I

3.3K 207 202
                                    

Harry Potter był spóźniony. Bardzo, bardzo spóźniony.

Nie, żeby było to czymś nowym. Spóźniał się regularnie, od kiedy tylko zagrzał sobie biurko w wydziale aurorskim. A od trzech lat spóźniał się jeszcze więcej niż przez całe swoje życie, gdyż był Szefem Biura Aurorów i zawsze coś musiał zrobić, zawsze znalazł się ktoś, kto potrzebował jego podpisu lub przyzwolenia, albo jakiś idiota bez licencji wypuścił nagle na ulice mugolskiego Londynu całą bandę psidwaków, których rozwidlone ogony niezbyt spodobały się mugolom, a później postawił na nogi pół Ministerstwa, zapominając o czymś tak mało istotnym jak istnienie Wydziału Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami.

Więc Harry jako człowiek niezwykle zajęty, każdą wolną chwilę poświęcał na sen. Zazwyczaj. Czasami do jego salonu wpadała Hermiona Granger, asystentka Ministra Magii i jego najlepsza przyjaciółka i zrzucała go brutalnie z łóżka, zarządzając spotkanie towarzyskie. Harry zazwyczaj na nich przysypiał.

A teraz pędził korytarzami Ministerstwa, klnąc zawzięcie pod nosem jak nie wypadało szanowanemu pracownikowi Ministerstwa. Był spóźniony prawie cztery godziny. To oznaczało, że najwcześniej z Biura wydostanie się o dwudziestej.

Skinął głową czarownicy w niebieskim kapeluszu, której nigdy w życiu nie widział, a która przywitała się z nim radosnym „dzień dobry, panie Potter", i wpadł do swojego gabinetu jak burza, tylko po to, by zostać przywitanym przez pełne dezaprobaty sarknięcie.

— Spóźniłeś się, Potter.

Draco Malfoy siedział przy jego biurku, z kostkami radośnie skrzyżowanymi na blacie i przeglądał Proroka Codziennego. Co prawda, siedział po stronie gościnnej jako dobrze wychowany członek arystokratycznej rodziny Malfoyów, jak sam utrzymywał, co nie przeszkadzało mu włamać się do gabinetu Harry'ego i zrobić sobie kawy.

Harry przeszedł przez gabinet i zrzucił na biurko plik pogniecionych papierów, trzymanych jeszcze przed chwilą w ramionach, i zepchnął bezceremonialnie buty Malfoya ze swojego biurka.

— Zabieraj te buciory, Malfoy — burknął i opadł na krzesło.

— Dalej jesteś spóźniony.

— Dalej jestem twoim szefem.

Malfoy przewrócił oczami, jakby jeszcze w Hogwarcie na samą myśl o Harrym Potterze stanowisko nad nim nie przeklinał każdego w zasięgu wzroku, słuchu i upiorogacka.

— Dalej nie wiem, jakim cudem, na Merlina, ktokolwiek zaproponował ci tę pracę, a później pozwolił ci ją zatrzymać — odbił piłeczkę, wskazując na papierzyska, które Harry przyniósł ze sobą. Były wymiętolone, wypełnione niedbałą bazgraniną i Malfoy już współczuł komukolwiek, kto miał je później odebrać. — Wygląda jak wyciągnięte z chlewu — stwierdził z odrazą.

Harry rzucił mu spojrzenie z ukosa.

— Nie twoich podpisów potrzebują wszem i wobec pod każdą pierdołą. Choć pewnie by ci się to podobało.

Draco Malfoy założył nogę na nogę i oparł elegancko podbródek na swojej smukłej, bladej dłoni. Miał długie palce, piękne palce muzyka, gładki podbródek i zmrużone oczy, srebrne jak księżyc. Harry przyłapał się na przełknięciu śliny, kiedy jeden z blond kosmyków wysunął się z warkocza, w który zaplecione były długie włosy Malfoya. Związane sięgały mu za łopatki, a rozpuszczone musiały być jeszcze dłuższe, chociaż Harry nigdy go w takich nie widział.

— Byłbym zachwycony — stwierdził Malfoy. — Kolejka ciągnęłaby się do ulicy i rozdawałbym swoje autografy o wiele chętniej niż ty.

— Ja nie rozdaję autografów — syknął Harry, czując jak ciśnienie mu podskakuje. — Podpisuję ważne dokumenty.

Nasze ostatnie słowo || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz