Cz. 10 - Hotel

293 15 1
                                    

NICK

Wieczorem udałem się do Las Padas. Przebrałem się w swoją koszulę i założyłem granatową kurtkę z kapturem. Do Las Padas lepiej się nie wybierać bez kaptura, bo tam naprawdę cały czas padał deszcz...

Słońce już zaszło. Wysiadłem z radiowozu, którym przyjechałem i udałem się powoli w stronę hotelu. Znajdował się on na uboczu Las Padas... w sumie całe Las Padas było uboczem. Nie było tutaj żadnego wyraźnego centrum, a przez duże różnice w wysokościach, co spowodowało powstanie pięter, była to najgroźniejsza dzielnica w Zwierzogrodzie. Ile tutaj zwierząt spadało ze skarp, urwisk, łamiąc sobie różne kończymy, a czasami także karki... zresztą prawie sami z Karotą się o tym przekonaliśmy, gdy gonił nas Miauczuk. Wtedy uratowały nas jednak liany... no i oczywiście Karota.

W końcu dostrzegłem przed sobą szyld hotelu. Znajdował się on przy jednej z uliczek, która była wybudowana nad rwistą rzeką. Po drugiej stronie hotelu widniał gęsty las.

Postanowiłem zadziałać najbardziej nieszablonowo jak tylko się da: założyłem okulary zerówki, wszedłem po prostu głównym wejściem i podszedłem do recepcji. Sam hotel okazał się być bardzo ciepłym i przytulnym miejscem, szczególnie przy tej ulewie na zewnątrz. W recepcji siedziała świnia w czerwonym stroju hotelowym. Czytała ona jakieś kolorowe czasopismo z Gazelą na okładce.
- Dobry wieczór - przywitałem się, podchodząc do lady - chciałbym zarezerwować pokój na jedną noc.
- Nazwisko?
- Henry Clawhauser - wymyśliłem na poczekaniu - można płacić kartą?
- Nie ma sprawy - odparła i przyjrzała mi się uważnie. Miałem nadzieję, że te okulary choć trochę mnie utajniają. Z drugiej strony było mało prawdopodobne, żeby mnie kojarzyła. Media rzadko pokazywały moją twarz w telewizji. Prawdą jest jednak też, że pysk lisa to jednak pysk lisa...
- Jaki rodzaj pokoju?
- Może nie rodzaj, a numer? - zapytałem, spoglądając na nią, lekko zalotnie - mam tutaj swój ulubiony...
- Naprawdę? - spytała zdziwiona - Stały klient?
- Można tak powiedzieć... co Pani powie na pokój 417?
- Jak sobie Pan życzy - odparła, przybijając do czegoś pieczątkę i podając mi kartę - miłego pobytu, panie Clawhauser...

I ruszyłem do wybranego pokoju. Jeśli Pazurian się nie pomylił, Perkins miał pokój tuż obok. Miałem tylko nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem...

Gdy dotarłem na odpowiednie piętro, wszedłem do swojego pokoju i zdjąłem kurtkę. Miałem przy sobie swój pistolet i kilka przydatnych gadżetów. Ten cały Perkins miał pokój o numerze 418, czyli dokładnie za ścianą... nie chciałem tam od razu wparowywać z pistoletem. Nie wiedziałem, czy przypadkiem nie spodziewa się on mojej wizyty. Musiałem to jakoś sprytnie rozegrać...

Rozejrzałem się po hotelowym pokoju. Nic szczególnego. Łóżko, mała kuchnia, telewizor i dwa okna. Właśnie, te okna... to mogła być szansa.

Podszedłem do jednego z okien i otworzyłem je. Od razu do środka zaczął wpadać deszcz. Wychyliłem się i spojrzałem w prawo. W pokoju obok świeciło się światło. Musiał tam być...

Zamknąłem okno i zastanowiłem się co robić. Tutaj potrzebna była dobra strategia. Jeśli mi ucieknie, mogę już nie mieć szansy by go złapać.
Powolutku podszedłem do ściany graniczącej z jego pokojem i nastawiłem ucho. Było słychać włączoną wodę, prawdopodobnie w zlewie w kuchni. Musiał tam być. Teraz trzeba tylko było poczekać, aż wyjdzie z pokoju. Tylko jak go do tego zmusić?

JUDY

Wieczorem siedziałam z Felixem w salonie. Jack pracował w swojej sypialni, więc warta spadła na mnie. Królik odpoczywał na kanapie i oglądał telewizję, a ja siedziałam przy stoliku za nim, pijąc kawę. Bez niej mogłabym przespać swoją wartę... rozmyślałam o tym wszystkim, co ostatnio się wydarzyło...
- Wiesz, że nie musisz tam siedzieć? - zapytał nagle, odwracając się do mnie głową - Chodź! Tu naprawdę jest wygodniej!

Zwierzogród I - W Obliczu Narastającego Konfliktu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz