Dzień czwarty

217 12 4
                                    

Ostatni wieczór

Dzień czwarty - Rzadki ship (AusPol)

------------------------------------------------

Rodreich spacerował po mało znanych ulicach Wiednia. Z racji chłodu na zewnątrz, miał na sobie długi, ciemny płaszcz zapinany na srebrne guziki. Tak opisałby to każdy, kto widział tą sytuację. Prawdą było, że spacerował, gdyż przy jego kondycji nawet szybszy marsz był niemożliwy na dłuższy dystans. Tyle, że nie podziwiał nie uczęszczanych ulic swojej stolicy tylko spieszył się na bankiet wydany z okazji zakończenia wojny. Odbywał się on na jego ziemiach, ponieważ "cudowni wyzwoliciele" chcieli pokazać tym swoją wyższość nad pokonanym wrogiem. Spotkanie zaplanowano na zimę, żeby zdążyć przedtem załatwić wszelkie formalności jak podzielenie stref wpływów, czy oszacować straty i wyliczyć reparacje. Po dobrej godzinie bezcelowego krążenia po mieście zorientował się, że nie ma pojęcia, gdzie jest. Przez głowę przeszła mu myśl, że za słabo zna swój kraj, a przede wszystkim stolicę. Westchnął i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu kogokolwiek, kto pomógłby mu dotrzeć do celu. Niestety przeszywający chłód i wiatr nie zachęcały do przebywania na zewnątrz - wszyscy przechodnie spieszyli się opatuleni po same koniuszki uszu. Zrezygnował więc pomysłu pójścia na bankiet (na który i tak był już sporo spóźniony) i pilnowania upitych zwycięzców, by przypadkiem nie roznieśli budynku i wszedł do najbliższego baru. Już przy wejściu uderzył go smród alkoholu i gwar śmiejących się osób. Postanowił, że nie będzie przysłowiowo "zapijał smutków" przegranej wojny, ale nie mógł odmówić sobie przynajmniej jednego kufla grzanego piwa. "Przysmak" ten rozgrzałoby go po dość długim spacerze, a po drugie przyćmiłby jego zmysły na tyle, by na chwilę zapomnieć o problemach i kiepskiej sytuacji gospodarczej jego kraju.

Zdołał zamówić i wypić raptem jeden kufel, kiedy usłyszał... no właśnie nic. I to go zaniepokoiło. Jedynym hałasem, o ile można to tak nazwać był skrzyp otwieranie drzwi i stuk zegara wybijającego pełną godzinę. Jego wzrok momentalnie skierował się na drzwi wejściowe, przez które wszedł niski, blond-włosy chłopak w zielonym mundurze o dość wątłej posturze. Jak zauważył Rodreich, to na nim skupiła się cała uwaga zebranych. Chłopak usiadł przy stoliku dość groźnie wyglądających mężczyzn. Od razu zaczęli rozmawiać w nieznanym dla niego języku, ale inni jeszcze przez chwilę na nich patrzyli, jakby czegoś wyczekiwali. 

- Może jest tu stałym bywalcem? - pomyślał Austriak.

Do stolika nieznajomego podeszła dziewczyna pracująca w barze i podała mu butelkę zagranicznej wódki. Blondyn wyjął z kieszeni grawerowany kieliszek i począł sam wypijać całą butelkę. Jakby tak jak on chciał zupełnie zapomnieć o zmartwieniach, tyle, że wyglądało na to, że chłopak nie musiał się hamować w przeciwieństwie do Austriaka. Ale w końcu nikt nie spodziewałby się, że na oko dziewiętnastolatek jest personifikacją Polski i akurat korzysta z ostatnich chwil wolności przed przejściem "pod opiekę" personifikacji Rosji. Dla jednych koniec wojny to radość, dla innych rozpacz. W końcu, gdy wypił ile wypić miał zamiar, wstał od stołu. Wszyscy automatycznie przerwali wznowione rozmowy i spojrzeli na niego - niektórzy z klientów przyszli do baru specjalnie, żeby zobaczyć, a może raczej usłyszeć coś, o czym słuchy krążyły po całym mieście.

Polak podszedł do pianina z tyłu sali, usiadł i rozprostował palce. Chwilę przeglądał papiery leżące na instrumencie, pewnie w poszukiwaniu odpowiednich nut. Najwidoczniej nic nie znalazł, gdyż opuścił ręce, wziął głęboki wdech i zaczął grać. Tego dnia planował zagrać wszystkie utwory, które jakkolwiek kojarzyły mu się z domem. Już od pierwszych taktów w jego oczach zebrały się łzy, lecz nieprzerwanie grał dalej zanurzając się przy tym we wspomnieniach. Odzyskana niepodległość, wygrana wojna polsko-rosyjska, związanie sojuszy. Atak z dwóch stron, nóż wbity w plecy, nieudane powstania. Nadzieja na koniec wojny, wycofanie wojsk niemieckich, konferencja w Jałcie. To jego ostatni taki wieczór, jego ostatnia chwila wolności. Mimo, że Alianci obiecali mu suwerenność, jako nagrodę za pomoc w wojnie, bez wachania sprzedali go Związkowi Radzieckiemu i wymazali z pamięci ich wszystkie osiągnięcia. bo przecież "nie wolno drażnić towarzysza Stalina".

Rodreich, mimo całego alkoholu, który wypił, po pierwszych nutach jakby otrzeźwiał. Wiedział kim jest ten chłopak, wiedział czemu tu jest i dlaczego gra takie utwory. Patrzył na niego jak zaczarowany nie mogąc uwierzyć, że go widzi. Jak w transie wstał od swojego stolika i podszedł do podłamanego pianisty. Nie przejmował się spojrzeniami innych, ten jeden raz. Usiadł obok Polaka i dołączył się do utworu, który bardzo dobrze znał. Niesamowite było, z jaką harmonią grali, odcięci od rzeczywistości. W tym momencie liczyła się dla nich tylko gra. Kiedy skończyli, przez dłuższy czas słychać było tylko brawa gości, oczarowanych pięknem wygrywanych melodii. Polska - Feliks Łukasiewicz położył dłonie na kolanach i odetchnął głęboko, nie mogąc się zmusić do spojrzenia na Rodreicha. Dopiero położenie dłoni bruneta, na tych jego sprawiło, że się otrząsnął i drgnął chcąc zerwać się z miejsca. Zatrzymał go jednak głos byłego zaborcy.

- Przepraszam - powiedział Austriak cicho. - Przepraszam, za wszystko co ci zrobiłem. Wiem, że nigdy nie będzie tak jak przed zaborami i wojną, ale wybacz mi, bym mógł z czystym sumieniem odbyć karę, jaką mi wymierzono. Nie mogę znieść myśli, że mnie nienawidzisz.

- To ostani raz, kiedy tu jestem, ostatnia wolna chwila i ostatni nasza rozmowa - blondyn zgasił tym całą nadzieję wyższego. - Ale, właśnie dlatego, ostatni raz ci wybaczam.

Wstał, złożył delikatny pocałunek na policzku Rodreicha i wyszedł z baru odprowadzony zdziwionymi spojrzeniami zgromadzonych. On, przez długą chwilę nie mógł nawet mrugnąć, a tym bardziej pobiec za odchodzącym chłopakiem. 

-Nie... nie! To nie może być prawda! - krzyczał głos w jego głowię. - Na pewno go kiedyś jeszcze zobaczę! On nie może umrzeć! Przecież przeżył dwie wojny, rozbiory i mnóstwo inwazji, poradzi sobie, tak?!

Ale Feliks miał rację, to był ostatni raz, kiedy Austria zobaczył jego.

Potem, po wesołym chłopcu został już tylko cień.

Szufladka Kredensu | Hetalia one-shotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz