JUDY
W końcu dotarliśmy do stojących przed budynkiem radiowozów. Tu też musiało się sporo dziać. Kilku policjantów skuwało zbirów Gideona, Eliot opierał się o maskę jednego z samochodów i był opatrywany, a Komendant rozmawiał z Watahą przy radiowozie i nerwowo się rozglądał. Najpewniej szukał właśnie nas.
- Szefie! - zawołałam.
- Hopps? Na miłość boską! - powiedział, podchodząc do nas - już się obawialiśmy...Urwał, bo jego wzrok powędrował w stronę Jacka, który poprawiał sobie krawat. Komendant jakby lekko się wyprostował i powiedział spokojniejszym tonem:
- Witam Pana, Panie Savage!
- Dobry wieczór, komendancie! - odparł, po czym wskazał na moją siostrę - zadanie wykonane! Szkoda tylko, że nie wszystko poszło po naszej myśli. Będziemy musieli o tym pogadać...
- Tak jest - odpowiedział komendant, rozglądając się - A gdzie Bajer?W tym momencie na chwilę zatrzymało mi się serce. Zupełnie o nim zapomniałam!
- Nie ma go tu? - spytałam przerażona.
- Był z wami! - zauważył komendant, spoglądając na płonącą fabrykę - nie możemy tam wejść, dopóki nie przyjedzie straż... Hopps!Komendant musiał mnie przytrzymać, bo już zmierzałam w kierunku płonącego budynku.
- Nie puszczę cię tam!
- A ja nie dam mu tam zginąć! - odparłam, próbując się wydostać - szefie, błagam!
- Zabraniam! Wezwę odpowiednie służby...
- Nie trzeba!Wszyscy się odwróciliśmy. Nick opierał się o jeden z radiowozów i wyraźnie coś go rozbawiło. Jego futro było całe z sadzy i brudu. Krew na jego nodze pobłyskiwała na tle ognia.
- Melduję, że jakoś to przeżyłem...
- Jezu, Bajer!
- Zwiedzałeś kominy? - spytał Wataha, patrząc na jego zabrudzone futro.
- Wszyscy wyglądamy jak kominiarze...Spojrzałam w dół na swoje ubrania. Też byłam cała brudna.
Wataha podszedł do Nicka i pomógł mi ustać na nogach, bo ten miał z tym problemy. Bogo podszedł bliżej i spojrzał na jego nogę.
- Opatrz go! - rozkazał - Kojoto ci pomoże... Hopps, ty też daj się opatrzyć. Masz ranę na głowie...Usiadłam koło Nicka na masce jednego z radiowozów. Jack rozmawiał zażarcie z Komendantem, co jakiś czas spoglądając na nas, a reszta powoli odjeżdżała z aresztowanymi.
Spojrzałam na lisa. Patrzyliśmy na siebie w ciszy przez cały czas gdy nas opatrywali. Uwielbiałam wpatrywać się w te jego hipnotyzujące, zielone oczy. Zawsze zapominałam o wszystkim tym, co działo się dookoła. W tej chwili było to niezwykle przydatne.
W końcu, po chwili cierpienia, bo Nickowi musieli przemyć ranę w nodze, Wataha z Kojoto nas zostawili i podeszli do mojej siostry, którą w końcu ktoś się raczył zająć. Lis zbliżył się do mnie jeszcze trochę.
- Karota... - zaczął Nick, patrząc na płonący budynek, który gasili strażacy.
- Tak wiem - odparłam - trochę nam to nie wyszło...
- Nie o to chodzi...Spojrzałam na niego. On złapał mnie za łapę i spojrzał prosto w oczy z bardzo poważną miną. Bałam się tego, co chciał powiedzieć.
- A nie mówiłem? - zaśmiał się nagle i odsunął.
- Dobra, dobra... - mruknęłam cicho, zażenowana - skąd mogłam wiedzieć, że będziesz mieć nosa z tym Gideonem...
- Następnym razem zaufaj mojemu nosowi - odparł i po chwili dodał - głupi królik...Spojrzałam na niego. Wiedziałam, że czekał aż ja powiem:
- No tak, tak... szczwany lis.
- I jaki mądry!
- Bardzo śmieszne...
- Oj... słodko!Spojrzeliśmy na Eliota, który niepostrzeżenie do nas podszedł. Miał zabandażowane ramię.
- Dostałeś? - spytałam, spoglądając na ranę.
- Tak - odpowiedział - ale tylko mnie drasnęli... no dobra! Ale wciąż nie poruszyliśmy najważniejszego tematu. Dlaczego...
- Wyłączyło nam mikrofony? - dokończył Jack, podchodząc do nas - No właśnie! Emily się nie odzywa. Mam bardzo złe przeczucia... Komendancie!
- Tak? - zapytał Bogo, podchodząc do nas.
- Podwiezie nas pan? - zapytał, wskazując na naszą czwórkę - przy okazji lepiej, żeby wziął Pan broń...
CZYTASZ
Zwierzogród I - W Obliczu Narastającego Konfliktu
FanfictionMija kilka miesięcy od afery ze skowyjcami. Judy i Nick stali się jedną z najlepszych i najbardziej zgranych par policjantów w mieście, rozwiązując razem mnóstwo spraw. Nagle, niespodziewanie w życiu Judy pojawiają się dwie, niezwykle dla niej ważne...