Cz. 19 - Przeprosiny

273 16 2
                                    

NICK

- Bajer... cholera jasna... Mary! Podaj mi to, szybko!
- Co...
- SZYBKO!

Otworzyłem oczy. Mało co widziałem. Wszystko było jakby zamglone. Także głosy wokół były zagłuszone...

Powoli wracało mi czucie. Leżałem na jakiejś kanapie, a światło, które wisiało dokładnie nade mną mocno mnie oślepiało. Widziałem także nad sobą jakąś sylwetkę, która pochylała się i robiła coś przy moim brzuchu.
- Karota...
- Spokojnie, Nick! Nie ruszaj się! - usłyszałem jakiś męski głos.

W końcu rozpoznałem w tym głosie Eliota. Jego białe futro na łapach obecnie miało czerwoną barwę...
- Eliot... - wymamrotałem, gdy w końcu obraz prawie do końca się wyostrzył.
- Jeszcze chwila! - mruknął i przyłożył coś do rany na moim brzuchu - może zapiec!

- ACH!
 
  
 
Podniosłem się z tej kanapy, co przysporzyło mnie o ból w okolicach brzucha.
- Wszystko dobrze? - zapytał Eliot, siedzący obok na fotelu. Siedzieliśmy przy rozpalonym kominku w jakimś salonie. Najwyraźniej minęło trochę czasu, odkąd mnie opatrywał, mimo że miałem wrażenie jakby działo się to przed chwilą.
- Co się stało? - spytałem cicho, lekko się trzęsąc - gdzie jesteśmy? Gdzie jest Judy?
- Spokojnie! Byłeś ranny. Już myślałem, że po tobie... a Judy jest bezpieczna. Zemdlała. Leży w pokoju obok. A gdzie jesteśmy? No cóż...
- Skarbie?

Odwróciłem głowę, w stronę przejścia do kuchni. Stała w nich piękna, młoda wilczyca w domowym ubraniu. Miała na sobie fioletowy kuchenny fartuch. Wyglądała na nieco zestresowaną.
- Wszystko dobrze? - spytała, gdy podeszła do niego i położyła swoje łapy na jego ramionach.
- Już tak - odparł i złapał ją za łapę. Ta uśmiechnęła się lekko.
- Masz dziewczynę? - spytałem zaskoczony.
- Nawet żonę - odparł, spoglądając na nią bardzo czule.
- Nie wiedziałem... gratulacje! Czyli jesteśmy...
- W moim domu - dokończył Eliot - Las Padas. Mówiłem, że to niedaleko, jednak jesteśmy tuż obok granicy z centrum.

Spojrzałem na niego, przypominając sobie wszystko, co zaszło. Bankiet, Felix, Judy, skowyjce, deszcz, błoto... no właśnie!
- Skowyjce! - przypomniałem sobie i spojrzałem na nich - Eliot... co się stało na bankiecie?

JUDY

Otworzyłam oczy. Leżałam w jakimś ciemnym pomieszczeniu, jednak... na wygodnym łóżku. Nadal miałam na sobie swoją zabłoconą sukienkę...

Wstałam powoli z łóżka. Gdzie ja tak w ogóle byłam? Nie wyglądało to na miejsce, gdzie ktoś by mnie przetrzymywał... trochę straciłam rozeznanie w tym, co się wydarzyło...

Zauważyłam drzwi, pod którymi widać było palące się światło. Słyszałam też jakieś głosy. Postanowiłam zaryzykować i je otworzyć.

I nagle znalazłam się w jakimś salonie. Był bardzo przytulny i kolorowy. Na środku, przy rozpalonym kominku stała kanapa, dwa fotele oraz stolik do kawy. Sam salon był dość małym pomieszczeniem, w dodatku absolutnie nie pasującym mi do tego, czego obraz miałam w głowie jeszcze przed sekundą. Mimo to wiedziałam już, że nie jestem w opałach...
- Judy!

Z fotela wstał Eliot i podszedł do mnie, uradowany. Miał łapy całe we krwi.
- Wszystko dobrze? - zapytał - zemdlałaś...
- Co się w ogóle stało? Skąd się tu wzięłam?
- Zaraz ci opowiem...
- Ile minęło? - spytałam skołowana, przerywając mu.
- Ponad godzina odkąd was tam znalazłem - odparł - prawie was zabili...

Jednak ja go już nie słuchałam. Mój wzrok spotkał się ze wzrokiem lisa, siedzącego na kanapie. Wyglądał jakby trafił w niego piorun, jednak wzrok wciąż miał bardzo mocny. Eliot chyba się kapnął, co się święci.

Zwierzogród I - W Obliczu Narastającego Konfliktu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz