XXII

1.7K 161 68
                                    

Harry przez lata nie był przyzwyczajony do spania długo i głęboko. Od Bitwy o Hogwart rzadko przesypiał całe dziewięć godzin bez przerw, bez wstawania, bez krążenia w kółko po mieszkaniu. Pewnie dlatego tak bardzo tęsknił teraz za eliksirem regeneracyjnym.

Teraz, kiedy siedział zwinięty na kanapie przy otwartym oknie balkonowym i zawiązywał supełki na sznurówce, plątając i rozplątując je mechanicznie, nagle pożałował, że wcześniej traktował go tak po macoszemu.

Prawie przyrzekł sobie, że kiedy nareszcie będzie mógł brać go z powrotem i nie będzie to kolidować z eliksirami wzmacniającymi, które przekazała mu Anabelle, nie ominie już ani jednej fioleczki. Chciałby móc obudzić się koło Draco, świeży i wypoczęty, z uśmiechem na twarzy powitać go w swoim własnym łóżku, jednak wiedział, że pobudka uznawana powszechnie za przyjemną możliwa była dopiero za kilka godzin.

Był pewien, że już nie zaśnie. Był pewien, że nie da rady przeleżeć tego czasu samotnie z własnymi myślami i własnym skrzywieniem, mówiącym mu, że każda chwila bezczynności jest zła.

Okno balkonowe było otwarte na oścież, Harry pozwolił orzeźwiającemu kwietniowemu powietrzu wpadać do pokoju. Słońce pomału wschodziło nad blokami, malując dachy mdłym, pomarańczowo-fioletowym blaskiem. Palce pracowały metodycznie na sznurówce, w kółko wykonując tę samą czynność, kiedy wpatrywał się tępo w widok za oknem, pogrążony w letargu bez myśli. Pachniało Londynem, mokrą ziemią i spalinami.

Nie usłyszał nawet cichych kroków i zawiasów uchylanych drzwi sypialni.

— Potter, jesteś nienormalny? Dopiero świta.

Draco stał w progu, w samych bokserkach, trąc gwałtownie opuchnięte od snu oczy. Długie włosy rozsypały mu się po ramionach, sprawiając wrażenie nieco złotawych w tym dziwnym, niewyraźnym blasku poranka; jego naga skóra – jasne blizny, porcelanowe ramiona, silna pierś i płaski brzuch – sprawiały wrażenie wykutych z białego kamienia.

— Nie mogłem spać.

Harry jedynie z braku chęci rozpoczynania rozmowy na ten temat nie dodał, że to naturalny stan rzeczy.

Mina Draco podpowiedziała mu, że już to wiedział.

Zawsze tak było, z każdym partnerem, którego Harry kiedykolwiek miał. Nigdy nie było inaczej – na początku wszyscy się martwili, wychodzili z sypialni i siadali obok; Ginny niekiedy robiła mu gorącą czekoladę mając nadzieję, że to pomoże. Później zaczynało ich to nieco irytować, coraz mniej nocy spędzali wspólnie, aż w końcu rzadko w ogóle kiedykolwiek razem zasypiali, lądując w łóżku jedynie na seks, lepszy lub gorszy.

A później wszystko się kończyło. Harry z nikim nie zdążył zamieszkać – związek sam z czasem rozchodził się po kościach, z takich albo innych przyczyn.

Miał wrażenie, że z Draco będzie tak samo, bo już tyle razy przechodził przez ten schemat i wszyscy wypełniali tę listę przewidywalnych zachować co do joty.

Jednak Harry powinien był się już nauczyć, że Draco Malfoy ani trochę nie przypominał żadnego z jego wcześniejszych partnerów.

— No cóż, ja wracam do łóżka — skomentował sucho mężczyzna. — Nie mam zamiaru padać na twarz koło południa. Potrzebujesz czegoś, czy mogę udać, że nie wychodziłem z sypialni, a mój chłopak nie jest wariatem wstającym o czwartej rano?

Harry zrobił jedną z tych głupich min, których nie sposób było uniknąć w towarzystwie Malfoya, a później pokręcił głową, hamując chichot.

Chichotanie było niemęskie.

— Nie. O której cię obudzić?

— Nie przed dziewiątą, bo kiedy w końcu zaśniesz sprawię, że odpadną ci brwi. — Po czym zatrzasnął za sobą drzwi sypialni.

Nasze ostatnie słowo || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz