X

2K 173 11
                                    

- Mają wilkołaka. Nie byle jakiego wilkołaka, ale najbardziej szurniętego ze wszystkich, kto wie, jakie ma wpływy wśród dzikiej społeczności. Ponad ośmiu Śmierciożerców, tyle śladów sygnatury znaleźliśmy na miejscu, kto wie, ile jest ich zaangażowanych całkiem!

Harry krzątał się po salonie Malfoya od dobrych kilku minut. Draco jedynie siedział na fotelu i wodził za nim pochmurnym, szarym spojrzeniem, składając smukłe dłonie na jednym z podłokietników. Wbijał palce w miękkie obicie, plecy mając nienaturalnie sztywne.

- Kurwa! - warknął Harry. Kopnąłby w coś, gdyby nie fakt, że Malfoy natychmiast poinformowałby go o konieczności własnoręcznej naprawy.

- Gdzie? - zadrwił Malfoy. - Ładna?

Harry potknął się o własne stopy i omal nie wyłożył na podłodze. Płachty aurorskiej szaty łopotały wokół jego nóg, kiedy łapał równowagę.

- Co? - wbił w Malfoya niedowierzające spojrzenie.

- Pierdolisz od rzeczy - upomniał go Draco, gładząc nerwowo kciukiem plusz fotela, na którym siedział. Nie zdążył się jeszcze przebrać z szat, w których był w Ministerstwie - Harry wpadł do jego biura pół godziny przed końcem zmiany i wyrwał z towarzystwa Roberta Coya, przełożonego Łamaczy Klątw, usprawiedliwiając się bardzo ważną sprawą. Prywatną, bo jak Draco stwierdził na samym początku cały ten syf już daleko wychodził poza koneksje służbowe, nawet przed pojawieniem się Fenrira Greybacka, którego Harry nienawidził całym sercem, za Remusa, Billa i setki innych osób, przemienionych dla rozrywki.

Kto wie, ile ich przemienił podczas tych szesnastu lat, albo gorzej, ile ich przemienił dla Śmierciożerców, którzy bawili się z nimi w kotka i myszkę, bardzo umiejętnie i ze świetnym rezultatem. Dla nich. Harry namacalnie czuł jak siwiał podczas tej rozgrywki.

- Więc rozumiem, że masz jakieś propozycje? - spytał jadowicie Harry.

- Minęło piętnaście lat, Potter. Ja wiem, że pozostałem piękny i młody od czasu Wojny, ale Greyback będzie miał z osiemdziesiąt lat. Trzymają go, bo albo się wepchnął albo chcieli was nastraszyć.

Harry machnął dłonią, by mówił dalej. Draco skwitował jego łaskawość wywróceniem oczami.

- Mógł ją jedynie ugryźć. Reszta musiała trzymać tę dziewczynę, by mu się nie wyrwała. Pamiętasz Lupina? Wilkołaki szybko umierają, bo wykańcza je przemiana. Greyback jest słaby jak dziecko. Jest wykończony fizycznie i magicznie.

Harry otworzył oczy szeroko, a Malfoy pokiwał głową, oblizując usta.

- Myśl, panie Szefie Biura Aurorów.

Harry niemalże podskoczył podekscytowany w miejscu.

- Nie może się aportować. Ani podróżować daleko. Musi być w Londynie!

- O ile to on - zaznaczył Draco. - Zawsze mogli zwerbować innego wilkołaka. Nie tylko Greyback był chory i uważał zagryzanie ludzi za niezwykle fascynujące zajęcie. Dla niego to było jak Quidditch.

- Pyszna zabawa - przypomniał sobie Harry. - Tak pisało na ścianie.

Draco wyglądał bardzo osowiale, kiedy wzruszał ramionami.

- To może być on. Ale nie musi. Przeszukajcie Londyn. Cały. Skorzystajcie z sygnatury.

- Nie da się jej rozróżnić, już ci mówiłem - odparł szybko zirytowany Harry.

Malfoy spojrzał na niego z niedowierzaniem.

- Potter, co ty robiłeś na szkoleniu aurorskim z zakresu magicznych stworzeń?

Nasze ostatnie słowo || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz