ROZDZIAŁ IV

1.1K 63 6
                                    



O ósmej odbyło się śniadanie. Na czas pobytu Nocnych Łowców w Instytucie utworzono jadalnię. Znajdowały się tam dwa podłużne stoły, przy których spokojnie mogłoby zasiąść trzydzieści osób. 

Kiedy Alec wszedł do pomieszczenia prawie wszystkie miejsca były już pozajmowane. Z końca drugiego stołu machała do niego jego siostra. Usiadł naprzeciwko niej i swojego brata.

- Smacznego - powiedział i sam chwycił kromkę chleba. Posmarował ją masłem i nałożył kawałek pomidora i ser.

- O godzinie dziewiątej rozpocznie się trening - zaczął Jace, był podekscytowany. - Na czym będzie polegał? Jak myślicie?

- Pewnie nie będzie się różnił od treningów Hodge'a - Alec wzruszył ramionami. Zapiekła go lewa ręka, miał w niej ognistą wiadomość:

                             Przyjdź, proszę, z rodzeństwem do mojego gabinetu, kiedy skończycie śniadanie.                                                                                                                                                                Mama 

Pokazał ją Jace'owi i Isabelle.

- Ja skończyłem - oznajmił, gdy przełknął ostatni kęs kanapki i popił sokiem.

- Tak, ja chyba też - odpowiedziała Izzy i wstała. Jace zrobił to samo.Szybko udali się w miejsce, o którym pisała matka.

- Dzień dobry - przywitała ich, kiedy weszli.

- Coś nie tak? - zapytał Alec, usiadł na podłokietniku fotela, który zajęła Isabelle.

- Nie, nie, wszystko w porządku. Chciałam was tylko poinformować, że dzisiaj przybędzie jeszcze jedna osoba do naszego Instytutu - powiedziała.

- Myślałam, że wszyscy przyjechali wczoraj - weszła jej w słowo córka.

- Nie, to znaczy tak. Wszyscy, którzy mieli wczoraj przyjechać przyjechali.

- Więc kim jest ten gość? - zapytał Jace.

- To czarownik. Będzie pracował w Instytucie nad ważnymi dokumentami dla Clave. Mam nadzieję, że będziecie się zachowywać względem niego tak jak przystało na porządnym młodych Nocnych Łowców - popatrzyła sugestywnie na Jace'a.

- Czemu zawsze mówiąc takie rzeczy patrzysz na mnie? - zadał pytanie oburzony.

- Bo to ty masz tendencję do obrażania innych.

- No dobrze. Ale dlaczego nas o tym informujesz? - nie rozumiał jej najstarszy syn.

- Ponieważ ten czarownik będzie tutaj mieszkał przez dłuższy okres czasu.

- Czyli ile? - zdziwiła się Izzy.

- Nie wiem dokładnie. Zostanie tutaj dopóki nie skończy. Miesiąc, może dwa - dodała widząc ich miny. - Ale nie martwcie się. Mówię wam to tylko dlatego, że pewnie będziecie go widywać na korytarzach. Nic więcej. Nie będzie przerywał waszych treningów, więc mam nadzieję, że wy również nie będziecie przeszkadzać mu w pracy. Przybędzie dzisiaj, nie wiem dokładnie, o której godzinie - uśmiechnęła się do nich. - No ale nie musicie się tym przejmować. Idźcie się przebrać, zaraz zaczynacie swoje szkolenie - wstali i zaczęli się kierować do drzwi. Isabelle w progu odwróciła się do matki.

- Mamo, co to za czarownik?- Bane, Magnus Bane - kiwnęła głową i wyszła.

Alecowi serce zaczęło bić szybciej. Magnus Bane w jego Instytucie. Będzie tu mieszkał, jadł, pił, pracował i spędzał czas. Tak blisko niego. Uśmiechnął się do matki i również wyszedł. Udał się do swojego pokoju. Magnus Bane dzisiaj tu przyjeżdża. Poszedł do łazienki. Przebrał się w ubrania do ćwiczeń, koszulkę, dresy i adidasy. Umył zęby i przemył twarz wodą. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Policzki miał odrobinę zarumienione, no i szczerzył się jak idiota. Magnus Bane, pokręcił głową, zaśmiał się głośno i poszedł na trening.

Magnus + Alec = MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz