Malfoy wpadł do niego po pracy, z nieodłącznym alkoholem w dłoni. Na widok Harry'ego odesłał go do swojego mieszkania.
— Ej! — jęknął Harry. — Oddawaj.
— Chciałbym, Potter, ale wyglądasz jeszcze gorzej niż ostatnio. Granger przemieliła cię w maszynce do mięsa?
— Nie wiedziałem, że wiesz, co to.
Malfoy spojrzał na niego z potępieniem.
— Jestem czarodziejem, nie idiotą.
Harry przewrócił oczami. Doskonale wiedział, że po ślubie z Astorią zadecydowali, by nie wychowywać swego dziecka w nienawiści do mugoli. Poskutkowało to rzetelnym rozeznaniem na mugolskim rynku.
— Oddaj whisky.
— Nie. Jest moja — odparł Malfoy, samemu się zapraszając pod ramieniem Harry'ego. Otarł się o niego przy tym biodrem, na co Harry poczuł jak krew gotuje mu się w żyłach. Jęknął cicho i przycisnął zimne palce do czoła. Że też akurat teraz, kiedy wszystko się waliło, Harry'emu musiał spodobać się Malfoy i że ten pacan go jeszcze prowokował. Do diabła, Malfoy nie wiedział, co to z nim wyrabiało. — Zrobię herbatę.
Harry nie zdążył się odwrócić, żeby sprawdzić, czy Malfoy zauważył jak bardzo wybił go z równowagi, bo już go nie było. Zrzucił eleganckie buty i wlazł do kuchni, przeszukując szafki.
— Masz tu okropny syf, Potter — zmarszczył się, grzebiąc w poszukiwaniu puszki z herbatą.
— Nie mam siły, żeby to układać — odparł Harry, opadając na krzesło przy kuchennym stole i obserwując Draco spod przymrużonych powiek. Znowu miał dżinsy, ale na górę narzucił szarą koszulę. Pomiędzy łopatkami majtała się końcówka warkocza i Harry poczuł przemożną ochotę, by sięgnąć przed siebie i rozplątać sznurek, którym były związane jasne włosy. Zdusił ją w sobie. — Cały czas jestem w pracy i przychodzę wykończony.
— Ja też i w dodatku mam dziecko, a porządek jakoś istnieje — sarknął Malfoy, znajdując, czego chciał.
— Rozgość się, bez krępacji — parsknął Harry.
— Jakiś ty łaskawy, Potter.
Robienie herbaty zajęło mu kilka sekund – podgrzał wodę różdżką i zalał torebki również za jej pomocą. Po chwili szedł już do salonu, kwitując, że jak już ma siedzieć w jego towarzystwie, to przynajmniej na czymś miękkim.
Harry podążył za nim, wbijając wzrok w jego plecy, w mięśnie tańczące pod zwiewną koszulą.
Kiedy tylko usiedli Draco rzucił w niego czymś ciężkim, srebrnym i metalowym, a Harry omal nie dostał tym w twarz. Uratował go jedynie instynkt szukającego, pozostały z lat szkolnych.
W rękach trzymał broszkę. Ładną, nieco zaśniedziałą głowę węża z rubinowymi oczami i starannie odlanym językiem, owijającym się wokół jednego z kłów.
— Leżało w głównej sypialni — oświadczył Malfoy, zaciskając podekscytowany palce na materiale spodni. — Głupek Crown użył tylko podstawowych zaklęć szukających, nie przeszukali nic ręcznie.
Harry uniósł brochę do oczu.
— Poznajesz to?
— To broszka do płaszcza — oświadczył Draco z napięciem. — Spina się pod szyją. Należy do Jugsona.
Harry przypomniał sobie niejasno, że było to nazwisko Śmierciożercy z jego listy, którą analizowali z Draco tydzień temu.
— Jesteś pewien?
CZYTASZ
Nasze ostatnie słowo || Drarry
FanfictionHarry Potter ma trzydzieści trzy lata i jest Szefem Biura Aurorów. Draco Malfoy jest za to osobistym utrapieniem jego i całego departamentu, a przy tym przyjacielem i sojusznikiem. Harry żyje spokojnie jako Chłopiec, Który Przeżył dopóki, po raz p...