Rozdział 31

129 12 0
                                    

- Przyrzekam, jeśli jeszcze raz zobaczę, że wrzuciłeś do pralki swoje czerwone skarpetki z moją białą sukienką to wyrzucę Ci je przez okno! - krzyknęłam wychodząc z łazienki i rzuciłam skarpetami prosto w Luke'a.

- Ale przecież ja nie mam czerwonych skarpetek - oburzył się ze śmiechem i podniósł z kanapy.

- To czyje one niby są?

- Nie wiem, może sąsiada?

- Pokaż mi je - wzięłam od niego i przyjrzałam się podejrzanej części bielizny - A czekaj. Dobra to chyba moje.

- Ha! Należą mi się przeprosiny! - przysunął się do mnie, nadstawił swój policzek i poklepał po nim palcem wskazującym.

- Nie tak prędko. Może i to są moje, ale jeśli już, to one były białe, a nie czerwone.

- A to pewnie przez mój szlafrok. Wrzuciłem go do ostatniego prania, jak widziałem, że było miejsce w pralce.

- Czerwony szlafrok do białego prania?

- A to co, nie można? - wzruszył ramionami - Odpuść już, młoda. Podobno takie ogniste kolory są ostatnio w modzie.

Zacisnęłam pięści i pokonana wróciłam do łazienki, gdzie dokończyłam wieszać przefarbowane pranie na suszarce. Gdy skończyłam, skierowałam się do sypialni Luke'a. I mojej. No naszej wspólnej - od ponad dwóch tygodni, gdy mieszkamy razem. Nie wiem tylko na czym polega nasza aktualna relacja, ale jest to coś pomiędzy przyjaciółmi, a.. parą? Nie potrafię się określić ze swoimi uczuciami, a Luke'owi za to chyba wcale się nie spieszy do jakichś zmian, więc póki co - trwamy w takiej niepewności.

Zrzuciłam z siebie piżamę i ubrałam się w przygotowany wcześniej strój - różową bluzkę z wiązaniem na karku i odkrytymi plecami oraz czarne, jeansowe spodenki. Na nogi założyłam sandałki i przeczesałam włosy. Na zewnątrz jest około trzydzieści stopni, więc zrezygnowałam z makijażu. Pokryłam tylko twarz podkładem, a korektorem zakryłam sińce pod oczami. Wzięłam plecak i zeszłam na dół.

- Maddie! - usłyszałam histeryczny krzyk dochodzący z kuchni, gdy schodziłam po ostatnich schodkach.

- Co? Znowu coś spaliłeś? Dzwonić po straż pożarną?

- Ha ha. Bardzo zabawne. Dobrze wiesz, że to była jednorazowa akcja - zaśmiałam się i przekroczyłam próg pomieszczenia. Na moje zdziwienie nigdzie nie było żadnego pożaru czy nawet dymu. W powietrzu za to unosił się nieziemski zapach warzyw - Ja zrobiłem Ci tylko śniadanie do pracy.

- Na co mogę dzisiaj liczyć?

- Niespodzianka - podał mi papierową torbę, którą razem z butelką wody włożyłam do swojego plecaka.

- Dzięki. Mam nadzieję, że się nie zatruję.

Wybiegłam z kuchni, słysząc już zdenerwowany głos narzekań Luke'a. Chłopak bardzo nie lubi, gdy ktoś krytykuje jego zdolności kulinarne, więc lepiej po prostu zniknąć mu z oczu, gdy już się to zrobi. Krzyknęłam jeszcze krótkie słowo pożegnania i wyszłam z domu w kierunku restauracji.

***
W pracy było wyjątkowo spokojnie. Po trzech godzinach, łącznie obsłużyłam może sześć stolików. Wydaje mi się, że w takie upały większość naszych klientów woli korzystać z plaży i barów na niej, niż siedzieć w zamkniętym pomieszczeniu. Dzisiaj na zmianie nie było Annie, bo jej ukochany zabrał ją na wycieczkę, więc zostałam z Mattem i Tedem. Chłopaki zajmowali się właśnie nielicznymi ludźmi na głównej sali, dzięki czemu mogłam usiąść sobie na zapleczu i zjeść drugie śniadanie przygotowane dla mnie przez bruneta.

Nic O Mnie Nie Wiesz ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz