrywania się kurtką czy szalikiem. Poza tym mijani na ulicach ludzie wyglądają na takich... szczęśliwszych? Nikt nie biegnie, żeby uciec przed deszczem, nikt nie chowa głowy pod kapturem - wszyscy bardziej dostrzegają piękno świata. 

Ale teraz popłynęłam. Poetka Maddie, witam serdecznie.

Ja również zaliczam się do tego grona. Właśnie idę ulicą, ze słuchawkami w uszach i obserwuję przestrzeń dookoła mnie. Tu jakaś para, tu dzieci, tam kaczki w stawie. Wróć. Kaczek akurat nienawidzę. Te zwierzęta mogą mnie zadziobać, gdy tylko przyjdzie im na to ochota. Powinny być odgrodzone!

Minęłam park, kupiłam ulubioną kawę w kawiarence i ruszyłam dalej dobrze znaną mi drogą do ,,Smacznego zakątka" gdzie miałam zacząć pracę za trzydzieści minut. Nazwa może niezbyt wyszukana, ale nasza mała restauracyjka była naprawdę dobrym interesem w tej dzielnicy San Francisco.

Dziś rano Josh przeprosił mnie, że zostawił mnie samą, a w ramach wynagrodzenia, dostałam od niego śliczny bukiet żółtych tulipanów. Nie mogłam dłużej się na niego gniewać. Przecież jest taki kochany i tak bardzo zależy mu na...

- Uważaj! - nagle poczułam silne uderzenie w lewe udo, straciłam równowagę waląc głową w coś twardego i momentalnie miałam ciemno przed oczami.

***
- Obudź się! Halo! Słyszysz Ty mnie?! - jak przez mur przebijały się do mnie czyjeś słowa. Nie potrafiłam podnieść powiek, a ból w okolicach karku był tak silny, że nic nie kontaktowałam i nie mogłam skupić się na tym co się dzieje dookoła. Czy ja już umarłam?

- J..osh? - wychrypiałam lekko i zmusiłam się do otwarcia szerzej oczu. Wystraszyło mnie mocne światło i automatycznie przyłożyłam rękę do czoła by się przed nim zakryć. Jednak pomyliłam się co do osoby, bo ujrzałam przed sobą wysokiego bruneta o niebieskich oczach i z lekkim zarostem. Według mnie ma może z dwadzieścia dwa lata i, gdybym tylko mogła o tym teraz myśleć, stwierdziłabym, że jest całkiem przystojny.

- Kto? - potrząsnął głową - Nie! Czy coś Cię boli? Już dzwonię po karetkę! Nigdzie się nie ruszaj! - Szybko podniósł się z kolan i gdzieś pobiegł.

- Nie... no słuchaj, strasznie pulsuje mi głowa, ale muszę już biec przebiec maraton - przewróciłam oczami, czego pożałowałam, bo poczułam mocniejsze pulsowanie głowy i spojrzałam na chłopaka, który właśnie wybierał numer - Tylko nie dzwoń na pogotowie! - szybko się podniosłam i chciałam zabrać mu telefon z ręki, ale nagle zakręciło mi się w głowie i znowu straciłam równowagę.

- Mówiłem, że masz się nie ruszać! - złapał mnie za ramiona i delikatnie posadził na siedzeniu pasażera w samochodzie, którego swoją drogą wcześniej nie zauważyłam - Dlaczego niby mam nie dzwonić po karetkę?

- Nic mi nie jest - Ból głowy powoli ustępował, a nie chciałam żeby pogotowie poinformowało o tym zdarzeniu na przykład Josha, który na pewno bardzo by się zmartwił, zwolnił z pracy i niepotrzebnie panikował. A poza tym jestem tu z tym facetem, a ja nie chcę kłótni związanych z niedopowiedzeniami.

- Nie pozwolę Ci tak po prostu stąd odejść, jeśli nie karetka, to ja zawiozę Cię do szpitala - patrzył na mnie nieustępliwym wzrokiem i zacisnął pięści.

- Myślisz, że jestem tak głupia, że wsiądę do samochodu obcego mężczyzny? Że ja filmów nie oglądam?

Nieznajomy spojrzał na mnie zirytowany - No dobrze, a więc idź - Odsunął się od drzwi i pokazał mi ręką drogę. Spojrzałam na niego zaskoczona, po czym wstałam i ruszyłam przed siebie. Chciałam jak najszybciej od niego uciec. Jednak nie było mi to dane, gdyż po mniej więcej dwóch krokach znowu prawie wylądowałam na ziemi z powodu zawrotów głowy.

No serio świecie, serio?

Chłopak nie pozwolił mi upaść i złapał mnie za biodra po czym znowu posadził na siedzeniu - To jak? Teraz już pojedziesz ze mną do tego szpitala? Wydaje mi się, że nie masz innej opcji.

Miałam inną opcję. Mogłam mimo wszystko przełamać się i zadzwonić po Josha wyjaśniając mu sytuację, ale nawet nie mam pojęcia gdzie jest mój telefon, a pamięci do numerów to nigdy nie miałam.

- Dobrze więc, nie mam wyboru - chłopak wyraźnie się ucieszył, poczekał aż usiądę wygodnie, zamknął drzwi i przeszedł na drugą stronę. Gdy wsiadał, zapytałam - A gdzie jest moja torebka?

Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony i wyjechał samochodem - Jaka torebka? Gdy wybiegłem z auta po tym potrąceniu, to...

- Po czym? - spojrzałam na niego zaskoczona.

- Yyy... to Ty nie pamiętasz co się stało?

- Nie! To ja się nie przewróciłam tak po prostu? - chłopak pokręcił głową więc zaczęłam mówić dalej - Masz mi to w tej chwili wytłumaczyć, bo jeśli zaraz się okaże, że przebywam z jakimś zabójcą czy porywaczem, to obiecuję, że wyskoczę z jadącego pojazdu - skrzyżowałam ręce jak obrażona mała dziewczynka i patrzyłam na niego zniecierpliwiona.

- No dobrze, a więc po kolei - podrapał się po głowie, jakby próbował zebrać myśli i zaczął mówić.

Nic O Mnie Nie Wiesz ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz