Smerfny dzień

141 8 44
                                    

Dzień dwudziesty czwarty - Koniec (smerfy!au) - [Z przymróżeniem oka "smerftalia", nie wnikajcie, skąd miałam na to pomysł.] [Ps. to nie jest mój rysunek, a w internecie nie ma innych, lepszych, więc musiałam się tym zadowolić.]

-------------------------------------------------------

- La, la, lalalala, la, lala, lala! La, la, lalalala, la, lala, la, la! - smerfetka Elizabeta podśpiewywała wesoło spacerując po wiosce.

- Witaj Eliza! - krzyknął smerf zgrywus Gilbert

- Cóż za piękny poranek Elizabeto - przywitał się smerf muzyk Rodreich

- Cześć Liz, nie uważasz, ze dzisiejszy dzień jest prawie tak piękny jak ja? - dodał smerf laluś Feliks

Smerfetka zachichotała i odmachała im wesoło. Szła dalej, a inne smerfy witały się z nią, każdy na swój sposób. Smerf łasuch Alfred dał jej burgera, śpioch Herakles zapytał czy nie chciałaby uciąć drzemkę razem z nim, a osiłek Ludwig zaproponował wspólne ćwiczenia. Nawet Vash, smerf odludek zaprosił ją na czekoladę do swojej chatki w lesie, a smerf maruda Lovinio, uniósł kącik ust na jej widok. Celem jej wędrówki był jednak poeta Francis, chciała go poprosić by pomógł jej napisać życzenia na urodziny smerfa stolarza Berwalda. Trochę się go bała, ale wypadało przecież dać mu prezent.

Niestety jej przyjemną wędrówkę przerwał krzyk rolnika Dymitra.

- Gargamel tu idzie! Kryjcie się! 

Faktycznie, Gargamel Ivan razem ze swoim kotem - Klakierem Nikolajem niszczyli właśnie pierwszy domek należący do rysownika Kiku.

-Moi mali towarzysze! - zawołał Gargamel z dziecinnym uśmiechem na twarzy. - Chodźcie do mnie, na pewno chcecie być jednością z Matuszką Rasiją!

Na te słowa smerf panikarz Raivis, zemdlał, a Elizabeta pobiegła schować się do lasu. Nie było to może zbytnio odważne, ani brawurowe zachowanie, ale nic lepszego nie przyszło jej do głowy.

Pobiegła na północ, co z jednej strony mogło być błędem, ponieważ Papa Smerf zawsze przestrzegał, by tam nie iść, ale z drugiej nikt nie będzie jej tam szukał, a zwłaszcza Ivan, który sam bał się tam chodzić. Krążyły legendy, że mieszka tam Cień, czyli smerf, którego nikt nigdy nie widział. Podchodził do zagubionych smerfów, oczywiście nie było go widać, bo jak imię mówi był cieniem, i prowadził do swojego domu. Siostra Vasha - Lili, druga dziewczyna w wiosce poszła właśnie na północ pozbierać kwiaty na wianek dla braciszka i już nie wróciła.

Po parunastu metrach dotarła na najpiękniejszą polanę, na jakiej kiedykolwiek była. Ptaki na drzewach ćwierkały wesoło, a skąpane w porannych promieniach słońca kwiaty mieniły się kolorowym blaskiem. Na środku polany stała chatka podobna do tej odludka, ale obrośnięta bluszczem i kwiatami. Było tu aż za spokojnie. 

Elizabeta poczuła czyjąś dłoń na ramieniu, podskoczyła i cicho krzyknęła, co zostało stłumione dłonią nieznajomego. Zaczęła się wyrywać, ale wkrótce odkryła, że nie ma to sensu, bo i tak jest słabsza od swojego przeciwnika. Ten zaś, kiedy spostrzegł, że dziewczyna się uspokoiła, puścił ją powoli i ręką wskazał drugi koniec polany. Pasł tam się niewielki peryton, co było zjawiskiem tak rzadkim jak niebieska pełnia. Brązowowłosa westchnęła z zachwytu. 

- Prawda, że przepiękny? - spytał szeptem nieznajomy.

Liz odwróciła się w jego stronę, ale nikogo nie zauważyła.

- Cień - pomyślała.

„Cień" zachichotał pod nosem widząc jak dziewczyna rozgląda się w panice. Złapał ją za ramię.

- Tu jestem - powiedział. - Nic ci nie zrobię, spokojnie.

I faktycznie, w miejscu, na którym wcześniej niczego nie było, stał blondwłosy chłopak z odstającym loczkiem i fiołkowymi oczami.

- Jestem Matthew, a ty? - uśmiechnął się przyjaźnie.

- E-e-eliz-zabe-beta, n-nie jeste-teś C-cieni-niem? - wydukała.

- No skądże - odpowiedział. - Chodź pójdziemy na herbatę i zapoznam cię z Kwiatuszkiem.

Weszli do jasnego, choć niewielkiego pomieszczenia. Przy stole na środku pokoju siedziała niska, blondwłosa dziewczynka z fioletową wstążką we włosach.

- Lili? - spytała zdziwiona Eliza.

- Lili? Kto to? - dziewczynka zmarszczyła brwi. - Jestem Kwiatuszek, a przynajmniej tak na mnie mówi Matt. A pani jak się nazywa?

Brunetka już chciała coś powiedzieć, ale blondyn ją wyprzedził.

- Kiedy ją znalazłem leżała na ziemi cała zakrwawiona, więc zabrałem ją do siebie, ale jak się okazało straciła pamięć - powiedział cicho.

- Och - tylko tyle udało się jej powiedzieć.

Zaczęła się zastanawiać co mogło skrzywdzić Lili i dlaczego straciła pamięć. "Jeżeli coś ją zaatakowało, to wioska była w niebezpieczeństwie. Dobrze, że ten cały Matthew się nią zaopiekował. . Ale to znaczy, że muszę natychmiast wracać do domu." Była tak zamyślona, że nie zauważyła zaniepokojonego wzroku dwójki mieszkańców chatki.

- Em... wszystko dobrze proszę pani? - głos "Kwiatuszka" wybudził ją z otchłani niepokojących, lecz prawdopodobnych scenariuszy podsuwanych jej przez wyobraźnię.

- Tak, tak. Muszę już iść - odpowiedziała zdawkowo i wybiegła z domku.

Po parunastu minutach dotarła do swojej wioski, ale zobaczyła tylko jej płonące zgliszcza. Nie myśląc za wiele rzuciła się w tamtą stronę, ale to co zobaczyła zmroziło jej krew w żyłach. Cały plac główny zalany był niebieską krwią, a z pod gruzów zburzonych budynków wystawały pojedyncze kończyny jej "rodziny". Upadła na ziemię i zaczęła głośno płakać niebieskimi łzami, którymi uciekała z niej cała życiowa esencja. 

Zza drzew obserwowały ją fioletowe tęczówki. Wystarczyło pstryknięcie palcami i cała sceneria zniknęła zostawiając tylko szare ciało Elizabety leżące na mchu.

- Było znacznie łatwiej niż przypuszczałem.


Szufladka Kredensu | Hetalia one-shotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz