Cz. 17 - Przegrany

197 17 6
                                    

JUDY

Następnego ranka obudziłam się... w sypialni Felixa! Gdy tylko to sobie uświadomiłam, wyskoczyłam z łóżka jak oparzona i spadłam z łoskotem na podłogę. Byłam lekko zdezorientowana. No dobra... nawet bardzo zdezorientowana!

- Matko! Wszystko dobrze Judy? - spytał Felix, który właśnie wyszedł z łazienki w swoim szlafroku.
- Cześć... - wymamrotałam i rozejrzałam się nerwowo - czy my...
- Co? Nie! - zaśmiał się nerwowo i uspokoił mnie - po prostu... zostałaś na noc...

Rozejrzałam się. Pamiętałam tylko jak wczoraj zaczęliśmy się całować... na marchewki! Czemu my się całowaliśmy!? Co mi odbiło!? Zwariowałam do reszty...
- Gdzie Jack? - spytałam, gdy wyjął z komody swoją koszulę.
- Pojechał spotkać się z Harrisem - oznajmił - Idę zrobić kawę... też chcesz?
- Poproszę - odparłam i wstałam z łóżka. Felix zdjął szlafrok i założył swoją koszulę oraz spodnie. Następnie udał się do kuchni.

Spojrzałam na swój telefon. Była już dziesiąta. Nie powinnam się stawić na komendzie? Dlaczego nikt do mnie jeszcze nie dzwonił?
- Co mi odbiło? - powtarzałam w kółko sama do siebie. Nie potrafiłam sobie wytłumaczyć tego, co się stało.

Udałam się do salonu, gdzie poczekałam na Felixa. Po chwili przyszedł on z kuchni z dwoma kubkami kawy i wręczył mi jeden. Następnie odpalił telewizor i usiadł tuż obok mnie. Siedzieliśmy w bardzo niezręcznej ciszy. Czy Jack wiedział? Mam nadzieję że nie wchodził do sypialni Felixa nad ranem...
- Dzisiaj ostatni bankiet - powiedział nagle, wyrywając mnie z transu - u Curtisa. Miały być cztery, no ale zmniejszyła się ilość kandydatów.
- Ja bym nie robiła - odparłam - na pierwszym ktoś umiera, na drugim ktoś umiera... teraz też może się to zdarzyć!
- Właśnie nie do końca - powiedział, wpatrując się w telewizor - Curtis zarządził najwyższą ochronę. Zresztą... rozumiem go. Każdy z gości będzie dokładnie przeszukiwany, a na samym bankiecie ma być cała masa ochroniarzy i policjantów. A, właśnie chciałem zapytać...

I tu spojrzał na mnie, popijającą kawę. Wiedziałam o co zapyta, więc natychmiast odłożyłam filiżankę, żeby się przypadkiem nie zakrztusić.
- Zechcesz pójść tam ze mną? Będzie mi bardzo miło. Nawet mam dla ciebie prezent!
- Naprawdę? Jaki?
- Niespodzianka - odparł - ale musisz się zgodzić!

Zastanowiłam się. W sumie i tak będę musiała tam iść jako policjantka, więc oszczędzę sobie roboty. A poza tym... popieram Felixa, więc powinnam się zgodzić.
- No dobra - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko. Królik także się uśmiechnął i wrócił do swojej kawy...

NICK

Po śniadaniu przygotowałem się do wyjścia. Poprosiłem Pana B o jakiś pistolet, na co on wręczył mi jakąś starą pukawkę. Działała, ale prędzej mogłem nią postraszyć niż zabić. Wziąłem także oczywiście telefon, ubrałem się w czarną koszulę i założyłem okulary zerówki. Teraz musiałem jakoś dotrzeć do Las Padas... na szczęście mogłem ominąć centrum, więc tyle dobrego, ale najkrótsza droga biegła przez góry, a na to nie miałem zbytnio czasu.
- Dobra, i tak mnie w końcu złapią - powiedziałem sam do siebie - jadę metrem!

I udałem się do centrum Tundrówki. Przeszedłem się mniejszymi uliczkami aż do głównego centrum, gdzie poszedłem na stację metra. Na szczęście był tłok, co zmniejszało prawdopodobieństwo, że ktokolwiek mnie rozpozna. Metro w Zwierzogrodzie było dosyć małe. Była to tylko jedna linia, jeżdżąca cały czas w kółko po trzech dystryktach: Sawanna główna, Las Padas i Tundrówka. Do reszty miejsc nie było innej drogi niż samochodowej. Na szczęście budują obecnie nową, wielką linię metra.

Wsiadłem do odpowiedniego pociągu i ruszyliśmy! Biletu nie kupiłem. Kiedyś codziennie jeździłem bez biletu...

Stanąłem w tym tłoku i wpatrywałem się w podłogę. Stałem koło jakiegoś słonia, więc dodatkowo mnie zasłaniał. Być może uda mi się dotrzeć tam niezauważonym...

Zwierzogród I - W Obliczu Narastającego Konfliktu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz