Duch przeszłości

152 9 1
                                    

Dzień jedenasty - NOTP (LietPol)

-------------------------------------------

Był ciepły wiosenny poranek. Litwa szedł do pana Rosji z herbatą, tym razem z dwoma kubkami, ponoć przyjechał jakiś poseł z Królestwa Polskiego. Tolys nie mógł się doczekać wieści od swojego przyjaciela, Feliksa, z którym kontakt urwał mu się po trzecim zaborze, od którego swoją drogą minęło raptem parę lat. Kiedy doszedł na miejsce, nie zdążył nawet zapukać, gdyż przez drzwi wybiegł ów poseł polski, lecz nie zamknął za sobą drzwi i Litwa mimochodem usłyszał fragment rozmowy jego brata - Eduarda z panem Rosją.

- Nie! Nie możemy mu powiedzieć! - krzyczał Estonia. - On to okropne zniesie, a nie chce patrzeć jak płacze!

- Nie masz wyboru towarzyszu Estonio - odpowiedział Ivan uśmiechając się dziecinnie. - Albo ja to zrobię, a wtedy nie będzie już tak przyjemnie, da?

- Ale nie jestem wstanie mu powiedzieć, że Feliks nie żyje! - dopiero wtedy zorientowali się, że osoba, o której mówili stoi w drzwiach z przerażonym wyrazem twarzy.

Laurinaitis wypuścił z dłoni tacę, jedna filiżanka rozbiła się przy kontakcie z ziemią. Przez chwilę stał w kałuży rozlanej herbaty, a później puścił się biegiem w stronę swojego pokoju. Widział, że Eduard biegnie za nim, ale szybko zamknął za sobą swój pokój na klucz i zignorował wołania Estoni. Nie myślał o konsekwencjach, otworzył okno wychodzące na kwitnącą jabłoń i zszedł po niej do ogrodu. Nie był pewien co robi, ale przeskoczył przez płot ogradzający posiadłość i usiadł pod dębem niedaleko, tak, by mieć widok na płynącą rzekę. Dopiero wtedy faktycznie uświadomił sobie, że jego najlepszy przyjaciel, a nawet osoba, którą kochał, nie żyje i to po części z jego winy. Mógł walczyć z Ivanem, choćby uciec i mu pomóc, ale nie, on się bał kary i przyszło mu za to słono zapłacić. A przynajmniej tak myślał. Łzy zasłoniły mu widok na poświatę przed nim, w której pojawił się właśnie Feliks. Otarł łzy bruneta i nałożył mu na głowę niematerialny wianek. Tolys podniósł głowę, a kiedy zobaczył ducha Łukasiewicza, łzy popłynęły jeszcze gwałtowniej. Na dodatek zaczął mamrotać, z czego dało się wyłapać takie słowa jak: przepraszam, to moja wina, zostałem sam i dlaczego. Polska uśmiechnął się smutno.

- Nie zamartwiaj się Licia - powiedział cicho. - To moja wina, i to ja powinienem cię przepraszać, że nie słuchałem twoich rad.

- Ale, ale - Litwa pociągnął nosem. - Mogłem tyle zrobić, a zostawiłem cię z powodu własnego tchórzostwa - opuścił głowę nie będąc w stanie spojrzeć mu w oczy.

- Pamiętaj Tolys - uniósł jego podbródek, a w jego oczach coś niebezpiecznie błysnęło. - Jeszcze Polska nie zginęła.

Po tych słowach rozpłynął się w powietrzu, podobnie jak wianek na głowie Litwina. Jednak swymi słowami dał mu coś, dzięki czemu, nawet w najgorszych momentach będzie widział światełko - nadzieję. 

Szufladka Kredensu | Hetalia one-shotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz