Rozdział V

702 60 22
                                    

SHEETAL'S POV

Następnego ranka budzę się, gdy na dworze wciąż jest ciemno, a pokój spowija mrok, zakłócany jedynie słabym blaskiem znikającego powoli księżyca, który wpada przez okno w Wieży Gryffindoru.

Przez sekundę nie wiem gdzie jestem ani dlaczego. Czuję się otępiała i omal nie spadam z łóżka, gdy wyczuwam czyjąś obecność tu przy mnie.

Dopiero po chwili dociera do mnie wczorajszy wieczór i uczucie upokorzenia, które zdaje się równie mocno, jak wkurzenie na samą siebie, że wszystko spieprzyłam.

Głowa mi pulsuje, jakby skakały w niej miliony krasnoludków, w gardle mi sucho, a na zębach odczuwam nieprzyjemny posmak Ognistej Whisky.

Syriusz wciąż jeszcze śpi wyciągnięty obok mnie, słyszę jego urywany oddech i skrzypienie łóżka, gdy wierci się niespokojnie. Zastanawiam się co mu się śni, obserwując jak jego oczy poruszają się szybko pod powiekami.

To jest kolejny powód, dla którego prawie wcale nie sypiam- nie miewam koszmarów, bo niemal nie śpię, więc kiedy już odpływam w krainę Morfeusza mój organizm jest zbyt zmęczony, by być w stanie cokolwiek wymyślić. Może to dobrze, chyba wolę cierpieć na bezsenność niż męczyć się z niechcianymi snami.

Mam wystarczająco dużo demonów w swoich myślach za dnia, nie potrzebuję kolejnych w nocy.

Wyczołguję się z łóżka, czując się podle i zakładam na siebie wczorajsze ubranie, które zdaje się lepić do skóry.

Jestem zmęczona, a gdy wstaję zaczyna kręcić mi się w głowie i podważam fakt czy w ogóle wytrzeźwiałam, bo dojście do drzwi okazuje się większym problemem niż zakładałam. Omal nie zrzucam lampki nocnej z szafki i sama nie lecę na ziemię, gdy zahaczam nogą o wystający spod łóżka kufer.

Kto to gówno tak postawił?

Jakimś cudem udaje mi się dojść jednak do drzwi i zejść do Pokoju Wspólnego nie budząc przy tym połowy Hogwartu, aczkolwiek naprawdę nie wiem jakim cudem wczoraj zdołałam wejść po tych przeklętych schodach.

Żałuję, że to zrobiłam. Żałuję, że wczorajszy dzień w ogóle istniał. Żałuję, że się upiłam i że Syriusz zjawił się w złym miejscu w niewłaściwym czasie. Żałuję, że byłam tak zdesperowana, by zapomnieć i nie czuć się samotna, że go wykorzystałam. Żałuję, że jestem tak bezmyślna i egoistyczna.

Żałuję, że w ogóle jestem.

Mijam śpiących w fotelach i na kanapie przyjaciół Syriusza, wyobrażając sobie jak niewygodnie musiało im tam być i zastanawiając się czy ta noc była dla nich równie długa jak dla mnie.

Wracam do Lochów cichymi i zupełnie pustymi korytarzami, mijając śpiące w ramach obrazów postacie, które warczą na mnie, jak je przypadkowo obudzę.

Będąc już w swoim dormitorium od razu kieruję się do łazienki, gdzie spędzam następne kilkanaście minut pod prysznicem, wkurzając się na samą siebie i próbując zmyć z siebie cały wczorajszy dzień.

Nie czuję się jednak ani czystsza ani lżejsza.

Zakładam na siebie świeże ubranie, pakuję torbę na zajęcia, po czym znów opuszczam pokój, ale tym razem moje kroki kieruję do Wieży Zachodniej i znajdującej się tam sowiarni.

Siadam na stosunkowo czystym fragmencie kamiennej podłogi, mając nadzieję, że odchody sów ani szkielety zmarłych nornic nie znajdą się na mojej spódniczce.

Wyciągam z torby kartkę pergaminu i pióro, chcąc napisać do Andromedy, ale zdaję sobie sprawę, że nie wiem nawet co miałabym jej powiedzieć.

The Sound of Broken Heart // Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz