ROZDZIAŁ XV

766 52 8
                                    

Alec obudził się sporo po drugiej nad ranem, jeśli wierzyć jego zegarkowi. Długo przewracał się z boku na bok, ale nie udało mu się już zasnąć. Westchnął i usiadł na łóżku. Rozejrzał się po pokoju. Wstał i sięgnął po telefon, który jak zawsze leżał na stoliczku nocnym. Nie zapalał światła, bo nie było takiej potrzeby. Przez te kilkanaście minut, podczas których nie spał, jego wzrok zdążył się już przyzwyczaić do ciemności panujących w pomieszczeniu. Poza tym znał ten pokój jak własną kieszeń. Zamieszkiwał go przecież już tyle czasu, od kiedy wprowadził się wraz z rodziną do Instytutu.

Wyszedł na korytarz i zaczął nasłuchiwać. Cisza. Uśmiechnął się sam do siebie. Jako dziecko lubił spacerować nocą po Instytucie. Kiedy nie mógł spać, to go właśnie uspokajało. Nie bał się ciemności i wiedział, że nic mu się nie może stać. Później, kiedy podrósł, jego wycieczki przestawały być takie częste, aż w końcu ustały. Cisza, jaka go otaczała, przypomniała mu, jak to było jeszcze zaledwie dwa tygodnie temu. Wtedy panowała tu cisza i spokój. A teraz? Tyle osób kręci się po korytarzach i różnych salach, że nie ma miejsca, w którym Alec mógłby pobyć chociaż chwilę sam. Gdzie mógłby pomyśleć albo odpocząć. Jest jego pokój, ale do niego wchodzi bez pytania coraz więcej osób. Nie to, żeby Alec się skarżył. Przyjazd innych Nocnych Łowców to nie same wady. To bardzo ciekawe i nowe doświadczenie. Bardzo dużo można się nauczyć w grupie i treningi też są o wiele ciekawsze. Nawet wieczory spędzane w większym gronie nie są takie złe, ale Instytut nigdy nie kojarzył mu się z czymś takim. Instytut był jego oazą. Uwielbiał spędzać w nim czas. Oczywiście nadal uwielbia, ale to już nie to samo. Bardzo mu się spodobało to, że zawsze może na kogoś wpaść i zamienić z nim chociażby słowo, ale nie chciał się do tego przyzwyczajać. Był człowiekiem, który jak już się do czegoś przywiąże, to ciężko mu się z tym potem rozstać. Dlatego się nie przyzwyczajał. Owszem, nawiązał kilka znajomości, które może przetrwają okres, w którym będą musieli wyjechać, żegnać się i takie tam, ale resztę osób traktował po prostu neutralnie.

Oczywiście cała ta sytuacja nie dotyczyła Magnusa. Z nim mógłby spędzać całe dnie i by mu się to nie nudziło. Jeśli o niego chodzi, nie ma mowy o jakimkolwiek lęku przed przywiązaniem się, bo Alec już dawno się do niego przywiązał. Sam się sobie dziwił, ale to była prawda. Nie wiedział nawet, kiedy to nastąpiło, ale tak. Nastąpiło i Alec to sobie właśnie uświadomił. Był tym lekko przerażony. Nigdy nie czuł czegoś takiego. Uwielbiał spędzać z nim czas. Zawsze dużo rozmawiali i śmiali się. Nawet cisza w jego obecności była przyjemniejsza. Czuł się przy nim bezpiecznie i chciał, żeby ten odczuwał to samo. Lubił zaczynać dzień od przekomarzania się z nim podczas śniadania, lubił słuchać jego opowieści i zauważył, że w jego obecności on sam również staje się śmielszy i bardziej otwarty. Nieraz sam rozpoczynał jakiś temat, co mu się nigdy nie zdarzało. Zawsze uważał, że jest zbyt mało taktowny i za bardzo bezpośredni. Obawiał się, że może powiedzieć coś nie tak, dlatego czekał, aż druga osoba go zagadnie. W obecności Magnusa wszystko to przestawało mieć znaczenie. Owszem, nie był tak otwarty jak Jace. Nadal rumienił się z byle powodu i brakowało mu odpowiednich słów, ale i tak była to dla niego wielka zmiana. Zmiana, jak uważał, na lepsze. Nawet w najmniejszym stopniu nie przypominał swojego przyrodniego brata, ale to może i dobrze, przecież każdy ma być sobą. A skoro on ma być wiecznie czerwonym na twarzy, otwierającym się tylko przed Magnusem, który tak na marginesie coraz częściej zajmował jego myśli, to niech tak będzie. Nie będzie się zmuszał do zmian, które mogą być dla niego niewygodne. A zmiany, które wywołał u niego Bane? Były samoistne. On tego nie planował, ale może to nie były zmiany? Może Alec już posiadał te cechy, tylko nie rozwinięte w tym stopniu, co u innych?

Westchnął głęboko. Zebrało mu się na refleksje i przez swoje rozważania nie zauważył nawet, że znajdował się już w kuchni. Natłok myśli zajął go w takim stopniu, że nie był w stanie stwierdzić, ile czasu stał już, opierając się o blat i patrząc przed siebie. Na szczęście nikogo nie było w pomieszczeniu. Jeszcze ktoś pomyślałby, że jest chory umysłowo. W końcu kto normalny stoi i wpatruje się z takim zainteresowaniem w meble kuchenne?

Magnus + Alec = MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz