Cz. 25 - Finał

236 17 2
                                    

NICK

Zamarłem. Kompletnie zamarłem. Nie wiedziałem co mam robić! Gdybym się poddał, Felix od razu by to wykorzystał i mnie zabił... albo gorzej... a z drugiej strony, tutaj chodziło o Karotę! Nie mogłem pozwolić, żeby cokolwiek się jej stało! Nie wybaczyłbym sobie tego...

Dlatego po podjęciu niesamowicie trudnej decyzji, postanowiłem zrobić to, czego chciał. Ruszyłem przed siebie. Czułem się tak, jakbym szedł na ścięcie. Zdjąłem nawet kaptur od bluzy. Z każdym kolejnym krokiem biłem się z własnymi myślami. To koniec... trzymałem jeszcze łapę w kieszeni, gdzie miałem broń. Ale co niby zrobię? Nic już nie wykombinuję... tylko cud mógłby mnie uratować...

Byłem już praktycznie przy schodach na mównicę, gdy nagle zaczęło się dziać coś dziwnego.

Stanąłem w miejscu i nastawiłem ucha. Już wiedziałem co się stało. Felix popełnił katastrofalny błąd, ponieważ powiedział do mikrofonu:
- Jeszcze chwila i ją zabiję! Myślisz że obchodzi mnie jej los?

To wywołało lawinę. Zwierzęta przed mównicą zaczęły buczeć i wygwizdywać go. Słychać też było pojedyńcze wulgaryzmy. Felix dopiero po chwili kapnął się, że ci buczą... na niego!
- Dajcie spokój na chwilę! - powiedział zdenerwowany do mikrofonu.

Jednak to przyniosło zupełnie odwrotny skutek. Publiczność nie mogła uwierzyć w to, że Felix tak się do nich odzywa. Mnie także to zdziwiło. Zupełnie się zapomniał! Dopiero po chwili, gdy tłum zaczął jeszcze głośniej gwizdać, zrozumiał co zrobił. Chciał coś powiedzieć do mikrofonu, jednak nie potrafił wydusić z siebie ani słowa.

I wtedy gdzieś w tłumie rozległ się huk, jakby strzał. Reakcja była natychmiastowa. Tłum zaczął panikować. Policja ruszyła się z miejsc i pobiegła w stronę tłumu. Grzywalski podszedł do mikrofonu i prosił o zachowanie spokoju. Felix odwrócił się od widowni i złapał za głowę, niedowierzając że zrobił coś tak głupiego.

I wtedy, gdy był w połowie odwracania się z powrotem do publiczności, jego wzrok spotkał się z moim. Dzieliła nas jedynie scena i kilkanaście metrów. Policjanci go już nie pilnowali. To był ten moment.
- Chciałeś mnie... to masz!

I błyskawicznie wyjąłem pistolet. Mimo to Felix krzyknął do stojącego obok Toma oraz Waltera i razem rzucili się do ucieczki. Postanowiłem nawet nie próbować do nich strzelać. To by jedynie przyciągnęło uwagę policji. Postanowiłem ich gonić. Widziałem jak zbiegają z mównicy i biegną w stronę ratusza. Gdzieś po drodze mój wzrok padł także na Bennetta, który patrzył na tę sytuację ze zdziwieniem.

Gdy wbiegłem za nimi do ratusza, oni stali już przy otwierającej się windzie. Felix i Tom zdążyli do niej wejść jednak Walter już nie. Gdy winda się zamknęła, odwrócił się do mnie i zaczął szukać przy pasie broni. Tym razem nie miałem skrupułów. Strzeliłem w jego kierunku kilka razy, trafiając w głowę oraz tors. Gdy upadł na podłogę, zalewając ją krwią, podbiegłem do drugiej windy i wcisnąłem przycisk. Wiedziałem, że teraz to dopiero się zacznie cała ta zabawa!
- Inspektorze!

Zamarłem. Ktoś stojący przed wejściem do ratusza krzyczał do Harrisa. Musieli usłyszeć te strzały! Waliłem w guzik od windy jak opętany. W końcu ta się otworzyła. Wcisnąłem guzik na najwyższe piętro...
- Tam jest! Łapy do góry! I rzuć broń!

Odwróciłem się. Przy wejściu stał inspektor Harris i kilkunastu policjantów. Wszyscy celowali we mnie.

Podniosłem powoli łapy. Oczywiście grałem na czas, bo czekałem aż drzwi od windy się zamkną i winda ruszy. A zajęło jej to zaledwie kilka sekund. Gdy tylko zaczęły się zamykać, Harris krzyknął:
- Ognia!

Zwierzogród I - W Obliczu Narastającego Konfliktu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz