SHEETAL'S POV
Zawsze zastanawiałam się, jak wiele rzeczy musiało złożyć się na siebie, aby tamte wydarzenia miały miejsce. I czy choćby jedna zmiana wystarczyłaby, aby im zapobiec. Ale nigdy nie dostałam odpowiedzi, ona chyba nawet nie istnieje.
Kiedy wieczorem Potter zjawia się w bibliotece, jest kwadrans po dwudziestej.
Pewnie mogłabym się wkurzać, że przyszedł spóźniony, ale chyba jednak jest mi to za bardzo obojętne.
Ostatnio wszystko jest mi obojętne.
Siedzę więc dalej na tym samym twardym krześle, na którym siedziałam od ostatnich piętnastu minut, czekając na Gryfona.- Spóźniony- zauważam, ale to jedynie stwierdzenie, nie ma w nim ani irytacji, ani złości.
Zastanawiam się, czy jeśli osiągnęłam już punkt, w którym wszystko po mnie spływa, czy to dobrze czy źle. Chyba raczej źle. W końcu czy nie od tego zaczyna się ostateczny upadek człowieka, po którym już się nie podniesie?
- Spostrzegawcza- odcina James, zajmując miejsce naprzeciwko mnie. Ma lekko przyspieszony oddech i chyba biegł, bo jego policzki są odrobinę zaróżowione od wysiłku. Wolę nie wnikać co robił, bo jego wygląd może sugerować milion różnych opcji, niekoniecznie podobnych do siebie. Ale i tak dostaję odpowiedź, bo chłopak mi jej udziela.- Sorry za spóźnienie. McGonagall przetrzymała nas dłużej na szlabanie.
Unoszę jedną brew do góry.
- Miałeś szlaban? Co takiego pan zrobił, panie Potter?
- Jeśli bym ci powiedział, moja duma zostałaby włożona do niszczarki i przejechana przez walec- odpowiada, jeden kącik jego ust wędruje nieco wyżej do góry.- Nie ten poziom znajomości, aby ci to powiedzieć, panno Gelbero.
Sama się sobie dziwię, że w ogóle spytałam, bo prawda jest taka, że prawie wcale go nie znam. I miał rację, gdy wcześniej dzisiaj powiedział mi, że pierwszy raz w ogóle rozmawiamy inaczej niż rzucając w siebie wyzwiskami.
Nie pozwól im wiedzieć, Sheetal.
Czy to tak źle, że dobrze mi się rozmawia z Gryfonem? Że osoba, do której powinnam czuć wzgardę wydaje mi się w porządku? Że on wcale nie jest taki zły za jakiego go miałam?
Czy to tak źle, że chcę chociaż raz w życiu faktycznie poczuć, że to ja mam kontrolę? Że to ja decyduję o sobie?
Czy aby na pewno chodzi tylko o rozmowę z Jamesem Potterem?
Przez oczami widzę Syriusza, z jego mocno zarysowaną szczęką, szelmowskim uśmieszkiem, rozbawionym wyrazem twarzy i ze zdziwieniem zdaję sobie sprawę, że chciałabym zobaczyć go jeszcze raz, pożartować, wyjść do Hogsmead, chciałabym jeszcze raz poczuć ciepło jego dotyku- odrzucam tą myśl czym prędzej, nie mogąc znieść huraganu myśli, który może zapoczątkować.
- Rozmawialiśmy już o moich relacjach z ludźmi- wzruszam ramionami.- Nasza relacja chyba przeskoczyła o kilka stopni, nie sądzisz?
- O jednym człowieku- podkreśla James, opierając się łokciami o stół.- Ale fakt, to już spory sukces, nie nazwałaś mnie jeszcze pojebem, więc chyba mogę to uznać za progres.
Uśmiecham się do niego pomieszaniem złośliwości i sztucznego uroku.
- Nie martw się, mogę to szybko nadrobić, pojebie- odpowiadam, kładąc nacisk na ostatnie słowo.- Lepiej?
- Teraz nasza relacja wraca do normalności- stwierdza, ale śmieje się, a ja do niego dołączam.- Wiesz, powiedzmy, że ten szlaban wyryje się w pamięci co najmniej trzem różnym osobą, ale jego powód ugodził w moją dumę na wieki.
CZYTASZ
The Sound of Broken Heart // Syriusz Black
Teen Fiction- Czego ty się tak bardzo boisz w relacji z nią, że gdy tylko znów się do siebie zbliżycie, ponownie ją odsuwasz, Syriuszu?