*4*

199 12 1
                                    

   Weekend minął mi zaskakująco szybko, do południa spotykałem się z chłopakami a na noce chodziłem do pracy. Blondyn nie wiedział nadal że pracuję, jestem beznadziejnym przyjacielem, źle się czuję z tym, że go okłamuję, nie mówię mu całej prawy.
Kiedy zadzwonił budzik, ciężko było mi wstać z łóżka jednak trzy prawie nie przespane noce dają się we znaki, leniwie podniosłem się w końcu z łóżka i zacząłem szykować się do szkoły, po ubraniu się i zjedzeniu małego śniadania udałem się w stronę szkoły. Pod szkołą było małe zamieszanie, przyspieszyłem kroku, miałem jakieś złe przeczucie do tego co za chwilę miałem zobaczyć, kiedy przedarłem się przez tłum uczniów, zobaczyłem swojego przyjaciela, który leżał na ziemi, szybko podbiegłem do niego i kucnąłem przy nim

-co się stało?- zapytałem od razu zmartwiony, Kris spojrzał się na mnie i próbował się uśmiechnąć

-to nic takiego- powiedział tylko i próbował się podnieść, co mu wcale nie wychodziło

-przecież widzę, że coś się stało, mów- podniosłem głos

-jakiś kretyn o mało co go nie potrącił- odezwała się jakaś dziewczyna, na chwilę zamarłem, spojrzałem na przyjaciela

-i ty mówisz że nic się nie stało!- krzyknąłem

-przecież żyje- zaśmiał się, pomogłem przyjacielowi wstać i usiąść na ławce, syknął z bólu i złapał się za żebra, nie myśląc długo wyciągnąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem po karetkę

-po co dzwoniłeś, mówiłem przecież że nic mi nie jest- odezwał się blondyn kiedy schowałem urządzenie do kieszeni

-o tym zdecyduje lekarz...wiesz w ogóle co za idiota jechał tym samochodem?

-to był motor- poprawił mnie

-wiesz kto prowadził?

-nie- odpowiedział tylko
Po chwili przyjechała kartka i zabrała Krisa i mnie do szpitala, robili blondynowi sporo badań, kiedy w końcu przywieźli go na sale mogłem do niego wejść

-doktorze w jakim stanie jest Kris?- zapytałem lekarza, który na szczęście był jeszcze w sali

-należysz do rodziny?- zapytał niski, gruby mężczyzna w okularach

-nie...jestem jego przyjacielem

-w takim razie przykro mi ale nie mogę udzielić żadnej informacji... tylko rodzinie- odpowiedział i od razu wyszedł, podszedłem do łóżka na którym leżał mój przyjaciel

-powiedzieli co ci jest?- zapytałem po chwili

-kilka siniaków i pęknięte żebro

-zadzwonię do Nataniela- wyjąłem telefon z kieszeni, ale chłopak chwycił mnie za dłoń

-nie rób tego

-dlaczego?- zapytałem zdziwiony

-nie chcę go martwić

-a tym że nie wrócisz na noc do domu to go tym nie zmartwisz- powiedziałem i wyrwałem dłoń z uścisku, wybrałem numer i po trzech sygnałach usłyszałem głos czerwonowłosego, streściłem mu to co się stało i powiedziałem gdzie jesteśmy, miał przyjechać najszybciej jak tylko mógł...  Kiedy w końcu zjawił się Nataniel, oczywiście nie był sam, od razu podszedł do swojego chłopaka i delikatnie przytulił go

-jak to się stało?- zapytał i spojrzał raz na swojego chłopaka raz na mnie

-szedłem do szkoły i przed samym prawie wejściem usłyszałem jakiś warkot, kiedy spojrzałem w bok zobaczyłem jak ktoś na motorze jedzie wprost na mnie, zdążyłem odskoczyć, ale chyba trochę nie fortunie- wyjaśnił blondyn

Nieoczekiwane...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz