ROZDZIAŁ XX

794 50 5
                                    



Alec wrócił do Instytutu, kiedy było już dobrze po północy. Do tego czasu biegał i robił wszystko, żeby tylko nie myśleć o tym, co się stało. Ale i tak go to dopadło, kiedy położył się do łóżka. Sam. Do pustego łóżka.

Zwinął się w kłębek i pozwolił myślom wypłynąć i ogarnąć go całego. Jak tak teraz o tym rozmyślał, to wydawało mu się, że zareagował zbyt impulsywnie. Nie wiedział, co się z nim działo, ale to nie było dobre. Od rana dziwnie się czuł, a potem całą swoją agresję wyładował na swoim chłopaku. Teraz czuł się pusty, bezużyteczny. Najlepiej byłoby pójść i przeprosić Magnusa, wyjaśnić wszystko na spokojnie, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafił tego zrobić. I to kolejna rzecz, która świadczyła o tym, że jest okropny. Nie umiał przyznać się do błędu. Przynajmniej nie teraz.


Długo przewracał się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Za dużo spraw kłębiło się w jego umyśle. Za dużo rzeczy czekało na wyjaśnienie i rozwiązanie, ale on nie nadawał się kompletnie do czegokolwiek. Z każdą kolejną minutą czuł się coraz bardziej niepewnie. Nienawidził tego uczucia i chciał, żeby po prostu zniknęło, rozpłynęło się i pozostało zapomniane. Ale tak się oczywiście nie stało. Dręczyły go wyrzuty sumienia. Nie wiedział, dlaczego postąpił tak okrutnie względem czarownika. Przecież nie chciał się z nim kłócić. Nie chciał krzyczeć. A mimo to to zrobił. I zupełnie nie miał pojęcia dlaczego. Dlaczego tak bardzo bolało go to, że został odepchnięty? Magnus cię nie chce, odbijało się echem od ścian jego umysłu. Od razu potrząsnął głową, żeby odsunąć tę myśl, jak najdalej od siebie. Bo przecież to niemożliwe, prawda?

Im dłużej to analizował, tym bardziej był zagubiony. Coś co wcześniej wydawało mu się stuprocentowo pewne, było teraz widziane przez niego zupełnie inaczej. Pojawiało się coraz więcej pytań, a on nie miał siły. Nie miał już siły na nic.

W końcu kiedy to wszystko zaczęło go przerastać, po prostu się poddał. I to właśnie dzięki temu udało mu się po kilkudziesięciu minutach zasnąć. Nie był to jednak spokojny sen. Co jakiś czas budził się i wiercił, dopóki nie przysypiał ponownie.


Nazajutrz rano nie czuł się wcale lepiej. I było już widać skutki zarwanej nocy. Poza tym mały trening w deszczu, jaki sobie wczoraj urządził, również nie wpłynął na niego pozytywnie. Wręcz przeciwnie. Bolała go lekko głowa i miał katar, a jego skóra wydawała się jeszcze bledsza niż była zazwyczaj. I inni chyba także to zauważyli, bo przyglądali mi się odrobinę dłużej niż zwykle, kiedy schodził na śniadanie. Peszyło go to niezmiernie, ale nic im nie mówił.


- Jejku, Alec! - zaczęła Izzy, kiedy go zobaczyła i zaraz kontynuowała. - Dobrze się czujesz?


- Ta, pewnie - odpowiedział bez entuzjazmu.

Sam się zdziwił, słysząc swój głos. Był niezwykle słaby i zachrypnięty, ale nie wiedział, czy to przez jego ponury humor, czy kolejny skutek wczorajszej wyprawy.

- Co się dzisiaj z wami dzieje? - zapytała.

Dopiero po tych słowach na nią spojrzał. Przyglądała mu się wyraźnie zatroskana. On jednak tego nie wytrzymał i ponownie spuścił wzrok.

- Z nami? - zmarszczył brwi.


- No tak - pokiwała głową i zaczęła tłumaczyć, bo dostrzegła, że jej brat nie wie, o co jej chodzi. - Magnus też jest chory - wyjaśniła. - Chociaż on wyglądał gorzej od ciebie - skrzywiła się, przypominając to sobie. - Mama dała mu kilka dni wolnego. Odesłała go do swojego domu, żeby się tam na spokojnie wychorował - wzruszyła ramionami.

Magnus + Alec = MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz