SHEETAL'S POV
Gdy przychodzę w piątkowy świt do Wielkiej Sali, Syriusza tam nie ma. Nie przychodzi na śniadanie, choć obserwuję jak wchodzą Huncwoci, spodziewając się, że jego również tam zastanę, i czuję się oszukana, gdy go nie dostrzegam.
Przywykłam już, że chłopak dzieli ze mną Wielką Salę porankami; był tam nawet, gdy mnie nie było, co oznacza, że z jakiegoś powodu wciąż chciał tam przychodzić.
Gdy więc nie zjawia się tego dnia, jestem zagubiona.
Jeśli chce mnie wkurzać, proszę bardzo, niech przychodzi, niech mnie obserwuje i niech siedzi ze mną na parapecie paląc papierosy, ale niech nie zostawia mnie z domysłami i bez odpowiedzi na niezadane pytania, z których jednak oboje zdajemy sobie sprawę. Niech nie każe mi na siebie czekać.
Niech wchodzi albo wychodzi z mojego życia, ale nie chcę go nigdzie pośrodku.
Przepychając się między uczniami, aby dojść na trzecie piętro, gdzie mam zajęcia z obrony przed czarną magią, nie mogę pozbyć się niepewności, która zaczyna stawać się już moją towarzyszką podróży.
Czasem mam wrażenie, że wszystko byłoby łatwiejsze, gdybym znalazła się w Gryffindorze. Czasem zdaje mi się jednak, że to właśnie wtedy wszystko pogmatwałoby się jeszcze bardziej.
Może to po prostu ze mną jest coś nie tak i utrudniam wszystko czego się dotknę, analizując i rozdzielając każdą sytuację na części, aż nie jestem pewna już niczego.
Czasem jestem bardziej niepewna siebie niż daję to po sobie pokazać.
Poranne lekcje okazują się nadzwyczaj znośne, zaryzykowałabym nawet stwierdzeniem, że całkiem w porządku, ponieważ nowy nauczyciel obrony, profesor Corelli organizuje nam dwie godziny pojedynków, podczas których ćwiczymy zaklęcia obronne i atakujące.
Mogę się trochę wyładować i odstresować, jednocześnie ucząc czegoś, co faktycznie może mi się przydać gdzieś poza Hogwartem.
Dodatkowym plusem jest to, że lekcja zostaje skrócona o pół godziny, gdy okazuje się, że kilkoro uczniów musi iść do pani Pomfrey; jakaś blondynka z Ravenklaw kończy bez kości w nodze, dwóch chłopaków ma połamane ręce, a na ciele jakiegoś rudego chłopaka zaczyna wyrastać gęsta sierść.
- Przynajmniej pod kolor włosów- szepczę do Lucjusza, który parska śmiechem.- Choć teraz to bardziej w sumie przypomina włochatą pomarańczę niż człowieka.
Mimo, że spora część studentów nie doznaje żadnych uszkodzeń, a jedynie dobrze się bawi, profesor obwieszcza, że jesteśmy zbyt brutalni i że powinniśmy przemyśleć swoje zachowanie, po czym kończy lekcję.
Wychodząc z sali w towarzystwie Malfoya i Narcyzy, nie mogę przestać się śmiać z nowego nauczyciela.
- Jesteście złe dzieci! Obrażam się na was, wstręciuchy! Powiem wszystko mamie!- krzyczy blondyn, naśladując głos małego dziecka, choć w obecnej sytuacji idealnie pasuje do pana Corelli.- Wszyscy dostaniecie karę!
- Mamooooo, oni są agresywni! Daj im klapsa i postaw w kącie!- dorzuca Cyzia, odgarniając włosy z czoła.
Całą trójką wybuchamy śmiechem, a ja przez moment czuję, że być może jednak jestem dokładnie w miejscu, w którym powinnam być.
Czy gdybym powiedziała im, że nigdy nie śpię, byliby przy mnie w najmroczniejsze noce? Gdybym nie mogła oddychać, byliby powietrzem w moich płucach?
Gdybym powiedziała, że tu nie pasuję, zostaliby przy mnie czy odwróciliby się, tak jak zostawili Syriusza?
***
CZYTASZ
The Sound of Broken Heart // Syriusz Black
Teen Fiction- Czego ty się tak bardzo boisz w relacji z nią, że gdy tylko znów się do siebie zbliżycie, ponownie ją odsuwasz, Syriuszu?